2 biegi – 2 x podium + duży bonus
Wpis zaczynamy od bonusu: Od prawie miesiąca mamy na świecie nowego biegacza, aktualnie jeszcze nie biega, ale bakcyla biegowego przekazujemy od samego początku ?.
W ten weekend Ryszard był świadkiem dwóch dekoracji taty na podium. Nie chwaliłem się wcześniej, ponieważ chciałem zobaczyć jak to jest łączyć wymagającą pracę jako konsultant + mocne trenowanie + rodzina i teraz dziecko. Powiem Wam, że da się to łączyć, jest to trudne, ale możliwe.
Rysia już poznaliście, będzie pojawiał się częściej na blogu w roli kibica ? i teraz przechodzimy do szybkiej relacji z biegów
Aktywny weekend:
Tym razem obrałem inną opcję przygotowań poprzez częste starty, nie są to starty aktualnie na wybitne czasy, ale dają tak samo dużo jak dobre treningi, a przy okazji uczę się jak dobrze rozgrywać strategie w walce o miejsca.
Sobota: III BIEG WOLSKI
Zamiast biegu Łosia (17 km po Kampinosie) jednak rodzinnie wybraliśmy się na Wolę, gdzie organizowany był III Bieg Wolski. Ryszard + Korki (tak korki w Warszawie są nawet w sobotę o g. 12) spowodowały, że zamiast 45 minut przed, pojawiłem się na biegu tylko z 10 minutowym wyprzedzeniem (przejeżdżałem obok miejsca zawodów rano i przy okazji odebrałem pakiet). Tak naprawdę to rozgrzewką był dobieg do Toitoia + 2 przebieżki na linie startu. Chciałem pobiec 10 km w ten weekend, ponieważ za tydzień będę biegał sztafety Eikiden, gdzie również będę pokonywał dystans 10 km i tym samym przetrzeć organizm przed przyszłotygodniowym startem.
Ruszyliśmy i od razu podłączyłem się do pierwszego zawodnika i chociaż czułem, że jest szybko to jednak wolałem się go trzymać, ponieważ skutecznie oddalaliśmy się od pozostałej stawki zawodników (gdzie tu logika?). To był bardzo duży błąd, ponieważ tempo początkowych 2 kilometrów było około 3.20! Czyli bieg otworzyliśmy gdzieś na około 33:30-34 minuty co o godzinie 13 przy słoneczku nie mogło się dobrze dla mnie skończyć.
Zacząłem odstawać do lidera, ale biegłem na drugim miejscu z dość dużą przewagą. Nie ukrywam, już wtedy czułem dużą „bombe”, a tu jeszcze 8 km do mety. Zwolniłem i biegłem mniej więcej tak, aby kontrolować to 2 miejsce. Po 5 kilometrach w okolicach 17.48 już zaczęło się robić coraz ciekawej, ponieważ zaczął doganiać mnie inny zawodnik, a ja nie miałem sił, aby cokolwiek móc odpowiedzieć. Zdecydowanie za szybko zacząłem i teraz płaciłem za ten głupi błąd. Około 7 kilometra zostałem dogoniony i nawet nie mogłem się z kolegi tempem zrównać, po prostu ja zwalniałem on biegł swoje. Końcowe kilometry oglądałem się za siebie, aby tylko nie stracić podium i kończyłem po 3.50 min/km.
Całość wyszła w 36,47, przy tym jak wyglądał bieg i drugą połowę jest dobry wynikiem.
Poniżej moje międzyczasy:
2,5 km – 8,37 (3,26 min/km)
5 km – 9,12 (3,40 min/km)
7,5 km – 9,25 (3,46 min/km)
10 km – 9,31 (3,48 min/km)
Na tym biegu przegrałem 2 miejsce (1 poza zasięgiem, zwycięzca nabiegał coś koło 34 minut, Graty!)
Wnioski:
– zbyt szybki start! Trochę nie czuje jeszcze tempa biegu po kontuzji plus wola walki o miejsce większa niż racjonalnego biegu
– Brak rozgrzewki – mogłem potraktować 1 kilometr właśnie rozgrzewkowo ehh
Po dość mocnej lekcji, wróciłem do domu z lekkim niedosytem, ponieważ czułem, że mogę lepiej!
Niedziela: BIEG SGGW
Po kontuzji pierwszym startem był bieg SGH (szybka piątka po Starym Mokotowie), fajnie się złożyło, że 2 tygodnie później mogłem ponowie wystartować w biegu akademickim tym razem był to bieg SGGW również na 5 km. Jakież było moje zdziwienie, jak zobaczyłem, że ten bieg jest rozgrywany na małej łące, na której taśma w taśmę biegać mieliśmy trochę na wzór kolejki na lotniku.
Nauczony przezornością na miejscu zawodów byłem grubo ponad godzinę przed biegiem. Spokojnie odebrałem pakiet, uszykowałem wózek i Ryśka dla mamy na spacer i ruszyłem 30 minut przed startem na rozgrzewkę. Nogi trochę ciężkie po dniu poprzednim, ale powoli się rozkręcały. Ustawiłem się na starcie w 2 rzędzie i po odliczaniu ruszyliśmy.
Tym razem czołówka była bardzo zwarta, wieloosobowa i zbita, natomiast ja ruszyłem bardzo asekuracyjnie.
Niektórzy bardzo mocno wyrwali do przodu, można by powiedzieć, jak ja wczoraj ?. Ja spokojnie przesuwałem się z około 10 pozycji na 4. Nie opierałem się na zegarku, ponieważ na tej trasie nie było szans, aby GPS dobrze pokazywał tempo, więc biegłem na samopoczucie, a to było dobre. Pierwszego kilometra prawie nie poczułem, tak spokojnie ruszyłem. Biegłem tutaj gdzieś na 3-4 pozycji.
Mieliśmy do pokonania 2 pętle, a rywale oprócz pierwszego zawodnika (ten sam zwycięzca co w Biegu Wolskim), który spokojnie się oddalał, nie wykazywali chęci do szybkiego biegu. I tak spokojnie równo zacząłem przesuwać się najpierw na 3, następnie na 2 miejsce i tak 2 km przed metą wiedziałem, że dam radę to dowieść. Ostatnie 500 metrów już nawet nie cisnąłem o czas, ale celebrowałem dobrze rozegrany bieg.
Bieg SGGW to bardzo fajna impreza. 5 km po tej trasie (naliczyłem w sumie około 80 zakrętów 90 stopni!) wszystko po trawie ukończyłem w 17.28.
Podsumowanie
Popełniać błędy to jedno, ale wyciągać z nich wnioski to drugie. Jestem bardzo zadowolony z tego weekendu. Pomimo słabych wyników, czuje, że forma idzie w dobrym kierunku i za tydzień na Eikidenie stać mnie będzie na wynik w okolicach 35 minut.