4×4 Extermynator IV– Relacja
Rok temu po przekroczeniu linii mety 3 Extermynatora, powiedziałem sobie „nigdy więcej”, 12 miesięcy później ponownie brodziłem w Uniejowskich mokradłach. Po przekroczeniu mety w tegorocznej edycji, nie było myśli „nigdy więcej”. Dlaczego tak dobrze wspominam ten bieg? O tym dzisiejszy wpis ?
Samo przygotowanie do biegu przebiegło u mnie już o wiele lepiej niż rok temu. Jestem już trochę wybiegany, przygotowania do sezonu jesiennego przebiegają dobrze, a lekkość na treningach to potwierdza. Sprawdzając listę startową wiedziałem, że nie będzie to lekki bieg. Obecność Adama i Piotrka, z którymi wielokrotnie już spotykałem się na biegach ulicznych zapowiadała ostrą walkę o zwycięstwo w tym biegu.
Mój strój startowy i taktyka na bieg sprawdziły się idealnie. O wszystkich moich doświadczeniach i radach z poprzednich edycji możecie przeczytać odpowiednio:
Po tej edycji nie ma nic do dodania, rękawiczki, długie leginsy i taśma to zestaw obowiązkowy na trasę.
Start
Pierwsze metry biegliśmy tradycyjnie po plaży. Ten początek był dziwnie ciężki (chyba zbyt krótka rozgrzewka), lecz po chwili, gdy wbiegliśmy do Warty od razu poczułem się lepiej i szybko z około 8 miejsca przesunąłem się na 2. Na początku kilka technicznych przeszkód, wysokie płoty, wąskie przejścia i już brodziliśmy w rzeczce w parku. Bardzo szybko uformowała się 4 osobowa czołówka, Adam, ja, Piotrek oraz Daniel, który mocno rozpoczął, biegł i wyglądał na osobę, która ma doświadczenie w tego typu biegach. Mnie nie ciągnęło na prowadzenie, biegłem sobie spokojnie w okolicach 2-3 lokaty.
W tym roku wody na trasie było jeszcze więcej, nie mówię tylko o poziomie wody, ale również o tym, że w miejscach, gdzie w poprzednich edycjach było w miarę sucho, w tym już brodziliśmy czasem po kolana w wodzie. Bieg w Uniejowie składa się z 2 części, leśnej i łąkowej. Pierwszy etap leśny przebiegł bez większych wydarzeń, no może oprócz spektakularnej wywrotki Adama ?
Taktyka na bieg z tyłu miała kilka plusów: nie brałem na siebie wszystkich pajęczyn, krzaków, zarośli i pnączy w wodzie – co roku miałem z tym problem. Miałem czas na zareagowanie, gdy ktoś przede mną wpadał w jakieś „pułapki” typu głębszą wodę, gałęzie lub zawadzał o coś pod wodą.
Gdzieś na bagnach w lesie kolega Daniel zaczął powoli odstawać, Piotrek dyktował tempo, my z Adamem często zmienialiśmy się pozycjami za nim. Długi strój nie przeszkadzał w taką pogodę, ponieważ woda chłodziła oraz biegliśmy głównie w cieniu.
Druga część trasy to już klasyczne bagna i mokradła wzdłuż rzeki Warta. Czyli to co tygryski lubią najbardziej. Tam co ciekawe poziom wody chyba był najwyższy ze wszystkich edycji, ponieważ były miejsca, gdzie brodziliśmy po szyję. Pierwszy raz spróbowałem płynąć i miejscami nawet to dawało efekt. Piotrek dyktował mocne tempo, co to znaczy? Czyli po wyjściu z mokradeł, kiedy ma się najmniej sił, od razu przechodził do biegu i to odcinki biegowe tak naprawdę były jedyną szansą na wygranie tego biegu. Biec tam, gdzie się tylko da i to biec najszybciej jak się da. Często rozmawialiśmy i śmialiśmy się na trasie. Czułem się dobrze i cieszyłem się z tego biegu. Dopiero po nawrotce przy Lawendowych Termach zaczęło się testowanie.
Myślałem, że chłopaki opadną z sił, a tu na dłuższym odcinku biegu po trawie przed „tunelem w ziemi” tak dali do pieca, że zostałem z 10 metrów za nimi. Adam ruszył ostro, Piotrek za nim i nim się spostrzegłem biegłem sam na 3 miejscu.
„Nie taki był plan” pomyślałem i ruszyłem za nimi. Mocnym ciosem dla mnie był wyżej wspomniany tunel w ziemi, trzeba było w nim iść na kolanach i tak też pokonaliśmy go za 1 razem. W drodze powrotnej chłopaki jednak inaczej i sprawniej go pokonali, nie na kolanach ale na rękach i nogach – byłem w szoku. W ostatniej rurze bardzo szybko dołożyli mi kolejne metry przewagi.
To był kluczowy moment na trasie i tu poległem, miałem do wyboru dowieźć spokojnie bez wysiłku 3 miejsce lub resztkami sił próbować walczyć (w końcu czekające bagna to moja mocna strona).
Ruszyłem za nimi. Przechodziłem do biegu 1 krok wcześniej niż oni i kończyłem trucht jednym krokiem więcej niż oni. W mokradłach napierałem, ile się da i powoli zacząłem się do nich zbliżać. Gdy byłem już jakieś 5 metrów za nimi, prawie kleiłem grupę wybrałem lewą część trasy i w połowie rozlewiska musiałem przejść przez sam jego środek. Chłopaki poruszali się na północ, ja musiałem 2 metry przebrnąć na wschód, aby być po tej łatwiejszej stronie i tu woda wciągnęła mnie całego. Wyszedłem po drugiej stronie, ale chłopaki mi ponownie uciekli. To ta chwila, kiedy zła decyzja niszczy wszystko. Brak siły, totalne wyczerpanie i pojawiła się iskierka w postaci myśli „ Tak łatwo tego nie oddam” i ponownie ruszyłem za nimi, od nowa odrabiając stratę, widziałem, że Piotrek lekko zaczyna odstawać. Wzdłuż mokradeł biegli kibice Piotrka, którzy bardzo go dopingowali i to działało na mnie jak płachta na byka. Teksty w stylu „Dawaj Piotrek, on słabnie” złościły mnie i przekształcałem tę złość w energie do mocniejszego biegu.
Ściganie się w mokradłach to trochę loteria, zależnie od tego, gdzie się stanie i jak się stanie zależy, czy się człowiek zapadnie i będzie grzązł, czy zrobi dobry krok. Ostatni odcinek mokradeł to mój czas, kilkoma mocnymi krokami szybko zbliżyłem się do Piotrka i dosłownie na wyjściu z wody go prześcignąłem ostatkiem sił. Pozostało cierpienie do samej mety, aby tego nie oddać. Ostatnie 2 duże doły do przeskoczenia i sprint do mety. Udało się, dobiegłem na 2 miejscu.
Pomimo, że byłem pierwszym z przegranych, to jednak ten biegł podobał mi się najbardziej ze wszystkich. Sam fakt, że pierwsza trójka wbiega w odstępie 30 sekund to świadczy o mocnym ściganiu się do samego końca. Wielkie gratulacje dla Adama za pokazanie siły w końcówce, dla Piotrka za walkę na całej trasie i dla wszystkich, którzy ukończyli ten wyczerpujący bieg.
Chciałbym podziękować osobom, które poratowały mnie izotonikiem na trasie oraz wszystkich za doping, naprawdę dawał dużo energii!
Czego zabrakło do 1 miejsca? Na pewno siedzenie za biurkiem 9 h dziennie nie da mi takiej sprawności i siły jak praca fizyczna. Zabrakło po prostu więcej takich ćwiczeń w stylu Crossfit.
Myślę, że dłuższe wybiegania włączone w przygotowania np. 18 km by były jeszcze lepszym przygotowaniem i zastanawiam się nad żelem energetycznym w drugiej części trasy.
Aktualnie było to moje 4 podium na 4 biegi, 2×1, 3 i 2. Adam również ma 2×1 czyli za rok będzie bardzo pasjonujący pojedynek o tytuł najlepszego Extermynatora ? Będę na pewno i Was też zapraszam.
One thought on “4×4 Extermynator IV– Relacja”