19.20.2015-25.10.2015 – Treningi i pierwszy start po kontuzji
Ostatnie trzy tygodnie były ukierunkowane czysto na przygotowanie organizmu do biegania, przy jak najmniejszym obciążeniu biodra, które na tak długo wyłączyło mnie z sportowego trybu życia. Większość dni poświęciłem na pracę na maszynach stacjonarnych w siłowni. Biegać (truchtać) wychodziłem tylko 2 razy w tygodniu na 30 minut, w celu przypomnienia organizmowi, że można męczyć się również w ruchu, nie tylko w miejscu :).
Z racji nadchodzących startów w Citytrail Łódź, na dwa tygodnie przed biegiem chciałem sprawdzić, co udało mi się wypracować na siłowni i co jeszcze organizm pamięta z przed kontuzji. Zanim opiszę jak poszedł sprawdzian, pokrótce przedstawię jeszcze ostatnie dni minionego tygodnia.
19.20.2015 – Poniedziałek
Poniedziałkowy trening był bardzo wymagający dla psychiki. Zrobiłem mix Orbitreka i bieżni mechanicznej. Najpierw wykonałem 9 km na orbitreku na dużym obciążeniu, następnie wszedłem na 8 minutowy marsz na bieżni mechanicznej zakończony 2 minutowym biegiem. Po tym zrobiłem chwilę odpoczynku i ponownie zrobiłem 9 km na orbitreku oraz 9 minut marszu kończąc wszystko 1 minutową przebieżką. 1 godzina i 18 minut pracy przy średnim tętnie 162 miało na celu symulacje długiego wybiegania, a wykonywanie takie treningu patrząc w jeden punkt nie jest proste.
20-21.10.2015 – Wtorek i Środa
Wtorek był dniem wolnym od ćwiczeń wydolnościowych, ponieważ nie chciałem przesadzać po tak mocnym rozpoczęciu tygodnia. Wieczorna Joga tym razem była ukierunkowana na rozciąganie i poprawę zakresu biodra oraz miednicy, aby „ruszyć” miejsca, które na co dzień są ściskane i pokurczone od ciągłej pracy za biurkiem, jazdy w aucie i siedzenia w domu (również za biurkiem).
Środa rozpoczęła się od dźwięku budzika o 5:45, zrobiłem 30 minutowy lekki bieg. Kto nie próbował jeszcze biegać rano przed pracą/szkoła – gorąco polecam. Poranna kawa nie jest potrzebna, energii wystarcza do wieczora :). A tak wczesne wstawanie w moim przypadku nie robi problemu, ponieważ teraz biegam tak rzadko, że wyczekuję i myślę „kiedy tylko zadzwoni ten budzik” – aby móc poczuć tę swobodę i radość przemieszczania się na wysłanych nogach, ulicami miasta, które się dopiero budzi.
22-23.10.2015 – Czwartek i Piątek
Czwartek miał być dniem ukierunkowanym na ćwiczenia, a piątek na rozruch, lecz musiałem zamienić kolejnością te treningi. I tak w Czwartek zrobiłem rozruch czyli 20 minut wolnego truchtania zakończone 4 przebieżkami po 100 metrów. Przebieżki mnie bardzo zaskoczyły, ponieważ lekkość, swoboda i prędkości jakie osiągałem nie wskazywały na to, że jestem po ponad 2 miesięcznej kontuzji
Piątek minął dość szybko w oczekiwaniu na sobotni bieg, zrobiłem tylko 15 minutową rozgrzewkę na orbitreku i chwilę marszu na bieżni (wszystko wykonywane na niskiej intensywności). Resztę czasu czyli koło 40 minut poświęciłem na pracę wzmacniającą dolne partie ciała oraz na stabilizację i brzuch.
W piątek nie żałowałem sobie węglowodanów i pozwalałem sobie jadać większe porcje posiłków, tak aby być w pełni naładowanym energią na sobotnie zawody.
24.10.2015 – Sobota
No więc nareszcie nadszedł dzień oczekiwanego testu. Po śniadaniu przedstartowym (owsianka z bananem) i krótkim spacerze, pojawiłem się na starcie Łódzkiego Parkruna. Założenie było proste, pobiec pierwsze kółko w 9 minut i walczyć o złamanie 18 w całości.
Na rozgrzewce czułem się wyśmienicie, jedynie co mnie niepokoiło, to bardzo wysoki puls (stres?). Po wykonaniu kilku przebieżek, przywitaniu się z dawno nie widzianymi znajomymi – ruszyliśmy na trasę.
Wystartowaliśmy i ku mojemu zdziwieniu, nikt się ze mną nie zabrał. Jedynie mój podopieczny Robert Jasion, który ten bieg traktował treningowo, biegł niedaleko mnie. Trochę mnie to niepokoiło, bo albo ja za wolno rozpocząłem test, albo on za szybko robił trening. GPS jak zawsze pokazywał swoje, ale wiedziałem, przy którym drzewie jest 500 metrów, zegarek wskazał po pół kilometra czas 1.40, czyli w przeliczeniu 3:20 na kilometr. Trochę za szybko, ale czułem się świetnie i postanowiłem delikatnie zwolnić, ale nadal trzymać tempo poniżej 3:30 na km.
Na tym etapie bałem się i zastanawiałem nad tym jak zareaguje mój organizm na wysiłek, przy takiej intensywności trwający dłużej niż 5 minut, które trenowałem na siłowni. Zostałem jednak przy tym ryzykownym planie i kontynuowałem to tempo. Po 1200 metrach czyli na wysokości ulicy Żeromskiego spojrzałem na parametr pulsu, tętno wskazywało 195 i balansowało na poziomie 192-195 przez cały czas pierwszego okrążenia, wiedziałem, że nie mam zbyt dużego zapasu na to, aby drugie kółko przyspieszyć i postanowiłem sprawdzić na jak długo wystarczy mi sił, aby utrzymać dane tempo.
Półmetek minąłem z czasem około 8.37 co dawało na mecie wynik około 17.15, jednak przy tym tętnie i samotnym biegu czułem, że może to się nie udać. Starałem się jednak kontynuować bieg na jak najlepszym poziomie. Drugie okrążenie to już samotna walka z samym sobą, jedynie przy przeciwległych prostych słyszałem głosy znajomych zachęcające do dalszej walki. Postanowiłem trzymać tempo i moc do 4 km i ostatni kilometr przyspieszyć.
Drugą połowę dystansu pokonałem w czasie 8,53 czyli 16 sekund wolniej niż pierwszą, po tętnie widać, że pierwszą połowę przebiegłem na średnim tętnie 192, kolejne 1,5 km na tętnie 195 a ostatni km osiągnąłem średni puls na poziomie 198, czyli wygląda na to, że głowa chciała biec mocniej, ale organizm nie dawał rady na więcej. Wynik na mecie to 17.30, co jak na Łódzką trasę z kilkudziesięcioma metrami więcej i ostrymi zakrętami daje wyniki około 17,10 na płaskim asfalcie.
25.10.2015 Niedziela
Dostałem propozycję reprezentowania firmy w biegu firmowym, który odbędzie się już w środę. Po ustaleniach z trenerem zrobiłem długie i wolne wybieganie, mające na celu rozmasowanie zbitych mięśni po sobotnim parkrunie. Wyszło w sumie 14 km wolnego truchtania na dobrym tętnie – 131 i prędkości średniej 5:05
Podsumowując, jestem bardzo zadowolony z rezultatu uzyskanego w sobotę. Z błędów jakie popełniłem, to zbyt szybkie pierwsze kółko, co kosztowało mnie utratę prawidłowej postawy i sił na drugim. Cieszę się, że organizm pamięta, jak szybko biegać i te godziny spędzone w zamkniętej siłowni przyniosły efekty, organizm mam wypoczęty i startuję z o wiele wyższego poziomu, niż zimą rok temu. Dodatkowo utwierdzam słowa trenera, że jest coś takiego jak pamięć mięśniowa i cieszę się, że nie poddałem się i nie postanowiłem nic nie robić, tylko ciągle walczyłem i mimo wielu potknięć i upadków, ciągle wstawałem i szedłem dalej, aby wyjść z tego urazu.
Zbliżający się tydzień będzie już bardziej owocował w treningi biegowe, ale nadal mam zamiar uczęszczać na siłownie, aby pracować nad sprawnością ogólną.
Ps. Mam zakwasy od biegania, jest dobrze.
Ps2. Jak myślicie, czy prawidłowa technika podczas robienia zdjęć ma wpływ potem, na dłuższe utrzymanie takiej postawy podczas zwykłego biegu? 🙂