14.12.2015-20.12.2015 Upadki i wznosy
Tydzień 14-20 grudnia był trochę mniej ambitny niż planowałem, ale choroby się nie wybiera. Wchodzę już na trochę aktywniejsze jednostki treningowe, które zaczynają być coraz bardziej wymagające. Gdy organizm jest podmęczony treningami – jest bardziej podatny na przeziębienia. Udało mi się jednak zręcznie to wszystko połączyć, wyzdrowiałem i dobrze potrenowałem.
14.12.2015 Poniedziałek – Kreski
Po niedzielnym porannym morsowaniu i popołudniowym wietrznym wybieganiu, w poniedziałek czułem się trochę na granicy zdrowia i przeziębienia-kichałem, było mi zimno i czułem osłabienie. Jednak postanowiłem wyjść na poniedziałkową siłę biegową. Tym razem biegałem w parku 3 maja na znanej wszystkim z biegów City Trail górce.
Do wykonania miałem 10 km spokojnego biegu + 20 x 200 metrów podbiegu, udało mi się wynegocjować z trenerem, że jednak 6 km przed biegiem wystarczy aby dogrzać mięsnie i taką formę rozbiegania przed treningiem wykonałem. Po pierwszym kilometrze spotkałem Artura Kozłowskiego, który również robił rozbieganie jako drugi trening. Postanowiłem podłączyć się do niego i dokręcić te 5 kilometrów razem. Porozmawialiśmy trochę o minionym nieudanym jesiennym sezonie i o planach na wiosnę i rozdzieliliśmy się – ja zostałem przy górce, Artur pobiegł dalej.
20×200 metrów zmieniłem jednak na 20×160 metrów ze względu na kąt nachylenia górki i słabsze samopoczucie, każdy odcinek wychodził mniej więcej w 38 sekund. Po około 5 odcinkach pojawiła się inna osoba, która zaczęła robić ćwiczenia i widać było, że szykuje się do robienia podbiegów. Po każdym odcinku zbiegając w dół przy nawrocie robiłem kreskę, abym wiedział ile już zrobiłem podbiegów, gdy postawiłem na ziemi kreskę numer 8, ów nieznana mi osoba, zrobiła podbieg i mi szczęka opadła.
Człowiek wbiegł na górkę sprintem, ale to był tak szybki bieg, że ten chłopak praktycznie wlatywał na tą górkę. W dół schodził bardzo wolnym marszem, przywitałem go podniesioną ręką i wbiegłem na górę, choć tym razem trochę szybciej. Wychodziło tak, że na moje dwa odcinki on robił jeden więc mijałem się z nim często, zauważyłem, że w przerwie na dole robił on pompki, lecz aby było ciekawiej robił je przy latarni, stojąc na rękach! taka forma odpoczynku :), robił kilka powtórzeń i ponownie wbiegał swoim fenomenalnym tempem pod górkę. Gdy po pewnym odcinku wyszło tak, że on zaczynał chwilę po tym jak ja go mijałem, musiałem mocno się namęczyć aby on mnie nie dogonił. Gdy razem wbiegaliśmy to moje odcinki zamiast 38 s wynosiły 32 s i jeszcze miałem pietra żeby mnie nie wyprzedził jak by chciał. Pochwaliłem go za szybkie tempo i przyczepność (było trochę ślisko), nie wiem jaki był cel jego treningu, ale z takim tempem podbiegów na płaskim musi być mega szybkim zawodnikiem.
Gdy na ścieżce nakreśliłem dwudziestą kreskę, postanowiłem zrobić jeszcze minutowy bieg w kierunku auta, 60 sekund pozwoliło mi pokonać 327 metrów, czyli biegłem tempem około 3.05. Trening można zaliczyć jako udany.
15-16.12.2015 Wtorek, Środa – Jednak nie da rady
Wtorek miałem rozpocząć tak jak zawsze treningiem przed pracą. Samopoczucie jednak dało do myślenia, lepiej mi wyjdzie jak pobiegam po pracy, więc rano nie wyszedłem na trening. W pracy czułem się na tyle fatalnie, że jednak odwołałem trening na piłkach lekarskich z Maurycym, zrezygnowałem z Jogi oraz ostatecznie również nie wyszedłem na trening. Gdy wróciłem do mieszkania, po prostu położyłem się w łóżku i tak spędziłem cały wieczór. Nie miałem na nic siły. Próba na siłę realizacji treningu tym razem, była by wielką głupotą. Kiedyś podejrzewam, że bym wyszedł pobiegać, teraz nauczony doświadczeniem, że lepiej jest odpocząć i stracić jeden dzień treningowy, niż pobiegać, a potem leżeć w łóżku tydzień.
W środę ubrany grubiej, z myślą aby nie męczyć się za mocno, wybrałem się na trening na RKS-ie. Nie biegałem dużo, zrobiłem raptem 3 km rozgrzewki i skupiłem się tylko na ćwiczeniach na płotkach, czasem przeplatanych jednym okrążeniem wolnego biegu. Czułem się trochę lepiej, ale nadal coś mnie trzymało. Jedynie ciekawostką jest fakt, że jak się posłucha wszystkich rad doświadczonego trenera, robiąc szybszy 200 metrowy odcinek człowiek może tak ustawić ciało, tak dobrać ruchy rak, pracę nóg, że robiąc okrążenie na hali RKS w 29 sekund ma jeszcze zapas, co kiedyś było dla niego maxem.
17.12.2015 Czwartek Wszystko siedzi w głowie
W deszczowy i zimny czwartek zaplanowany miałem ciężki trening w postaci 2×6 km po 3:40-3:45, sądząc po ostatnich dwóch dniach miałem się czego obawiać, że może być ciężko z realizacją tej jednostki, lecz słuchając rady dziewczyny, na trening wybrałem się nie do parku lecz na siłownie. Plusami tej decyzji były:
- równe tempo biegu dyktowane przez bieżnię,
- brak niekorzystnych warunków atmosferycznych (zimno, wiatr, deszcz) co zaraz po przeziębieniu mogło by to być dość ryzykowne,
- trening robiony jest w lekkim stroju i mam napój pod ręką,
- w każdej chwili mogę przerwać i nie muszę się martwić o powrót do domu i że może mnie przewiać jak będę zgrzany na roztruchtaniu.
Po 10 minutach rozgrzewki zszedłem z bieżni wykonałem rozgrzewkę dynamiczną z ćwiczeniami i ponownie powróciłem na taśmę, aby rozpocząć trening. Biorąc korektę na bardzo korzystne warunki, zamiast tempa 3.45 ruszyłem od razu 3.40 i tak trzymałem pierwsze 6 km. Po pierwszym kilometrze czułem, że tempo nie męczy mnie za mocno, ale nie jest to przyjemne bieganie. Po około 3 kilometrach czułem, że zrobienie drugiego odcinka w tym tempie będzie ciekawym wyzwaniem, lecz skupiłem się na dokończeniu pierwszego odcinka. Całość zrobiona w równe 22 minuty (dziwne, żeby było nie równo skoro bieżnia nadawała tempo 🙂 ) na średnim tętnie 165, przerwą było 5 minut w tempie około 6:00, aby dojść do siebie i złapać oddech. Potem ruszyłem na drugi odcinek.
Tym razem postanowiłem sprawdzić jak zareaguje ciało na świadome podnoszenie prędkości. Pierwsze 2 kilometry ponownie biegłem w tempie 3:40, ale potem zacząłem przyspieszać, 3-4 km w 3.37. Piąty kilometr podkręciłem do 3.35 i ostatni fragment odcinku pokonałem w 3.30 – kończąc ostatnie 200 metrów już poniżej 3.20. Stopniowe nadawanie tępa pozwalało mi sprawdzać jak organizm reaguje na zmiany prędkości i pokazywało to, że mimo przyspieszania i zwiększającego się tętna – samopoczucie wręcz było coraz lepsze. Drugi odcinek pokonałem w 21,43 (średnio 3,37) na tętnie średnim 178. Całość zakończyłem kilkuminutowym roztruchtaniem i mocno zgrzany lecz zadowolony udałem się do szatni.
18-19.12.2015 Piątek, Sobota – Mało czasu
Piątek tym razem nie był wolnym dniem treningowym. Z powodu wypadającej na ten dzień wigilii firmowej, nie mogłem wyjść na trening po pracy. O godzinie 5.30 ruszyłem na krótkie rozbieganie, lecz gdy wykonałem pierwsze kilka kroków od razu uświadomiłem sobie, że zamiast planowanych 10 km lepiej mi zrobi wolniejsze bieganie. Zrobiłem trochę ponad 5 km w tempie 5:30 tak aby tylko rozruszać nogi po czwartkowym mocnym treningu. Czekał mnie jeszcze długi dzień.
Sobota to aktywny dzień, ale w szkole – Zajęcia od 8 do 21 potrafią zmęczyć bardziej, niż niejeden trening. Ten dzień z góry był zaplanowany, jako wolny od biegania.
20.12.2015 Niedziela – Jest dobrze
Z racji, że zajęcia zaczynałem dopiero o 10, postanowiłem niedzielne wybieganie zrobić rano. Po zjedzeniu banana i wafla ryżowego ruszyłem do parku Poniatowskiego. Zabrałem ze sobą jednak żel energetyczny w celach testowych, ponieważ chciałem sprawdzić na własnej skórze, jak będzie mi się biegło po spożyciu żelu. Trening przebiegł zadziwiająco dobrze, nie zabierałem pulsometru i tempo połowy biegu oscylowało cały czas około 4:50-4:55. Na 9 kilometrze spożyłem żel, który miał mi starczyć na kolejne 9 kilometrów biegu. Co mnie zaciekawiło, to po spożyciu żelu po kilku minutach zmieniło mi się kompletnie nastawienie. Z leniwego, nudnego i niechętnego do biegu, w głowie zaczęły mi się pojawiać pozytywne myśli. Zacząłem ponownie się cieszyć biegiem, coraz przyjemniej mi się pokonywało kolejne kilometry czego efektem był fakt, że drugą połowę trasy pokonałem w tempie 4:45 co nieczęsto mi się zdarza na treningach, które nie mają za zadania za mocno zmęczyć. Całość pokonana w 1.26,33. Dawka energii dostarczona z żelu to około 110 kcal, poranny banan i wafel to coś około 200 kcal co daje w sumie trochę ponad 300 kcal, a treningu spaliłem ich 1300…
Podsumowanie
Samo bieganie w tym tygodniu było skoncentrowane na 3 akcentach w Poniedziałek, Czwartek i Niedzielę. Resztę czasu albo biegałem bardzo mało albo wcale, co w końcowej fazie przełożyło się na bardzo dobre samopoczucie na kluczowych akcentach w ostatnich dniach. Lekcjami jakie wyniosłem z tego tygodnia są:
- niebieganie, gdy nie mamy sił ani zdrowia,
- gdy jesteśmy na docelowej mocnej jednostce to dajmy z siebie tyle ile trzeba oraz trochę więcej na końcu, gdyż te treningi wnoszą nas na wyższy poziom,
- dodatkowa dawka kalorii w trakcie treningu wpływa na samopoczucie i psychikę, a nie bezpośrednio na mięśnie, co dopiero potem przekłada się na dobre bieganie 🙂 (opinia własna)