
24.03.2025 – 31.03.2025 – Normalność
Poniedziałek, 24 marca
35-minutowy trening. Trochę brakowało planu — nie chciałem włączać tutaj ciężkiej jednostki, bo we wtorek rano czekał mnie mecz w badmintona. Natomiast chciałem trochę podbić jakość tego treningu, więc w jego trakcie wplotłem kilka minutowych odcinków biegu w szybszym tempie, mniej więcej po około 3:23, wszystko w fajnym komforcie.
Z plusów przygotowań szybkościowych jest to, że nie trzeba biegać kilkugodzinnych treningów — wystarczy wyjść na 30–40 minut, w środku włożyć solidne 20 minut jakiegoś intensywniejszego treningu i można w ten sposób realizować kolejne cele.
Wtorek, 25 marca
Rano 1 h mocnego grania w badmintona z Andrzejem, wieczorem brak sił na cokolwiek więcej.
Środa, 26 marca
Od bardzo, bardzo dawna nie wykonywałem treningu w trakcie pracy, czyli zacząłem pracę godzinę wcześniej, aby móc wygospodarować sobie w środku dnia niecałą godzinę na trening. Wiedziałem, że wieczorem nie będę mógł, a od rana nie chciałem robić tak ciężkiego treningu.
A co dzisiaj było w planie? Dwa razy po kilometr w tempie około 3:30–3:36, potem 4 × 500 m nieco szybciej i pięć razy po jednej minucie, również nieco szybciej niż te 500 m. W praktyce wyszło, że kilometrówki biegałem nieco poniżej 3:30 (3:29 i 3:28), a pięćsetki po około 3:22–3:25. Przerwy między kilometrówkami wynosiły po dwie minuty, a między 500 m – po jednej minucie.
Finalnie jednak te tempa okazały się dla mnie dzisiaj za szybkie. To, że zrobiłem ten trening, nie świadczy, że mnie buduje; raczej był niszczący, bo siłowałem się z prędkościami. Zacząłem za szybko i nie chciałem później zwalniać. Celem było oswojenie się z tymi prędkościami, a nie siłowanie się z nimi, dodatkowo jednak 13 stopni to już ciepło i ubrałem się za grubo, co dodatkowo mnie przygrzało :). Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Póki co trening jest zrealizowany, ale trzeba delikatnie zwolnić, bo inaczej organizm zacznie stawiać opór.
Minutówki skróciłem do czterech powtórzeń, tak żeby z całego treningu wyszło 5 km w tempie około startowym za jakieś 2–3 tygodnie. Póki co tego się trzymamy. Fajnie było wpleść te 45 minut treningu w trakcie dnia.
Czwartek, 27 marca
Plan – 10 km lekko, realizacja – siła wyższa i mogłem zmieścić tylko 5,5 km, ale zdecydowanie lepiej cokolwiek, niż nic 🙂
PIątek, 28 marca
Solidny trening Badmintona, który dość mocno mnie wyeksploatował + od razu po nim 2 minuty wbiegania na schody (przy prędkości 24) – nogi czułem w środku dość zniszczone, nie wiem czy po badmintonie, czy po evereście, 3 minuty do zrobienia, natomiast psychicznie nie byłem w stanie.
Sobota, 29 marca
Parkrun – w planach był atak na 18 minut, natomiast ładna pogoda spowodowała, że z Łucją postanowiliśmy pobiec razem i jednak zmieniłem plan. Cel natomiast niezmiennych, zbierać cegiełki do muru 100 zwycięstw w tym parkrun. Ruszyliśmy z pierwszego rzędu i dość szybko biegliśmy na drugiej pozycji. Tempo było dość szybkie, ale pod kontrolą, cały czas bieg przed nami jakiś nieznany mi chłopak, nie próbowaliśmy się z nim ścigać, biegliśmy równo z nim. Na drugim okrążeniu słychać było, że dla niego to za szybko, więc swoim lekkim biegiem narastającym z Łucją się oderwaliśmy ostatnie 2 kilometry pobiegliśmy po zwycięstwo. Łucja bardzo zadawała dużo pytań, więc ciekawe jak to wygląda z perspektywy kogoś, że biegnie obok nich ktoś z wózkiem po 3:45 i rozmawia sobie z dzieckiem :). Złamaliśmy 19 minut, samopoczucie na 18:30 z wózkiem było, ile by było bez wózka? Zobaczymy za tydzień.
Niedziela, 30 marca
Cel – obiegać się na prędkościach 3:30-3:25 – najpierw dla zwiększenia zmęczenia 2 km po 3:40, a potem 10×500 po 3:25, realizacja: Dzień wolny. W sobotę po południu zaczęło mnie delikatnie rozkładać przeziębienie, w niedzielę już zupełnie brakowało sił na cokolwiek. Próba męczenia się tego dnia z treningiem byłaby tylko pogorszeniem stanu.
Podsumowanie
Gdyby nie wolna niedziela, tydzień solidnie aktywny. Jednostkę z niedzieli pominę, nie będę kumulował obciążeń, kilka dni luźniej pobiegam, zobaczę jak będę się czuł zdrowotnie.