26.07.2021 – 08.08.2021 – Równo
Dobre startowo ostatnie 2 tygodnie – treningowo mniej, ale wyniki są zgodne z oczekiwaniami. Powiedzmy, że jestem teraz na poziomie sprzed mojej długiej przerwy (Wrzesień/Październik 2020)
Poniedziałek 26.07.2021
Koło południa z Rysiem zrobiliśmy luźne 6,5 km – taki regeneracyjny trening po weekendzie. Co ciekawe, kiedyś bym nie pomyślał, że przybiegnięcie z Świnic do Grodziska będzie regeneracyjnym treningiem (w dodatku z wózkiem).
Wieczorem drugi trening – Również z Rysiem ponad 7 km, też regeneracyjnie i wolno.
Wtorek 27.07.2021
Chciałem odwzorować cykl treningów analogicznie jak przed CityTrail Warszawa, więc ten dzień miał być podobny do Soboty 17.07.2021 r. Rano miałem tylko pół godziny, ale to wystarczyło, aby zrobić 5 km w 19:30 (samemu).
Po pracy ruszyłem na drugi trening – w planie było 15×400, ale znów chciałem zrobić 3 km i resztę do 5 km dokręcić odcinkami. Mój lekko ponad 3 km odcinek wyszedł w 10:21, czyli biegłem około 3:25 min/km.
Na plus – pobiegłem te 3 km szybciej niż we wspomnianą sobotę, na minus, samopoczucie było zdecydowanie gorsze niż we wspominaną sobotę. Nie była to może „rzeźba”, ale już młotek i dłuto miałem w dłoniach. Po prostu blisko było tego, abym ten trening męczył, zamiast go robić z zapasem. Po tym odcinku po 3 minutach zrobiłem 2×1 minuta szybciej p. 1 minuta i po tym zrobiłem 1 km w 3:24, na koniec dorzuciłem 2×100/100 m pod górę i od razu szybki zbieg w dół (symulacja podbiegu na Łódzkiej trasie CT). Pierwszy wyszedł w 39 s, drugie w 35 s (góra i dół).
Notatka dla mnie – przed treningiem czułem się mega zmęczony, więc do przemyślenia, czy nie powinienem tutaj o wiele bardziej zluzować (nie czułem się tak dobrze, jak 17.07.2021 r.)
Środa 28.07.2021
Zaplanowane było dłuższe rozbieganie, ale akurat w okienku treningowym przyszła burza. Co zrobiłem – najadłem się jak szalony, a burza przeszła po 30 minutach i zostałem z pełnym brzuchem i bez treningu. Dzień wolny.
Czwartek 29.07.2021
Miały być 2 rozbiegania luźniejsze, ale jednak sen wygrał. Wieczorem około 7 km z Rysiem bardzo, ale to bardzo wolno. Na koniec 4 luźne przebieżki (bez pomiaru dystansu i tempa – zbieranie sił na piątek).
Edit: Sił nie było, czułem, że nadal szoruje po dnie energetycznie, zamiast tutaj latać na tym treningu na luzie.
Piątek 30.07.2021
Rano samotny również bardzo wolny rozruch (25 minut truchtu) z kilkoma przebieżkami na koniec.
Po południu wyjazd do Łodzi na CityTrail on Tour Łódź. Bardzo dawno nie biegałem w tym parku, fajnie wrócić na stare trasy. Rozgrzewkę zrobiłem z Rysiem i na przebieżki poszedłem już sam. Równo o g. 19 ruszyliśmy. Co ciekawe od samego początku biegłem w czołówce. Przyzwyczajony do biegania w Warszawskich biegach, gdzie po 1 kilometrze już czołówki prawie nie widziałem to w Łodzi nadal biegłem w grupie prowadzącej. Zaryzykowałem i próbowałem trzymać się jak najdłużej, ponieważ premiowane na biegu było 5 miejsc, a ja biegłem szósty. Liczyłem na to, że ktoś w trakcie trasy odpadnie z tej grupki, nie liczyłem, że będę to ja. Po około 2 kilometrach zacząłem tracić kontakt i powoli czołówka mi odjechała. Starałem się po prostu trzymać tempo, ale zupełnie inaczej ten bieg wyglądał, niż ten z Warszawy. Tutaj po prostu czułem, że gasnę i zaczyna mi brakować energii, a w Wawie z chwili na chwile przyspieszałem. Nie oglądałem się tylko starałem się biec najszybciej jak się da i tylko trzymać to miejsce.
Dobiegłem drugi raz do górki i na zbiegu wiedziałem, że już tego nie oddam. Ukończyłem bieg szósty w słabej formie (Łódzka trasa jest delikatnie krótsza niż 5 km i dobry czas może być mylący).
Według mnie zabrakło dobrej regeneracji i też już Wtorkowy trening był robiony w formie rozbrajającej nie budującej. Trzeba lepiej zacząć słuchać organizmu. Po biegu solidna kolacja ponieważ następnego dnia rano czekał kolejny start.
Sobota 31.07.2021
Nocowaliśmy w Łodzi i rano ruszyliśmy na Parkrun Łódź. Trasa tymczasowo została przeniesiona na Zdrowie i powiem Wam, że jest strasznie szybka, szczególnie do biegania z wózkiem. 3 pętle, asfalt/tartan co kto woli i wszędzie cień. Na start prawie się spóźniliśmy i jeszcze dosłownie gdy wygłaszane były ostatnie komunikaty, my zmienialiśmy koła w wózku bo wzięliśmy zestaw od Łucji (a ten miał trochę mniej powietrza i ściągał lekko przy bieganiu i powiem Wam, że gdyby nie było tej technicznej zmiany, to bym pewnie tak dobrze nie pobiegł). Ustawiliśmy się na starcie i ruszyliśmy. Niedługo po starcie dogoniłem czołówkę i tak biegliśmy razem.
Ryś zadowolony ze jest z kim biec, a ja mniej, ponieważ Panowie biegli bardzo szybko. Trasa wyglądała mniej więcej tak, że pierwsze kilkaset metrów jest lekko pod górkę, potem płasko i z górki i znów płasko. Pod górkę zostawałem z tyłu, na płaskim równałem, a z górki starałem się lekko naciskać, ale to panowie tak naprawdę dyktowali tempo. Nie wiedziałem na jaki czas biegnę, ani jakie to jest tempo.
Po prostu trzymałem się ile się da. Czułem się bardzo dobrze, byłem tak jakby nabity energetycznie, gdzie wiedziałem, że mogę jeszcze docisnąć (tzw. dzień konia). Po minięciu 2 kółek usłyszałem czas 12:04 (lub coś z drobnym groszem powyżej 12 minut). Ruszyłem mocniej pod górkę, wtedy chyba już biegłem tylko z Robertem Wójcikiem, już tutaj nie odstawałem, tylko równo trzymałem krok. Na płaskim delikatnie mi uciekł, ale to na zbiegu zaatakowaliśmy z Rysiem ostatecznie.
Tempo musiało pójść nieźle poniżej 3:30, ponieważ choć długo kolega walczył, to jakieś 400 metrów przed metą odpuścił. Dowieźliśmy tym tempem wynik do mety i wygraliśmy. Wynik 17:53, co patrząc na ostatnie kółko w średnio po 3:30 jest super wynikiem (bieg z wózkiem i z Rysiem to jakieś 26 kg bagażu do pchania).
Niedziela 01.08.2021
Nadal byliśmy w Łodzi – tym razem z Rysiem luźno i wolno pobiegaliśmy po stokach około 7 km.
Poniedziałek 02.08.2021
Również po Stokach, tym razem sam zrobiłem 13 kilometrów, miło pobiegać po starych trasach.
Wtorek 03.08.2021
Wpadł dzień wolny, brak organizacyjnie czasu na bieganie i też brak sił. A powinien być mocniejszy odcinek przed Sobotą.
Środa 04.08.2021
Trening z Piotrkiem Kędzią w Warszawie. W planach miałem biec 3 km w tempie <3:30 i jakieś odcinki, ale dałem się namówić na 5×1 km. Wcześniej bardzo solidna porcja ćwiczeń. Energie na treningu miałem bardzo dużą. Chciałem zrobić narastająco odcinki od 3:30 do 3:10, a pierwszy wyszedł w 3:23 i też cały plan się posypał. Drugi w 3:19, trzeci w 3:19 i czwarty w 3:12. Przerwa 200 metrów truchtu. Piątego nie robiłem, nie chciałem biegać już na siłę, zrobiłem w zamian za to 1×400 m w 1:06. Dobry trening, choć o ile prędkości 3:20 są ok, to 2:50 już nie.
Czwartek 05.08.2021
Lekkie rozbieganie z Rysiem, a tak naprawdę bieg do Rossmana i Lidla i zpowrotem z zakupami.
Piątek 06.08.2021
Wolne, kropił deszczyk, odebraliśmy tylko pakiet na sobotni bieg i tyle z aktywności tego dnia.
Sobota 07.08.2021
Rano:
Parkrun Pole Mokotowskie- tutaj dla zabawy i w formie rozruchu przed wieczorem bieg z Rysiem. Ruszyliśmy i czołówkę dogoniliśmy dopiero prawie po kilometrze. Dalej tak biegliśmy w kilka osób do około trzeciego kilometra, gdzie zostaliśmy tylko ja, Rysio i kolega Łukasz. Nie znałem tego zawodnika, myślałem, że łatwo uda nam się na ostatnim kilometrze uciec, a tu zonk.
Jak się zrównaliśmy z Łukaszem, tak biegliśmy do czwartego kilometra. Na długiej prostej przed ostatnim zakrętem ruszyłem szybciej, a Łukasz nic, biegnie dalej z nami, ja dociskam mocniej (nadal 1 km przed nami, a Łukasz biegnie dalej). Biegnę już bardzo blisko wytrzymałości, a kolega dalej za nami (czuję, że jak tak dalej będzie, to dostaniemy lanie na finishu).
Dociskam dalej, nawet Rysio się skupił na biegu, a kolega dalej z nami. To jest ten moment, kiedy normalnie przy takim napieraniu z mojej strony rywal przeważnie dawał spokój, a tu mi zaczynają się pojawiać myśli, dlaczego on dalej biegnie. Robimy ostatni ostry zakręt za pubem i zostaje około 300 metrów do mety. Łukasz atakuje, ja od razu odpowiadam i nie dajemy się wyprzedzić. Przechodzę do finishu, czyli po prostu rozpędzam się ile da się z tym wózkiem biec, a Łukasz co? Dalej za nami.
Licznik mi się zamknął, szybciej nie pobiegniemy, próbuje to trzymać i na 100 metrów przed metą, gdzie już nie dałbym rady odeprzeć kolejnego ataku, Łukasz odpuścił. Wbiegliśmy padnięci (przynajmniej ja, bo Ryś był zadowolony). Wynik 18:16, może nie wydaje się super, ale był nabiegany z o wiele wolniejszego startu niż tydzień temu w Łodzi. Ryś po raz piąty z rzędu przekroczył linie mety jako pierwszy.
Wieczorem:
A wieczorem start w Biegu Powstania Warszawskiego 10 km. To jest bieg na 10 km, więc tutaj nie dawałem sobie wyraźnych ambitnych celów, po prostu chciałem nabiegać 35 minut z przodu i tyle. Zanim ruszymy na start, cofniemy się 4 h do tyłu, około g. 16 napakowałem się makaronem i co niestandardowe wypiłem po tym wszystkim odżywkę z białkiem i ten mix coś nie zagrał. O ile na większość biegów czuje, że brzuch jest pusty, tu na BPW jechałem nadal pełny. Kolega Maciej mnie podrzucił pod Centrum Handlowe Arkadia, gdzie jest około 1 km do startu i ja po 10 metrach już biegłem do toalety w Arkadii. Niestety po wyjściu z toalety nadal nie czułem się lżejszy. Kolejna próba w toitoi i niestety na starcie stawałem niepewny swego.
Po tym mało optymistycznym początku, dalej uprzedzam, że już będzie lepiej :). Ruszamy. Bardzo lubię biegać w Biegach Powstania Warszawskiego po okolicach starego miasta i tej części Warszawy. Tłumy kibiców, super atmosfera wieczoru i idealna pogoda do biegania + mocna stawka biegaczy to same plusy. Popsuł mi się mój stary poczciwy zegarek z Decathlonu i biegłem z zwykłym stoperem, ale głównie skupiałem się na samopoczuciu, aby nie przeholować na początku. Przy tak dużym biegu znalezienie grupy w której by się biegło nie było żadnym problemem, więc biegłem sobie i oglądałem okolice z uśmiechem na twarzy. Dobiegliśmy do około 2 kilometra gdzie zaczął się ostry zbieg. Jest zbieg, a wszyscy biegną nadal tym samym tempem, a dla mnie po prostu tak się nie dało, jest do darmowy fragment trasy, gdzie można tym samym nakładem sił lekko sobie nadrobić czasu (zwłaszcza, że potem będzie na końcu podbieg). Ruszyłem szybciej, bardzo szybko zacząłem wyprzedzać innych i wyszedłem na czoło grupy co mnie zdziwiło, że nikt tak nie skorzystał ambitnie z tego zbiegu.
Na końcu zbiegu poczułem ucisk z lewej strony – kolka – zwolniłem, próbowałem wszystkich sposobów na pozbycie się kolki i jedynie co, to gdy biegłem równym tempem, to bolało równo, jak przyspieszałem, to mocniej i w taki oto sposób nałożył mi się naturalny tempomat. Nadal nie wiedziałem na jaki dokładnie czas biegnę, niby bazowałem na znacznikach, ale nie to akurat teraz mi zaprzątało głowę, a ta kolka. Co ciekawe, zwolniłem dość znacznie (tak przynajmniej czułem), a nikt z wyprzedzonych biegaczy mnie nie doganiał. I tak sobie biegłem, czułem zapas mocy i dopiero na kolejnym zbiegu do tunelu zaczęło mnie puszczać (około 7 kilometra). Zacząłem mocniej pracować i zdobywać delikatny zapas na znacznikach co do wyniku 36 minut, niby na znaczniku z napisem 9 km miałem zapasu około 4 minut, a jednak meta wyszła w 36:06 (ostatni kilometr trochę czasu zjadł, nie myślałem, że aż tyle). Wynik dobry, jak na takie ekscesy z biegu. Super się biegło na końcu, być może gdyby nie kolka, to bym zbyt ambitnie pobiegł pierwszą część biegu i potem konał, ale tego się nie dowiemy.
Z ciekawostek, gdy wybiegaliśmy z tunelu był taki lekki około 200 metrowy podbieg i odczucie z tego podbiegu było takie, że jest tak trudny, jak bym po płaskim biegł z Rysiem, więc podejrzewam, że treningi z Wózkiem dają pewne pozytywne efekty na podbiegach :).
Po tym starcie czuje się już pewniejszy co do temp 3:30-3:40.
Niedziela 08.08.2021
Tego dnia chciało mi się bardzo biegać, miałem ochotę nawet na 20 km (po prostu czułem, że potrzebuje się wybiegać). Udało się wyjść na drzemce Rysia i zrobiłem 14,5 km może nie było by w tym treningu nic nadzwyczajnego gdyby nie sytuacja taka: Chciałem ostatni kilometr pobiec szybciej. Zatrzymałem się i po chwili ruszyłem. Akurat równolegle podjeżdżał autobus na przystanek i mogło to wyglądać tak, że biegnę do autobusu, ale takie sytuacje często mi się zdarzają, więc potraktowałem to jako normalną sytuacje. Biegnę dalej swoje i ten autobus mnie dogonił, nadal norma, ale nie wyprzedził (już nie norma), wyrównał się ze mną i jedzie równo (pusta droga, brak kolejnych przystanków w okolicy, brak świateł), a ten równo ze mną. Kierowca się uśmiecha, a ja zdziwiony, ale biegnę dalej swoje. Oczywiście poprawiłem technikę i lekko przyspieszyłem i tak przez około kilkadziesiąt sekund ten autobus jechał równo ze mną. Potem musiałem skręcić, a on pojechał prosto, dziwna sytuacja. Tempo odcinka 3:25.
Powoli czas wrócić na stadion, we Wrześniu czekają mnie 2 starty na ~1500 m i Półmaraton. Plany – mocny podszykować się pod 1500 m i tylko weekendowymi treningami/startami pod 1/2 maratonu . Cele: 1500 m 4:15 (a na pewno 1000 m < 2:50 po drodze), półmaraton tempo 3:36 (na 1:15:xx).
Foty: Parkrun Pole Mokotowskie, FB CityTrail, Warszawa naszemiasto.