CityTrail Łódź bieg nr.3 – Relacja
Mroźny poranek przywitał nas w pierwszą niedzielę nowego roku. Kilkanaście stopni na minusie nie przeszkodziło jednak blisko 300 śmiałkom w rywalizacji na 5 kilometrowej trasie trzeciego City Trail Łódź. Dzisiaj biegło mi się dość dziwnie, niby dobry czas, dobre miejsce – ale jednak to nie był do końca udany start.
Po ostatnim starcie 31 grudnia, pozostałe dwa dni przeznaczyłem na odpoczynek. Być może trochę za bardzo rozleniwiłem organizm, gdyż na starcie w parku 3 Maja nie czułem, że jestem gotowy na szybkie bieganie. Czułem się ciężko, nogi miałem ciężkie, jedynym plusem był fakt, że przy tej temperaturze, tak dobrałem strój biegowy, że nie było mi po raz pierwszy zimno na rozgrzewce.
Tego niedzielnego poranka odbiór pakietów przebiegł bezproblemowo i po kilku minutach mogłem rozpocząć spokojną rozgrzewkę. Tradycyjnie na takie szybsze bieganie rozgrzewka zajmuje mi około 40 minut. Po około 15 minutach dość żwawszego biegu (chciałem trochę się rozruszać na tym mrozie). Zrobiłem serię ćwiczeń i kilka przebieżek, zostawiłem grubsze ubrania w aucie i popędziłem na start.
A tam kończyła rozgrzewkę, już dobrze wszystkim znana, „śmietanka” Łódzkich biegowych wyjadaczy. Powoli City Trail Łódź staje się wydarzeniem, na którym pojawiają się znane twarze – stali bywalcy, zjawiają się po to by przez 5 kilometrów powalczyć, pokazać kto przepracował lepiej ostatnie tygodnie i trochę po rywalizować z dobrymi znajomymi.
Po chwili oczekiwania na start i odliczaniu ruszyliśmy na trasę walczyć z swoimi słabościami oraz z niemałym mrozem. Pierwszym utrudnieniem była pofałdowana, wystająca zmarzlina na 400 metrowym stadionie Łodzianki. Trzeba było uważać, aby nie postawić źle nogi, gdyż mogło to skończyć się skręceniem kostki.
Od razu na prowadzenie wysunął się, po raz pierwszy startujący w tej edycji biegu, Michał Kosior. Lecz bardzo szybko zaczął go doganiać peleton biegowych „wyjadaczy”. Ja rozpocząłem spokojnie, mijając okrążenie stadionowe w 1.17. Po wybiegnięciu z stadionu zacząłem wyprzedzać zawodników, którzy za szybko zaczęli bieg. Szybko się zdziwiłem, gdy nagle zacząłem zrównywać się z elitą biegu. Zwolniłem. Po pierwszym kilometrze, gdy na prowadzenie wysunął się Szymon Kotyla – tempo biegu jeszcze spadło, biegliśmy znacznie wolniej (3.25-3.30). Wtedy poczułem, że za moimi plecami zaczynają się pojawiać kolejni zawodnicy, którym to tempo biegu zaczynało pasować.
Biegłem na 5-6 pozycji i liczyłem, że uda się poprawić czas z poprzedniego biegu. Po drugim kilometrze jednak, zacząłem godzić się z faktem, że dziś mogę jedynie powalczyć o lepsze miejsce na mecie.
Nagle po dwóch kilometrach tempo biegu drastycznie wzrosło, skończyły się rozmowy z przodu (tak, niektórzy przy 3:20 sobie normalnie rozmawiają i się śmieją :)) przyspieszyliśmy i nagle biegliśmy około 3:10 po asfaltowym chodniku po stronie parku Badel Powela. Biegłem na 5 pozycji, lecz grupa nadal była dość zbita, z tyłu słyszałem tylko jednego zawodnika. Przy ostrym zakręcie w stronę górki trzeba było uważać, ponieważ na biegaczy czyhała, ponad metrowej szerokości, lodowa ślizgawka. Czas przy górce nie był o wiele gorszy, niż na poprzednim starcie – a czułem się o niebo lepiej, niż cztery tygodnie temu. Podbieg pokonywało mi się wręcz fenomenalnie (dzięki trenerze za treningi siły biegowej). Następnie na zbiegu czołówka ruszyła już grubo poniżej 3:00 i zaczęli uciekać. Ja jakoś na zbiegach jeszcze sobie nie radzę dobrze (jeszcze :)) – więc biegłem jak mogłem. Tempo biegu cały czas było w okolicach 3:20 i szybciej – zaczęło się prawdziwe ściganie.
Na polanie między parkami, osoba z tyłu zaczęła się jeszcze bardziej zbliżać. Był To Janek Wychowałek, który wykorzystał wolne tempo początku biegu i teraz atakował. Niestety, ale przed wbiegnięciem do parku, minął mnie. Starałem się go utrzymać, ale okazał się szybszy i ponownie (tak jak w czwartek na biegu sylwestrowym) zacząłem odczuwać kolkę po prawej stronie brzucha. Ustabilizowałem bieg i biegnąc na tyle na ile pozwalał mi organizm, starałem się jak najmniej tracić do Janka :). Okrążenie na stadionie to już tylko utrzymanie tempa i miejsca.
Byłem zaskoczony. Nie wiedziałem, że jednak uda mi się poprawić mój wynik z poprzedniego biegu (przy idealnych warunkach) – dziś przy kilkunastostopniowym mrozie. Wynik na mecie to 6 miejsce i czas 16.49. Patrząc na wszystko na chłodno, można powiedzieć, że był to udany start – jednak przegrana z Jankiem mi pozostanie w pamięci i już się nie mogę doczekać kolejnego startu 24 stycznia 😛
Przyczyną ostatnich kolek może być rozleniwiony układ pokarmowy po ostatnich dniach wolnych. Nie biegałem szybko, nie biegałem dużo i coś ostatnio na moje przedstartowe śniadanie zaczynają padać cienie podejrzeń ;). Przyjrzymy się temu w następnych miesiącach. Jeśli macie sprawdzone przedstartowe zestawy śniadaniowe, chętnie o nich przeczytam.
Do zobaczenia na trasie w Łodzi 24 Stycznia, mam nadzieję, że będzie cieplej 🙂
Wyniki: LINK
One thought on “CityTrail Łódź bieg nr.3 – Relacja”