14.03.2022 – 20.03.2022 – Solidniej

14.03.2022 – 20.03.2022 – Solidniej

Poniedziałek 14.03.2022

Po pracy wspólny trening dzieciaki + żona – przygotowania do aktywnej wiosny uważam za rozpoczęte.

Po g. 22 już sam – dobieg do Królikarni, biegło się bardzo dobrze. Na miejscu 10 x około 100 metrów zbiegu. Potem około 300 metrów lekkiego podbiegu i tak w kółko. Pierwsze zbiegi czułem, że organizm mnie hamuje, ale już ostatnie odcinki były fajnie napędzane głową i kontrolowane. Zbiegi na początek tygodnia, aby trochę rozpędzić organizm niskim kosztem energii.

Odcinki Poniedziałkowe odliczały patyczki.


Wtorek 15.03.2022

Tym razem wyjście na trening grubo po g. 22:30. Ponownie odwiedziłem Królikarnie – 10×100 metrów podbiegów, gdzie po 5 podbiegach zrobiłem 400 metrów szybciej po płaskim. Trening fajny, zdecydowanie lepiej dla głowy, gdy coś się dzieje, niż gdybym miał wybiegać 40 minut bez celu jak ostatnie tygodnie. Teraz zbieranie sił na środę.

Wtorkowy kompan podbiegów – obok królikarni.
Wtorkowe odliczanie w formie kresek na ziemi (patyków nie było w okolicy 🙂 )


Środa 16.03.2022

Coś zebranie sił nie zadziałało, tzn. od samego rana miałem totalny zjazd – nie miałem na nic siły. Pomimo to, jednak cały dzień ładowałem solidne jedzenie, aby wieczorem zrobić trening, niestety Ryś poszedł spać około 22:30 + ja miałem coś ważnego jeszcze w pracy do zrobienia. Energetycznie byłem wykończony już rano i sensowniej było jednak ten dzień odpuścić. Atakować mocniej będziemy w czwartek.


Czwartek 17.03.2022

W miarę normalnie dzieci poszły spać, ja mentalnie dobrze nastawiony, z muzyką na uszach ruszyłem na trening. Po prostu nie mogłem się doczekać na jego rozpoczęcie. W planach 4×1650 m czyli 4 kółka wokół ogródków działkowych obok mnie. Gdy już byłem przy starcie, przebiegając przez pasy (wolnym truchtem) coś strzeliło mi w prawej stopie. Uczucie jak bym skręcił kostkę, ale nie skręciłem. Ból bardzo przeszywający, ale czułem, że minie. Zrobiłem lekką rozgrzewkę i ruszyłem, po 100 metrach ból wrócił do tego stopnia, że się zatrzymałem. Gdy szedłem i skakałem było ok, gdy biegłem, wracał. Przebiegłem jeszcze 300 metrów i nie widząc poprawy, wsiałem na hulajnogę i wróciłem do domu. Widzę, że kolejny tydzień mi się rozsypuje, ale jest jeszcze weekend. Zakładam, że stopa mi się wyleczy do rana i rano sobie potruchtam.

Ratunek powrotny


Piątek 18.03.2022

Muszę przyznać, że formuła pisania kawałków wpisu po każdym treningu jest o wiele lepsze, bo przeznaczam kilka minut dziennie, a nie jednorazowo godzinę. Drugi plus to wraz z pisaniem, nie wiem z góry, co się wydarzy w dniu kolejnym i formuła wypowiedzi ma charakter czasem niepewności, czyli opis jednego dnia nie jest wypaczony przez efekt kolejnego.

Faktycznie wstałem wcześniej – od razu ubrałem się i wyszedłem biegać. Choć gdzieś podświadomie czułem, że jeszcze jakiś cień tego bólu z wczoraj w nodze jest, to przy truchtaniu nie było go czuć. W planach miałem 30 minut truchtania, ale jednego nie przewidziałem – tego, że po 15 minutach truchtania zachce mi się mocno do toalety i akurat na tej trasie co biegłem najbliżej miałem do domu, takim marszo/truchto/biegiem dowiozłem swoje do domu. Trening zakoczyłem po 20 minutach.

Bardzo miło tak wcześnie wstać i w porannym słoneczku pobiegać pośród budzącej się do życia stolicy, a nie tylko przy blasku księżyca po g. 22. Ogólnie bardzo rozważam przesiadkę na treningi rano, choć, aby to zrobić dobrze, trzeba by było się na to przestawiać z kilka tygodni.

Wieczorem na weekend udaliśmy się do dziadków – pojawiła się dodatkowa pomoc do opieki nad Dziećmi (za co bardzo jestem wdzięczny). Po g. 19 ruszyłem na mocniejszy trening. Z racji, że mi się powywracały plany treningowe z środka tygodnia, to postanowiłem zrobić średnio-mocny weekend włącznie z piątkiem.

Plan wygląda następująco:

Piątek – dłuższy bieg ciągły około 10 km tempo ~4:00

Sobota – Stadion – 15×400 w tempie 3:30 na bardzo krótkiej przerwie, poprzedzone wszystko 1 km na samopoczucie

Niedziela – Długie wybieganie – atakujemy tego dnia 30 km

Realizacja Piątkowego wieczornego treningu- Ruszyłem na swoją pętlę w Tomaszowie. Ją akurat orientacyjnie znam i nie musiałem bazować na niepewnych odczytach mojego GPS-a, tylko na Stoperze. Choć na rozgrzewce jeszcze trochę bałem się stopy, to jednak po ruszeniu szybciej wszystko było ok. Punkt kontrolny w okolicach 2 kilometra mnie zdziwił, bo wychodziło, że mam już zapas 15 sekund do tempa 4:00, a nie wydawało mi się, że się przykładam. Ostatni kilometr pierwszej pętli biegłem na luzie, bo wiedziałem, że zapas czasowy jest. Pętla ma prawie 5100 metrów, pokonałem ją w 19:56. Biegłem z muzyką na uszach, ale tym razem jednak popełniłem błąd, bo włączyłem sobie album, którego nie znałem w całości. Gdy pojawiały się utwory mniej pasujące do aktualnej sytuacji na treningu (delikatne problemy z brzuchem i narastające zmęczenie) muzyka nie pomagała, a utrudniała wysiłek. Gdy dobiegłem do punktu drugiego kilometra, miałem straty 10 sekund do czasu z pierwszego kółka. Brzuch nadal szwankował, ale na takim bezpiecznym poziomie. Postanowiłem poświęcić chwile, wyciągnąć telefon i włączyć muzykę, która mi dodaje energii. Po całej operacji i stracie pewnie jeszcze kilku sekund, ruszyłem mocniej. Punkt na 3 kilometrze minąłem z stratą 5 sekund do poprzedniej pętli. 4 kilometr drugiej pętli (na którym był podbieg) pokonałem najlepiej i nadrobiłem na nim 10 sekund zapasu co do pierwszej pętli. I tutaj zaczyna się najlepsze. Został 1 kilometr, relatywnie prosty, cisnę, aby to szybko pokonać, pewny tego, że mam 10 sekund zapasu, patrzę 300 metrów do końca, a ja tracę kilka sekund. Końcówka już mocniej, wynik 19:56, czyli tyle samo co pierwsza pętla. Te dwa kółka choć biegane ciągiem, to odczucia jak by to były zupełnie dwie różne trasy lub nawet biegi. Średnie tempo z całości według zegarka wyszło 3:55. Co jest dobrym tempem na taki trening.

Gdy później usypiałem Rysia, zasnąłem razem z nim.


Sobota 19.03.2022

Rano gdy wstałem, czułem głównie nogi, że odczuwają trening, ale w pozytywny sposób, czyli zostały tam poczynione zniszczenia ponad ich możliwości i teraz one muszą się zregenerować, aby móc takie coś znieść ponownie lepiej w przyszłości.

Lekko opóźniony start i zamiast wyjść o g. 15, wyszedłem o g. 19 – efekt – smog, że aż oczy szczypią. Ale nic, biegnę dalej, na stadionie było już lepiej.

Smogowe warunki atmosferyczne

Za to ciemno jak nie powiem gdzie. Zrobiłem kółko powoli w celu rozeznania, czy czasem coś nie leży na bieżni. Co do samej bieżni, lubię stadion w Tomaszowie, natomiast w nocy biega się po nim jak po jakimś polu, nierówno, twarde koleiny, ale wyboru nie ma. Po delikatnej rozgrzewce ruszam. Zegarek mam taki, że muszę przytrzymać dłużej, aby go podświetlić, co skutecznie zniechęca do częstego sprawdzania międzyczasów. Kilometr na samopoczucie wyszedł akceptowalnie 3:26, nie ma tragedii, ale też na maxa bym się zakręcił pewnie co najwyżej około 3:10. 200 metrów przerwy i zaczynam serie. Planowany czas kółek to 1:24, czyli średnio 3:30 min/km. Znam swój organizm i wiem, że tempo 3:20 by mnie zbyt mocno wyniszczyło i jest to na razie za duży skok z tym co chce, a tym co mogę, dlatego pośrednio 3:30 będzie ok.

Arena sobotnich zmagań (nocna arena)

Pierwsze dwa kółka równo co 10 setnych sekundy (a z racji, że zegarek do kitu, to na całej długości okrążenia nie mam możliwości spojrzenia na międzyczas). Przerwę wyznaczyłem sobie czas od lap-a okrążenia do pełnych 2 minut czyli około 36-38 sekund. Kółka mijały szybko, wszystko biegane około 1:23. Odliczałem je tym razem na palcach, bo ani zegarek ani rysowanie na ziemi nie wchodziło w grę. Trochę się muszę przyznać, że choć lubię tego typu treningi (kręcenie dużej ilości odcinków) to dzisiaj trochę miałem myśli dołujące – po co to robię? Ale to jest dywagacja na osobny wpis. Po 5 odcinkach, gdy liczenie weszło na drugą dłoń, zacząłem odliczać do 10, nie do 15, ale do 10 kółek. 10 będzie ok, gdy zrobiłem 10, to mówię sobie, to do 12 i 200 metrów, aby wyszło równe 5 km, gdy zrobiłem 12, to jednak postanowiłem zrobić pełne 13, gdy zrobiłem 13, to już wiedziałem, że zrobię i 14 kółko i 15. Na ostatnim lekko przyspieszyłem co dało wynik 1:18. Trening ok, co ciekawe, z racji, że do końca nie miałem pewność, co się dzieje wokół mnie, to choć miałem słuchawki na uszach, to muzyka była ledwo słyszalna, co dawało fajne tło do treningu. Głównie słyszałem swój oddech i kroki, a muzykę gdzieś z tyłu w tle. Normalnie raczej to muzyka jest na pierwszym planie, ciekawa forma.

Odcinki na tym treningu liczyłem na paluszkach

Kolejny plus, gdy skończyłem i wracałem do domu, to choć nie miałem ochoty, to zamiast muzyki, włączyłem sobie podcast o rozwoju osobistym. Nie żałuje, dobra decyzja i trzeba podejmować w życiu dużo dobrych decyzji, pomimo tego, że się ich nie chce robić (tzn. nie ma się na nie ochoty).


Niedziela 20.03.2022

Leśne ścieżki w okolicach Tomaszowa.

W nocy i rano w gardle i płucach czułem jak bym był zawodowym palaczem w kotłowni od 30 lat. Po całości zawaliłem jedzenie i choć zjadłem solidniejsze śniadanie, to po wczorajszym treningu, nie czułem się na siłach. Wyszedłem dopiero o g. 14 i pobiegłem. Od początku nie było mocy na szybkie bieganie, ale liczyłem, że to minie. Nie minęło. W okolicach 12 kilometra poważnie rozważałem aby skrócić, ale jednak wybrałem drogę w drugą, dłuższą stronę.

Musicie uwieżyć, bardzo dużo energii włożyłem, aby nie wyjść na tym zdjęciu na padniętego, nie udało się

Finalnie wyszło 25 kilometrów. Zupełnie pusty bak, choć miałem wodę, batona i żelki, to nic to nie dało, poprostu reanimowanie trupa w trakcie biegu. Czułem się jak na ostatnich kilometrach Łemkowyny, tylko tam załatwiłem sobie nogi w trakcie biegu, a tutaj po prostu dwoma dniami przed. Nie dokręcałem do 30 kilometrów, czas tych 25 był tak długi, że wychodziło na to samo. Dobre to doświadczenie, wiem, że jeżeli chce robić takie 3 dniowe sesje, to muszę bardzo mocno przyłożyć uwagę do odżywania pod bieganie, a ja jadłem tyle samo, albo mniej niż gdybym nie biegał.

Podsumowanie

Choć Wtorek i Środa się posypały, to reszta treningów była dobra i solidna. Zrobiłem sobie kategoryzacje tygodni treningowych na czerwone (dużo i mocno), żółte – (mocno, ale nie dużo) oraz zielone (lekko i nie dużo). Ten tydzień można klasyfikować jako czerwony, przyszły będzie zielony, gdzie dopiero przyłożę w sobotę na Parkrun. Dostępne są 3 warianty:

Sam – atak na 18 minut

Z Rysiem – atak na 19 minut

I tu będzie nowość – Z Rysiem i z Łucją atak na 19:30, ogólnie to już nie mogę się doczekać, aż w trójkę wygramy jakiś parkrun 🙂

Share This:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *