Co u mnie słychać – Podsumowanie ostatnich treningów part 2
Poprzedni wpis zakończyliśmy wstępem do symulacji kontuzji. Ostatnio, gdy mocno trenowałem i mało czasu poświęcałem na regenerację to organizm sam robił mi przymusową przerwę w postaci kontuzji. Tym razem chcąc uniknąć przymusowego przestoju w bieganiu postanowiłem zaplanować taką przerwę, która będzie przerwą od biegania, ale nie będzie czymś, co jest znane jako roztrenowanie.
Dodatkowo po roku wznowiłem uzupełnianie dzienniczka treningowego, dzięki czemu mam czarno na białym, co chce pobiegać i jak moje treningi się kształtują – aby ocenić potem, co zostało zrobione źle, albo co mi pomogło.
Symulacja kontuzji wyglądała w następujących sposób:
– 20 km rowerem
– 20 km rowerem
– 2x wolne
– Mocna siłownia
Po tych 5 dniach odpoczynku od biegania postanowiłem w sobotę 11 marca wskoczyć na bieżnię elektryczną, aby zobaczyć jak czuje się organizm. Ustawiłem tempo na 3.30 i celem minimum tego treningu było 5 km w tym tempie. Moim dużym zdziwieniem były bardzo dobre parametry tętna, które dopiero przy 5 kilometrach zaczęły wchodzić na wartości >180 bpm. Wiedziałem, że to nie jest przetrenowanie, więc postanowiłem przedłużyć trening do 7,5 km. Po 6 kilometrach zacząłem już odczuwać trudy biegu, ale tętno nadal rosło powoli i stabilnie, przy 7,5 kilometrze zmieniłem plany na 9 km i gdy bieżnia zaczęła pokazywać wartości bliskie 9 kilometrów, czułem się dobrze. Wiedziałem, że uda mi się dokręcić do 10, ale przerwałem trening. Nie było sensu kręcenia na pokaz do równych wartości, test zdany z nawiązką. Takiego pozytywnego efektu symulacji kontuzji się nie spodziewałem.
Byłem tak podbudowany tym treningiem, że wieczorem wyszedłem jeszcze na 6 km dotruchtania.
Tak samo zrobiłem następnego dnia rano, czyli również 6 km truchtania i wieczorem wyszedłem na drugi mocny trening. Tym razem chciałem pobiegać coś dłuższego, ale w średnim tempie. Wybrałem swoją 6 kilometrową pętlę na stokach, która jest dość pofałdowana. Oczywiście, każde okrążenie chciałem pobiec szybciej i wywiązałem się z tej umowy. Jedynym problemem było to, że zacząłem pierwsze kółko ze średnią 4.05, drugie średnio 4.02 i ostatnie poniżej 3.50, czyli w sumie 18 km średnia poniżej 4.00, czułem duży zapas prędkości i siły.
Bardzo polubiłem poranne bieganie i po takim weekendzie rano wyszedłem na tradycyjne truchtanie oraz wieczorem pobiegałem z kolegą z pracy Maciejem lekkie 1 h konwersacyjnego wybiegania.
Tak samo udało mi się pobiegać we Wtorek z Panem Jagodą o poranku. Niecodzienny widok o godzinie 6.30, gdzie dwóch biegaczy biega sobie w najlepsze chodnikami i mija zaspanych pieszych.
We wtorek w ciągu dnia podjąłem szybką decyzję na temat wyrywania ósemek i wieczorem już byłem o 2 zęby lżejszy :). Niestety po tak poważnym zabiegu jak chirurgiczne usuwanie zębów u mnie w dzienniczku treningowym pojawiła się luka na 5 dni bez żadnej aktywności fizycznej, ponieważ każdy wysiłek mógł powodować komplikacje w gojeniu się.
Dopiero tydzień później w poniedziałek 20 marca rano wyszedłem na dłuższe szybsze bieganie robiąc 12 km wybiegania, czułem się dobrze i na wieczór tego dnia zaplanowałem już mocniejszy trening.
Było to 6 km po 3.55 plus 10 x 400 m po 1.20 na przerwie 1.20.
Dawno nie byłem tak skupiony na cztery-setkach, biegałem jak w transie i oczywiście ostania szybciej 🙂
Następnego dnia wyszedłem na poranne truchtanie i ponownie dałem sobie wyrwać dwa kolejne zęby. Tym razem mając już doświadczenie, co pomaga, a co szkodzi wróciłem na ścieżki biegowe po 4 dniach, wychodząc w sobotę na 8 kilometrów rozbiegania.
Chcąc wykorzystać niedzielę na 100 procent, chciałem powtórzyć treningi z poniedziałku 20 marca.
Rano zrobiłem 10 kilometrów w 39,13 i wieczorem dokładka, czyli 8 km średnio po 3.50 plus 10×400 z bonusem 11 odcinek w 1.08. Prędkości pozostałych cztery-setek i przerwy takie jak tydzień wcześniej.
Następnego dnia rano wyszedłem na roztruchtanie i w pracy pojawiło się dziwne spięcie w łydce, które to od razu zweryfikowało mi moje plany treningowe.
Wieczorem zrobiłem rolowanie oraz długą kąpiel. Wtorek to dzień wolny plus basen Fala, masaż i noga wróciła do normy 🙂 Tak, więc w środę wskoczyłem na bieżnię i zrobiłem 3 km w 9.55, czyli w tempie poniżej 3.20.
Teraz dopiero pisząc te relacje, zdaję sobie sprawę, że mój plan treningowy to taka strzelnica z mocnych akcentów. Ale jestem zadowolony z takiej sprawy i wiem, że to wszystko ułoży się w całość już niedługo.
Czwartek 30 Marca to poranny trucht plus wieczorne ćwiczenia stabilizujące. Piątek to 2 roztruchtania, rano i wieczorem.
Sobota i Niedziela na początku kwietnia to cztery jednostki – Dwa starty Łódź 1 bieg Matki Polki oraz Pabianice 5 km przy Półmaratonie. Dwa treningi, czyli 5 km rozbiegania po Łodzi oraz 23 kilometry zrobione po biegu w Pabianicach. Weekend wykorzystany na 100 %.
Początek tego tygodnia będzie regenerujący i czas wskoczyć na wyższe prędkości.
Plan na kolejne tygodnie już mi się tworzy w głowie, aby 23 Kwietnia pokazać jak biegają łódzcy blogerzy 🙂
2 thoughts on “Co u mnie słychać – Podsumowanie ostatnich treningów part 2”
Gratulacje.Podziwiam Ciebie Twoją sile walke itp,