21.12.2020-27.12.2020 – Zobaczymy co będzie

21.12.2020-27.12.2020 – Zobaczymy co będzie

Tak jak w tytule, testuje organizm po przerwie i też obserwuje ile „uciekło” z tego co było.

Po wybitnie dziwnym wprowadzeniu do biegania po przerwie, trochę się ustabilizowałem, ale nie mogło zabraknąć kolejnych dziwności w tym tygodniu.

 

21.12.2020 – Poniedziałek

 

Po zeszłym weekendzie były 3 opcję, na to jak się odnajdę w kolejnym:

a) Kontuzja – nie ma co się dziwić, po takich akcjach można byłoby się tego spodziewać

b) Nic – po prostu jestem robotem

c) Totalne zniszczenia, ale bez ofiar – czyli wszystko boli, ale żyję.

Ruszając na 30 minutowe roztruchtanie okazało się, że padło na opcję c). Wszystko mnie bolało, ledwo włóczyłem nogami, totalny brak sił i energii. Jednak swoje 30 minut zrobiłem, wszystko co bolało to były zakwasy, ale nie wyczuwałem niepożądanych sygnałów (opcji a)).

 

22.12.2020 – Wtorek

 

Zanim pobiegam coś mocno, muszę się obiegać, więc padło tym razem na 1 h biegu. Trochę lepiej się biegło niż w poniedziałek. Oddechowo dawałem radę, natomiast wynudziłem się na tym treningu co nie miara.

 

23.12.2020 – Środa

 

Mając ambitne plany na Czwartek, nie chciałem się zbytnio eksploatować tego dnia, padło na 30 minut lekkiego biegu w tym zabawa biegowa bez kontroli tempa i dystansu. 16:30 biegu w jedną stroną i 14:30 powrotu tą samą trasą. Tutaj już nogi się zaczynały odzywać, że już doszły do siebie i by chciały coś więcej pobiegać.

 

24.12.2020 – Czwartek

 

Coś więcej pobiegać… hmm. Powyższe 3 dni były odpoczynkiem po weekendzie oraz odpoczynkiem przed Czwartkiem. W planach ambitne, wigilijne 20 km. Czyli kolejny pokaz jak nie wracać po przerwie. Było ciepło (+ 8*C), więc ubrałem krótkie spodenki. Wszystko szło sprawie, dość szybko wyłączyłem się psychicznie i kilometry mijały.

Po około 45 minutach biegu zaczęło kropić i tak przez kolejne 40 minut biegłem sobie w strugach deszczu. Mam takie odczucie, że w wigilie o g. 15 w lejącym deszczu w środku lasu mogłem być jedynym osobnikiem rasy ludzkiej, który tak postanowił spędzać czas (w krótkich spodenkach). Ale minuta, stojąc na rozdrożu ścieżek, patrzę w niebo z rozłożonymi rękoma, jak deszcze pada mi prosto na twarz, nie zwracając uwagi, że jestem cały mokry i nie czuje zimna, zostanie w pamięci na długo.

Pobiegłem dalej, po około 14 kilometrach deszcz ustał, natomiast z moich obliczeń wyszło, że najkrótszą drogą do domu zostało mi jeszcze 8 km!(coś błędnie zaplanowałem trasę). Biegłem swoje, nawet pomimo deszczu utrzymywałem tempo w okolicach 5:05-5:10. Oddechowo czułem się super, natomiast po około 16 kilometrach, mięśniowo zaczynała się rzeźnia. Do zaplanowanych 20 kilometrów psychicznie jeszcze dojechałem w miarę w całości, ale ostatnie 2 kilometry (dokładnie 2,2 km), było już pokazem czystej maratońskie ściany.
To nie kondycja, ani braki energetyczne, a po prostu za słabe przygotowanie (nie ma się co dziwić), doprowadziły do tego,  że z tempa 5:10 zjechałem do 7:00 i ledwo co się toczyłem do domu.
Identycznie czułem się na ostatnich kilometrach moich 2 maratonów, czyli nic, że chcesz, jak nie możesz. Po tym treningu wiem, że nie byłem gotowy na taki trening, ale też jaki ciekawy eksperyment wyszedł 🙂

 

25.12.2020 – Piątek

 

Jeżeli po poprzednim tygodniu byłem zniszczony, to po wigilii byłem… lepiej to ująć, że po po prostu nie byłem. Dzień wolny, nogi (stopy głównie), tak bolały, że próba podskoczenia szybko odepchnęła jakiekolwiek chęci wyjścia na trening.

A o regenerację taty dba syn.

26.12.2020 – Sobota

 

Mogę już normalnie chodzić, 30 minut wolnego biegu, bez szaleństw.

 

27.12.2020 – Niedziela

 

Normalnie pewnie bym już coś mocniejszego planował na niedzielę, ale jednak nie tym razem, nie chciałem ryzykować po takiej wigilii. Wyszedłem na zabawę biegową, która przerodziła się w ciekawszy trening.

10 minut rozgrzewki i 30 s/60 s/30 s/60 s/30 s/1km x 2. Przerwy trwały tyle ile odcinek. 30/60 biegałem bez kontroli tempa i czasu, natomiast kilometrówki były biegane tak, aby nie robić tego na 100 %, tylko tyle na ile się czuje. Pierwszy wyszedł w 3:45, drugi już ambicjonalnie, chciałem aby był szybszy niż pierwszy, udało się w 3:38, natomiast wiele więcej bym z tego kilometra nie wycisnął. Na koniec 3 x 120 m podbieg.

 

Podsumowując – nogi już ok, natomiast widzę, że forma jest tam, gdzie biegałem w wigilie (w lesie).

Na poniedziałek planuje 5 km tak, aby złamać 19 minut (może być ciekawie), reszta treningów to klepanie kilometrów/trochę zabawy  i coś z siły biegowej. Na razie nie planuje żadnych specjalistycznych treningów (nadal nie czuję się na nie gotowy).

Wspomniany tydzień temu mój cel na wiosnę to 2000 m przebiegnięte tak szybko, aby zegar zatrzymać z cyfrą 5 z przodu.

Termin realizacji ? – obstawiam, że w 3-4 miesiące powinno się mi to udać.

 

Obrazek tytułowy – tak jak pisałem na FB – za 2 miesiące utrzymanie biegania w grafiku będzie jeszcze większym wyzwaniem :).

 

Share This:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *