18.07.2022 – 25.09.2022 – Dużo i mało

18.07.2022 – 25.09.2022 – Dużo i mało



Poniedziałek 18.07.2022

Póki jest pogoda to korzystamy – tym razem namówiliśmy mamę i całą ekipę zrobiliśmy trasę – Złota Kacza w fontannie na Tamka + Żabka z robotem do hotdogów i runda po starym mieście. W sumie 13 km, gdzie dzieci wzorowo się zachowywały. Bardzo fajnie spędzony czas, natomiast nogi, nogi moje tragedia, takie zakwasy po górkach, że przez pierwsze 3 kilometry każdy krok był wyzwaniem, aby nie stękać i się nie krzywić z bólu.

Wtorek 19.07.2022

Tym razem kierunek Kabaty – plan – około 10 km zrobionych po lesie. Bardzo lubimy biegać po kabatach, natomiast dzieci wolą miasto. W lesie w zasadzie jak się biegnie to krajobraz się w sumie powtarza, drzewa, krzaki nie dzieje się za dużo. Jak do tego dorzucimy Łucję bez drugiej drzemki + dość późną porę treningu (g. 20) to mamy mieszankę wybuchową, którą nawet chrupkami nie dało się ugasić. Po prostu Łucji nie pasował ten trening i wyraźnie dawała o tym znać, po 5 kilometrach skończyło się ostatecznością, którą chyba drugi raz w życiu zastosowaliśmy na treningu – Telefon z bajkami do rączki i szybkim tempem wracaliśmy. Tym razem trening nie zaliczamy do udanych – w sumie wyszło 8 kilometrów.

Co do mojego stanu aparatu ruchu to tragedia, nadal mam tak spięte uda, że pierwsze 3 kilometry wyglądałem jak jakiś 90-cio latek co dopiero postanowił biegać. Wieczorem długa kąpiel w soli, zobaczymy czy to pomoże.


Środa 20.07.2022

W dzień głównie jadłem lekkie posiłki – wiedziałem, że wieczorem będę miał mocniejszy trening. Wieczorem byłem na treningu z Piotrkiem Kędzia, który czasami wpada do Warszawy przeprowadzić trening dla grupy biegowej z mojej firmy. Po długiej rozgrzewce, na której robiliśmy wszelakiej maści ćwiczenia i po nich ruszyliśmy na główny trening. Biegaliśmy na Agrykoli. Podłączyłem się pod trening kolegi Maćka i realizowaliśmy 10×400 po około 1:20 na przerwie 300 metrów. Był to ciekawy trening, ponieważ o ile w niedzielę biegałem prawie to samo, to dzisiaj czułem się gorzej, ból nóg nadal we mnie siedział + temperatura dały efekt, że te odcinki choć biegałem równo to jednak nie były biegane w komforcie. Ratowała wszystko przerwa 300 metrów. Trening dobry, choć wraz z dojazdem i powrotem rowerem do domu skumulował się na solidny kawałek wysiłku.


Czwartek 21.07.2022

Rano zimny prysznic na nogi, super uczucie, gdy przez kilka dni te nogi palą od zniszczeń, a je się tak schłodzi.

Wieczorem ponownie pełna ekipa rodzinna rusza na trening czyli ja + wózek + 2 dzieci i żona na rowerze. Było bardzo gorąco – postanowiliśmy pobiec do Parku Szczęśliwickiego + zrobić tam rundę wokół górki i powrót, wyszło fajne 10 km, natomiast mnie ponownie coś rozkłada, pojawiła się gorączka + na treningu nie miałem praktycznie siły pchać wózek szybciej niż truchtem. Wieczorem stan taki, że ja chory i Łucja chora.


Piątek 22.07.2022

Zdwoiłem środki zaradcze przeciw chorobie + dzień wolny od biegania, zobaczymy co z tego wyjdzie.

Wieczorem za namową żony nawet udałem się do lekarza po nie wiadomo ilu latach jako pacjent – później wizyta w aptece i -100 zł na dzień dobry od razu stawia na nogi. Startujemy leczenie.


Sobota 23.07.2022

Dzisiaj rano wszyscy nie mieli gorączki – postanowiliśmy nie startować mocno w żadnym Parkrunie tylko odwiedzimy i pobiegniemy treningowo pierwszy raz Parkrun Brudno. Na dobiegu do startu czułem mocne kłucie w klatce piersiowej, myślałem, że to jakiś skurcz, gdy chodziłem nic nie czułem. Ruszyliśmy, tempo nie było szybkie, obstawiam, że sporo powyżej 4:00, biegniemy sobie spokojnie na 4 pozycji i ból w klatce powrócił. Po 400 metrach zwolniłem do truchtu, zaczęli nas wyprzedzać inni zawodnicy, ale chcieliśmy to przebiec (dla formalności, start z 2 dzieci na wózku). Jednak po 500 metrach wolnego truchtu ból coraz bardziej się nasilał i po 600 metrach przeszedłem do marszu. Czułem się tak, że oddech w ogólne nie odpowiada wysiłkowi. Każdy podskok, nawet nie bieg bardzo bolał. Szybko podjąłem decyzję DNF – nie kończę tego biegu. Z tego co pamiętam jest to mój pierwszy nieukończony bieg. Z różnymi bólami biegałem, kolki, „naciskające świstaki”, przedobrzone tempa czy nawet na ostatnim miejscu, ale kończyłem, tutaj nie było zawahania. Co mi dolega – nie wiem, natomiast trzeba będzie zmienić plany treningowe na weekend.


Niedziela 24.07.2022

W tym miejscu z wiadomych powyżej przyczyn dzień wolny – miał być bardzo mocny przetarciowo dłuższy bieg w crosie, a ja nie mogę podskoczyć. Poniżej już trochę forma wpis dzień po dniu się zatrze, bo o bieganiu nie było mowy tylko na szukaniu rozwiązania problemu.


Od chwil wykrycia problemów z klatką piersiową, stoczyłem wiele bitew z lekarzami o ustalenie przyczyny bólu. Nie biegałem, ponieważ nie wiedziałem co mi dolega (główna obawa to serce). Automatycznie ominął mnie start w Biegu Powstania Warszawskiego tydzień później. Gdy ból w klatce minął i potwierdzone zostało, że to nie serce (nadal w sumie nie wiem co to było), ruszyłem na trening na siłowni, aby nie obciążając jeszcze klatkę móc się trochę zmęczyć. Po ustąpienie objawów z klatką pojawiły się równolegle inne.  

Ogólnie dobre 2 tygodnie miałem cały czas temperaturę w przedziale 37,5-38 i totalny brak chęci do czegokolwiek. Normalnie mam tak, że brakuje mi często siły, aby coś zrobić, ale nie chęci, natomiast w tamtym okresie brakowało obu składników co zupełnie rozregulowało mój tryb dnia, dużo rzeczy się rozciągnęło w czasie (np. ten wpis).

W tym samym okresie pojawił się u mnie ból w jądrze w sumie zastanawiałem się czy o tym pisać bezpośrednio, ale z racji, że kogoś jeszcze może to spotkać, to szerzej opiszę temat (mało takich informacji znalazłem w internecie). Cała akcja z chorobą, klatką, osłabieniem była według mnie związana z jakimś zakażeniem bakteryjnym. Niestety leczenie typowo przeciw wirusowe nie pomagało i po ustąpieniu problemów z klatką, uziemiony zostałem problemami niżej. Zanim ten drugi objaw zacząłem traktować na poważnie to jeszcze 3 Sierpnia 2022 po 10 dniach przerwy, wybrałem się jeszcze na siłownię, gdzie zrobiłem trening 30 minut rower, 30 minut schody, 30 minut bieg i 30 minut podchodzenie pod górkę.  

Rower przebiegł bardzo fajnie, tak samo schody, umęczyłem się wydolnościowo, a nie było wstrząsów, klatka ok, na dole też w miarę ok. Dalej wskoczyłem na bieżnię, gdzie coś mnie pchnęło na 5 kilometrów w tempie 4:00, po 2 kilometrach, gdy bieżnia mnie zrzuciła(jednak przerwa i osłabienie za duże), bo nie dawałem rady dalej biec przeszedłem do podchodzenia pod górkę.  

Po powrocie ból jądra się znacznie wyostrzył i zdecydowanie widać było, że coś jest nie tak.  

Gdy problem niżej ustąpił (po kolejnych 8 dniach przerwy i kolejnych zawodach, które miałem opłacone i nie wystartowałem – Ultra Kamieńsk 25 km) pierwszym treningiem były 2 minuty biegu 1 minuta marszu i tak przez 30 minut, które wykonałem  w środę 10 Sierpnia 2022. Tylko dopiszę, że czułem polepszenie po okładach z zaparzonych o ostudzonych torebeczek rumianku i przyjmowaniu propolisu.

Pierwszy trening marszo-biegowy i od razu takie widoki

Kolejnego dnia zrobiłem to samo tylko w formule 1 minuta marszu 5 minut biegu. Wszystko było ok. 

Trzeciego dnia zrobiłem już 30 minut biegu ciągiem. 

W sobotę 13.08.2022 miałem zamiar wystartować w Parkrun. Tylko na zaliczenie, aby z dziećmi pobiegać, nie na wynik. Natomiast gdy dojechaliśmy do Parku zaczęła się burza i w zasadzie tyle było z biegania.  

Jeżeli chciałem myśleć o ukończeniu długich biegów, na które się zapisałem (wykupione noclegi i wpisowe na Ultra Mazury tydzień później) to musiałem wykonać choć jeden dłuższy trening biegowy przed.  

Postanowiłem, że zrobię 20 km po królikarni, była u nas Babcia, więc również Beata wskoczyła na rower do towarzystwa i tak sobie miło spędziliśmy blisko 2 godziny. O dziwo biegło mi się dobrze, tempo było komfortowe, przetestowałem żele i batony. (dla przypomnienia, w środę robiłem jeszcze 2 minuty biegu/1 minuta marszu, a w sobotę 20 km ciągiem – nie polecam nikomu tak naginać rzeczywistości, jeżeli nie ma się solidnej przeszłości biegowej)  

Kolejnego dnia (14.08) wieczorem nie chcąc dobijać nóg ponownym bieganiem wybrałem się na siłownię. Tam zrobiłem ponownie serię rower/schody/bieg/podejścia tylko większy nacisk dałem na rower i schody, sam bieg to 30 minut po 4:35 ale pod 3 % wznos i na koniec 30 minut podejść w formule 3 minuty podejście 15 %  i 1 minuta biegu 15 % w tempie 10 km/h.  Ponad 2 h treningu, gdzie biegowo było relatywnie mało, a wydolnościowo mocno się umęczyłem.  

Najwięcej wysiłku psychicznego kosztował mnie bieg, niby tempo i wznos niewielkie, ale dla mnie było to ciężkie 30 minut.  

W dniach 15.08-18.08 biegałem jakieś rozbiegania około 10 km, Niestety nie miałem nigdzie zapisanych dokładnie informacji co robiłem, a po ponad miesiącu to się mi zatarło.

Piątek 19.08.2022

W związku z tym, że pod koniec roku starego Garmina Instynkt (polecam) musiałem oddać, postanowiłem zakupić bardziej zaawansowany model 945. Formalnie miałem go kupić dopiero gdy złamię 17 minut na Parkrun Pole Mokotowskie, natomiast tego mi się nie udało. Pobiegłem co prawdą poniżej 17 minut w biegu 3 maja, ale niestety Parkruna nie udało mi się złamać. 

Ratuje się jeszcze tym, że zegarek wziąłem na raty i w dzień zakupy pobiegłem 500 metrów w tempie poniżej 3:20 (na 16:40) więc taka pierwsza rata na ten miesiąc spłacona (taki suchar 😊)  

Z Garminem zrobiłem próbny trening w formie nawigacji do celu, aby poznać funkcje i nie być zaskoczonym na zawodach dzień później. Wyszło 9 kilometrów lekkiego biegu.

Sobota 20.08.2022 

Dzień wcześniej pojechaliśmy na Mazury, aby w Sobotę wystartować w biegu Ultra Mazury. Do tych zawodów miałem być wybiegany i jeszcze dwa tygodnie wcześniej przetarty startem w Ultra Kamieńsk 25 km, niestety wszystko w piach i plan miałem taki, aby po prostu tym biegiem się cieszyć. Super Pasta Party dzień wcześniej mnie tak doładowały (naprawdę pyszne, różnorodnie i dużo), że w sobotę rano byłem bardzo dobrze nastawiony na bieg. Ruszyliśmy na 37 kilometrową wyprawę.  Plan miałem prosty, ruszyć swoim tempem, nie patrząc na innych i dobiec do mety w 3 h (tempo około 4:51). Trasa była relatywnie biegowe z pagórkami. Normalnie celowałbym w okolice 2,5 h (4:00) natomiast po przerwie ponad 2 tygodniowej i 1 tygodniu powrotu trzeba było to zweryfikować.

Od startu wyrwało 2 zawodników do przodu, a dalej ja biegłem z kolejnymi dwoma swoim tempem. Biegliśmy cały czas w trójkę, gdzie ja raczej trzymałem się ich i to mnie stopowało, aby nie rwać do przodu. Biegło mi się super do czasu, aż spojrzałem na zegarek – tam średnie tempo z pierwszych 10 kilometrów to 4:20, po krosie i górkach. Wtedy zrobiło mi się ciepło, bo zostało jeszcze 27 kilometrów biegu, a ja dość ambitnie zacząłem (choć się czułem dobrze). Kolejne kilometry to już było tzw. „cięcie się” czyli tasowaliśmy się na pozycjach i tak naprawdę zaczął się wyścig. Mocne zbiegi, mocne podbiegi, szybkie tempo na płaskim. Dogoniliśmy drugiego zawodnika i były momenty, gdzie biegłem na drugiej pozycji. Dałem radę tak to 18 kilometra i czułem, że mi nogi dłużej nie dadzą rady takim tempem.

Gdzieś na trasie, biegnąc w dół, nawet nie wiedząc, że tam jest fotograf

Zwolniłem, aby ukończyć ten bieg bez marszu, choć raczej nie było tu dużej mojej zasługi, a po prostu zostałem wyprzedzony przed 2 zawodników i spadłem z podium. Dowiozłem dobre tempo (4:21) do 20 kilometrów i dalej przeszedłem w tryb dotarcia do mety. Tylko z 2 razy podchodziłem pod górki, dalej ciągle sobie powoli biegłem, byłem w szoku, że daję radę. Śmieszna sytuacja jeszcze, gdy się ścigaliśmy, przyszedł moment, że chciałem zjeść batona. Przy tempie 4:15 w crossie jedzenie batona, który staje w ustach i nie pozwala sprawnie oddychać automatycznie zrzucił mnie na tył naszej grupy i powoli traciłem z nimi kontakt. Postanowiłem schować resztę do plecaka i wziąć kolejny żel, ponieważ jedzenie batona na treningu przy tempie 5:30, a przy wyścigu jest zupełnie czymś innym i lekcja jest taka, lepiej mi się sprawdzają żele, gdy trzeba szybko pochłonąć jakąś energie.  

Finalnie byłem czwarty z czasem 2:51, czyli bardzo dobrze jak na mój powrót.

W sumie prócz mocnego bólu nóg bieg super. Trasa fajna, nie trudna, tylko jeden taki bardzo agresywny zbieg po piasku, reszta to typowe leśne krótkie zbiegi i podbiegi. Może końcówka była mniej fajna, gdzie 2-3 kilometry biegło się blisko jeziora i skos trasy w kierunku wody mocno obciążał jedną stronę już zmęczonego ciała.  

Ból po biegu oceniam na 60 % Łemko, czyli solidny, ale dało się żyć. 

Dzień po czułem głównie ból zbiegów. Czyli o ile po Łemko nie mogłem dotrzeć do łazienki, to po Mazurach chodzenie było ok, jedynie siadanie i wstawanie było bolesne i czuć było, że te nogi swoje wycierpiały. Dzień po zrobiłem nawet 30 minut aktywnego spaceru i kąpiel w soli, aby to wszystko wróciło do normy.  

Poniedziałek 22.08.2022

Choć nogi bolały, wiedziałem, że jeżeli chce szybko dojść do siebie, trzeba nimi pracować, aby przemiana materii w nich szybciej nastąpiła – 30 minut w formie 2 minut marszu i 1 minuta biegu. Było ok.

Wtorek 23.08.2022

Tu już wpadło 5,5 km bardzo wolnego biegu (6:30) z Łucją na pokładzie.

Środa 24.08.2022

Wolne, niech się organizm regeneruje

Czwartek 25.08.2022

Rano 4 km wyprawa do Lidla z Łucją

Wieczorem 5 km rodzinnego biegu po Parku Szczęśliwickim, gdzie już pod koniec mogłem z wózkiem i dwójką dzieci solidniej przyspieszyć i było wszystko super.

Piątek 26.08.2022

Wolne, zabrakło czasu na trening, a przed biegiem ultra dzień później lepiej być nieobieganym, niż zmęczonym.

Sobota 27.08.2022

W Sobotę kolejny start z listy, ten miał być wisienką na torcie, a stał się samym tortem, który ciężko mi było zjeść. Ultra Fajna Ryba czyli bieg na 52 km w okolicach Fajnej Ryby, czyli najwyższej naturalnej góry w Wojewódzkie Łódzkim. Cel – ukończyć – Wiedziałem, że 20 km mocno mogłem pobiec, 37 byłem w stanie dokończyć, a pozostałe 15 to niewiadoma, jak na tak krótkie przygotowania.  

Na domiar wszystkiego tego dnia było 31 stopni, co jeszcze swoje dokładało do wysiłku, który startował o g. 9 i kończyć go mieliśmy w okolicach 13-14.  

Samego dystansu jako takiego się nie bałem – po wyprawie dookoła Kampinosu (52 km) gdzie biegło mi się rewelacyjnie, Ryba z odpowiednim dobraniem tempa również powinna być ok.  

To co było kluczowe – to dbanie o nogi na zbiegach, czyli nie zbiegamy tak jak się da, tylko powoli asekuracyjnie, bez nabijania nóg.  

Start był połączony z biegiem na 21 kilometrów. Dość szybko dało się poznać, kto biegnie jaki dystans (50 km miało plecaki, a 21 z czołówki nikt nie miał plecaka). Połówka pobiegła do przodu, a ja z dwoma innymi zawodnikami biegliśmy swoim tempem. I tak biegł ze mną kolega, który miał redbula w plecaku + głośnik zasilany power bankiem z którego leciała głośno energetyczna muzyka. Dołączył do nas kolega w zielonej koszulce i tak razem sobie przemierzaliśmy kilometry.

Pierwszy solidniejszy podbieg.
I solidniejszy zbieg

Nikomu nie spieszyło się do samotnej walki. Tempo oscylowało w okolicach 5:00, co dawało nadzieje na wynik w okolicach 4 h. Pierwsze 21 kilometrów bez większych ekscesów, mnie rwało do przodu, ale tylko gdy przestawałem słyszeć muzykę z plecaka kolegi, to zwalniałem. Po półmetku kolega od muzyki dość mocno na długim prostym asfaltowym odcinku przyspieszył. Ja trzymałem tempo, Zielony odpadł.

Takim składem pokonaliśmy pierwsze 21 km
Czułem się mocny na podbiegach, gdzie często zostawiałem kolegów z tyłu

Biegliśmy tak do okolicy 25 kilometra, gdzie ja zjadłem nowy nigdy wcześniej nie testowany żel. Automatycznie odbiło mi się po nim i zacząłem tracić kontakt z rywalem. Dojechałem jeszcze jakimś sensownym tempem do 30 kilometrów i zacząłem iść. Piłem dużo i każda próba biegu kończyła się totalnym brakiem sił i marszem. Takim Marszobiegiem doturlałem się do 34 kilometra, gdzie był punkt odżywczy. Zatankowałem wodę, zjadłem arbuza i na tym punkcie minął mnie Zielony. On się nie zatrzymywał, złapał arbuza i biegł dalej.

Około kilometr przed punktem, zielony goni, ja maszeruję.

Ja ciężkim krokiem wyszedłem z punktu i spacerowałem dalej. Zostało do mety 16 kilometrów, co spacerem było ponad 2 godziny, nie uśmiechało mi się to wcale. Piłem znów dużo, bo czułem, że chce mi się pić i jedynie na co się zmusiłem to 500 metrów truchtu, 100 metrów marszu. Nadal byłem długo na 3 pozycji, aż mnie dziwiło, że mnie nikt nie dogania, a się oglądałem na każdej dłuższej prostej. Gdyby w tamtej chwili wyprzedził mnie czwarty zawodnik, na pewno bym już toczył się do mety bez żadnej motywacji. Na tym etapie, gdyby ktoś w tym lesie zostawił hulajnogę elektryczną nie wahałbym się ani chwili, aby dokończyć trasę na dwóch kółkach.

Żona mi napisała, abym się trzymał, że może czwarty też idzie i to mnie zmotywowało. Gdy zostało 10 kilometrów do mety, przestałem tak dużo pić, bo zauważyłem, że po dużej ilości picia mi się nie chce biec i taki lekko spragniony truchtałem, ile się da. Na sam koniec organizatorzy zafundowali ponownie podbieg pod Fajną Rybę, gdzie o ile podbieg był ok, to zbieg był tak stromy strasznie stromy, że, mając 50 km w nogach musiałem się łapać drzew, aby nie spaść. Gdy zostało 800 metrów do mety i była długa prosta, nadal nie widziałem 4 zawodnika. Fajne uczucie totalnego zmęczenia, 400 metrów do mety, a ja idę…. Dotarłem trzeci i zrozumiałem, że to żadna przyjemność takie bieganie bez przygotowania.

Ahh, ta radość na mecie.

Smak zimnej koli w okolicznym sklepie był nie do opisania po takim biegu.  

Co najlepsze Fajna Ryba mnie zniszczyła najmniej z dotychczasowych moich biegów górskich/Ultra. To było takie 40 % Łemko, gdzie praktycznie wcale nie zniszczyłem sobie mięśni, wiadomo szkieletowo zmęczenie było, ale nie czułem takiego totalnego rozbicia i bólu. Po prostu następnego dnia chodzenie, siadanie wszystko ok. Niesamowite, jak szybko organizm ludzki się adaptuje.   

Dekoracja, ciekawe trofea 🙂

Niedziela 28.08.2022

Na tyle dobrze się czułem, że kolejnego dnia poszedłem biegać i można to już było nazwać bieganiem, a nie próbą dojścia do siebie – 6,3 km w tempie < 6:00, gdzie ostatni kilometr już zbliżał się do 5:15

I teraz zatrzymajmy się na chwilę – doszliśmy do miejsca, które mocno mi pokazało, że bieganie bez przygotowania się do startu nie ma sensu. To znaczy, robienie 2 głupich rzeczy pod rząd nie ma sensu – start bez przygotowania i start tydzień później na ultra bez przygotowania i na zmęczeniu po poprzednim. Tutaj dostałem zupełnie obrzydzenia bieganiem. Pojawiło się zasadnicze pytanie – po co?

Poniedziałek 29.08.2022

Wycieczka do biedronki znajdującej się w budynku centrali biedronki w Warszawie. Tam przeważnie są jakieś nowości, których nie widać na codzień w normalnych biedronkach np. można sobie zrobić świeży sok z pomarańczy. Bieg z Rysiem, bez ekscesów po prostu wycieczka.

Wtorek – Środa 30-31.08.2022

Wylot na wakacje do Bułgarii, brak biegania

Warunki do biegania idealne, morze, obok górki dość solidne i pogoda. Jednak po prostu mi się nie chciało + jedzenie w hotelu było na tyle kierujące mnie w stronę niezdrowego, że trochę sobie tam poluzowałem. Nie biegałem pierwsze 2 dni

Czwartek 01.09.2022

Rano wybrałem się na wycieczkę – 10 km po okolicznych górkach i się nazbierało 300 metrów przewyższenia, super na przygotowania pod jakieś ultra po górach, których nie zamierzałem już biegać ;). Na samej górze mijałem spore stado koni, które sobie biegały po łąkach, też fajne przeżycie. Ostatnie 3 km było mocno w dół i dawno takiego długiego i ostrego zbiegu nie miałem, że biegłem w dół i prosiłem, niech w końcu będzie pod górkę.

Nigdzie nie było ogrodzenia, ciekawe, czy były dzikie czy nie.

Piątek 02.09.2022

Wolne

Sobota 03.09.2022

Nie miałem ochoty biegać po górkach, ani nic dłuższego, postanowiłem, że trochę szybciej poprzebieram nogami i znalazłem 500 metrowy w miarę płaski odcinek i postanowiłem go zrobić narastająco na przerwach 2 minuty.

Zacząłem 1,46, skończyłem 1,37 – bardzo fajny trening.

Niedziela-Środa 04-07.09.2022

Szukanie odpowiedzi na pytanie – po co biegać – po prostu mi się nie chciało, nie widziałem celu oraz zmęczenie po treningach było na tyle duże, że się go bałem, szczególnie, że mogło ono wpływać na moją wydajność w pracy.

4 dni wolne od biegania.

Czwartek 08.09.2022

Wycieczka biegowa z Rysiem po Warszawie, bez fajerwerków, po prostu byle tylko się ruszać.

Piątek 09.09.2022

Wolne

Sobota 10.09.2022

Start w trzecim biegu z cyklu Warszawska leśna triada biegowa – tym razem biegaliśmy po Lesie Bielańskim.

Pierwszy bieg w Kabatach wygrałem

Drugi w Lesie Sobieskiego byłem trzeci

I ostatni etap Las Bielański – Byłem wcześniej, natomiast zapomniałem zegarka do biegania i biegłem z zwykłym stoperem. W pierwszej turze zawodnik nabiegał 18:10, więc aby mieć podium, musiałem albo przybiec drugi, albo mieć trzeci z wynikiem <18:10. Druga seria była szybsza, pojawił się kolega Daniel Mikielski, który bardzo dobrze biega i sam pobiegł przodem, ja biegłem trzeci. Po około kilometrze wyszedłem na drugą pozycję. Nie wiedziałem na co mnie stać ani jak szybko biegnę. Biegłem na samopoczucie i czułem się rewelacyjnie. Dobiegłem do połowy trasy (2 pętle) w czasie 8:35 i miałem spory zapas do wspomnianych 18:10, drugie kółko biegło się już nieco ciężej, natomiast dowiozłem solidne 17:28 (trasa była na pewno krótsza).

Dekoracja cyklu

Co ciekawe, pomimo drugiego miejsca w tym biegu, była też prowadzona klasyfikacja generalna ze wszystkich trzech i tam wygrałem. Wróciłem z 2 pucharami i torbami nagród w tym voucher na start w Pekao Warszawskiej Dyszce.

Niedziela 11.09.2022

Normalnie pewnie bym już zbiegał jakieś wybiegania pod Maraton Bieszczadzki/Łemko, natomiast nie czułem tego biegania w tym okresie. Wyszedłem na trening bez celu, pobiegłem na stadion i zrobiłem kilometr w 3:13, wynik ciekawy, bo był zapas, natomiast to takie wszystko dla mnie powoli stawało się bez sensu.

Poniedziałek – Wtorek 12-13.09.2022

Wolne – brak czasu, brak chęci

Środa 14.09.2022

Dłuższe (7,5 km) popołudniowe rozbieganie z Łucją – w tym wpadł kilometr w 4:14, natomiast nadal raczej w formie wycieczki dla dzieci, niż jakiegoś treningu.

Czwartek – Piątek 15-16.09.2022

Nadal brak chęci i dni wolne

Sobota 17.09.2022

Start w Parkrun Pole Mokotowskie – bardzo się umęczyłem, aby utrzymać tempo 3:50, zupełny brak przyjemności z biegania.

Niedziela 18.09.2022

Bardzo dużo pracy i finalnie gdy już głowa nie dawała rady pracować – poszedłem na 8 kilometrów rozbiegania bez celu i tempa – pomogło dla głowy.

Poniedziałek 19.09.2022

Wolne

Wtorek 20.09.2022

Oj nie chciało się, ale w końcu po wielu tygodniach wyszedłem biegać tak jak w Kwietniu rano na trening. Po prostu 40 minut truchtania. Nie był to przyjemny trening, ale był to krok w dobrą stronę.

Środa 21.09.2022

Ponownie wolne od biegania, ale tutaj już z braku sił bo nocka była gorsza (Ryś trochę przeziębiony)

Czwartek 22.09.2022

Ponownie trening rano – tym razem trochę inna formuła, bo starałem się biec ścieżkami, których nie znam, czyli jak królikarnie mam obieganą praktycznie w każdą stroną, to były 2 ścieżki, którymi nie biegałem nigdy, bo były mi nie po drodze, tego dnia nimi pobiegłem. Tak samo pobiegłem w inne części okolicznych parków, gdzie nagle trafiłem na ogromy głaz do uprawniania boulderingu. Ten kamień ma 4 metry wysokości, czyli jest ponad 2 razy większy ode mnie i w większości jest dość trudny technicznie.

Może tak się nie wydawać, ale ta skała ma 4 metry.



Pomyślałem, że spróbuje wejść, znalazłem w miarę prosty szlak i wspiąłem się na szczyt. Ciekawa sytuacja, bo miałem bardzo dużego stracha zejść, 4 metry na zeskok jest już bardzo ryzykowne i mogłem sobie coś zrobić i w sumie lekko spanikowałem. Godzina 6:30 rano, a ja stoję na głazie w parki i już sobie wyobrażałem, jak straż pożarna mnie ściąga lub Beata z dziećmi przyjeżdża z jakąś liną, ale trochę zszedłem w głąb siebie, zajrzałem strachowi w oczy i zacząłem myśleć, czego się boje. To jest trochę inny poziom czucia tematu, bo albo się czegoś boisz i czujesz ten strach, albo nie. Siedziałem, myślałem i poczułem w końcu, że nie ma się czego bać, wyobraziłem sobie, że ta skała ma 2 metry, a nie 4 i po prostu bez patrzenia w dół zacząłem schodzić. Może nie do końca jestem w stanie oddać tego uczucia, ale umocniła mnie ta ścianka psychicznie. Wracając do domu zrobiłem też 1650 metrów w 3:53 (pętla wokół ogródków działkowych.

Był to też pierwszy dzień w trakcie dnia, kiedy czułem dużo energii przez cały czas.

Piątek 23.09.2022

Od rana pierwsza myśl – biegnę na ten głaz ponownie wejść – tym razem wszedłem z innej strony i napawałem się wschodem słońca, zejście nie było problematyczne, czułem jak całe ciało pracuje. Biegowo 8 km po około 5:30

Powoli zaczynałem czuć rutynę w tym bieganiu – natomiast nadal nie widziałem celu. Trochę wydaje mi się, że bieganie u mnie to takie uzależnienie, gdzie niekoniecznie ktoś pyta mnie po co biegam, po prostu to robię bo tego potrzebuje, czy to jest dobre, czy nie, trudne to do określenia, natomiast dla mnie samo bieganie dla zdrowia nie jest wystarczające, więc prędzej czy później jakiś cel sobie postawię i zacznę do niego przygotowania, na razie biegam dla samego biegania.

Sobota 24.09.2022

Start ponownie w Parkrun Pole Mokotowskie – cel wygrać, ale zrobić to biegnąć drugie kółko szybciej niż pierwsze – Aby sobie nieco dorzucić trudności wystartowałem z ostatniego miejsca i powoli przedzierałem się do przodu. Po 500 metrach już biegłem w 3 osobowej stawce biegaczy, gdzie nie biegło mi się najlepiej, tempo było na tyle dla mnie trudne, że ani nie było lekko, ani to nie było szybko, tylko takie okolice 3:45-3:50. Trasa ponownie nieco się zmieniła przez remonty Parku i teraz ma 5150 metrów. na 1500 metrów do mety zacząłem podkręcać tempo i w sumie dopiero wtedy zaczęło mi się biec dobrze, drugie kółko wyszło w tempie poniżej 3:40 i z dość bezpieczną przewagą wygrałem.

Od razu po biegu z Rysiem i Łucją pojechaliśmy na Mini Maraton Warszawski, gdzie Rycho pokazał klasę i zdobył drugie miejsce na ponad 70 uczestników. Łucja uczy się atmosfery, na ściganie jeszcze przyjdzie czas :).

Niedziela 25.09.2022

Start w Pekao S.A. Warszawskiej dyszce – fajnie startować w takich wielkich biegach – niefajnie, że bez przygotowania. Postawiłem sobie 2 cele – minimum – aby było 37 z przodu, bardzo chciałem, aby zegar pokazał 36 – finalnie mam 37:01 brutto i 36:56 netto bo startowałem trochę z tyłu, aby nie przeszkadzać szybszym. Sam bieg to do 5 kilometra szło dobrze – na piątce czas miałem 18:12 czyli bardzo fajny zapas, natomiast dojechałem tym tempem do 6 kilometra i siadłem, po prostu mięśniowo nie dawałem rady tego wysiłku już kontynuować i powoli zacząłem zwalniać, dopiero na 9 kilometrze wykalkulowałem, że jak pocisnę mocno to uda się złamać 37 minut i choć pomimo pokonania ostatniego kilometra 3:33, to zegar przekroczył 37 minut brutto. Bieg dobry, solidna walka z głową i ciałem przez te ostatnie kilometry i zupełnie inny ból niż na ultra. Ultra boli lekko, ale długo, tutaj bolało mocno, jak chciałem utrzymać tempo.

Podsumowanie i plany:

Tak na chłodno teraz analizując, to problem w klatce piersiowej mógł być jakimiś mikrouszkodzeniami, które zrobiłem sobie od bardzo solidnego zbiegania i wstrząsów, choć dziwne, że dopiero to mnie dopadło po 5 dniach.

Na pewno tego typu zbiegi trzeba robić stopniowo, nie od razu 40 minut no i wypoczynek to kluczowy aspekt, jak się jest zmęczonym, to się nie trenuje ponad stan.

Ultra i bieganie (takie naciąganie swoich możliwości, a nie ich budowanie) po przerwie trochę mnie zniechęciło do biegania, natomiast zupełnie mi popsuło plany i całe podejście, po co biegam, jak jestem po tym bieganiu zmęczony, a bieganie takie dla zdrowia mnie nie kręci? Tak samo Bieg Warszawska Dycha – również po nim się czułem tragicznie i teraz kluczowe jest dla mnie – czy jak stopniowo będę budował formę ( jeszcze nie wiem po co) to czy wtedy zmęczenie będzie stałe (liniowe)? Biegam 12 lat, a nadal takie pytania zadaje i szukam złotego środka na bieganie na amatorsko wyższym poziomie i godzenie tego z resztą życia. Chyba tutaj kluczowe będzie regenerowanie się.

Cele – na razie zupełnie brak – na pewno póki nie wróci stara trasa na Polach Mokotowskich nie będę podejmował próby ataku na 17 minut. Chodzi mi po głowie pobiegnięcie do Łodzi z Grodziska, ale nie tylko na zaliczenie, ale szybko.

Tak to możliwe, że zapiszę się na CityTrail Warszawa i po prostu ponownie będę się kierował w szybsze bieganie dystansów około 5 km.

Na razie wracam do regularności z bez nastawienia na cel i również do opisywania tych treningów co dziennie, a nie tak jak teraz jednego wielkiego bloku tekstu.

Zdjęcia: Fanpage UltraFajnaRyba, Fanpage Ultra Mazury

Share This:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *