Co u mnie słychać – Podsumowanie ostatnich treningów part 2

Co u mnie słychać – Podsumowanie ostatnich treningów part 2

Poprzedni wpis zakończyliśmy wstępem do symulacji kontuzji. Ostatnio, gdy mocno trenowałem i mało czasu poświęcałem na regenerację to organizm sam robił mi przymusową przerwę w postaci kontuzji. Tym razem chcąc uniknąć przymusowego przestoju w bieganiu postanowiłem zaplanować taką przerwę, która będzie przerwą od biegania, ale nie będzie czymś, co jest znane jako roztrenowanie.  

Poranne bieganie – jestem na tak 🙂

Dodatkowo po roku wznowiłem uzupełnianie dzienniczka treningowego, dzięki czemu mam czarno na białym, co chce pobiegać i jak moje treningi się kształtują – aby ocenić potem, co zostało zrobione źle, albo co mi pomogło.

Symulacja kontuzji wyglądała w następujących sposób:

– 20 km rowerem

– 20 km rowerem

– 2x wolne

– Mocna siłownia

Po tych 5 dniach odpoczynku od biegania postanowiłem w sobotę 11 marca wskoczyć na bieżnię elektryczną, aby zobaczyć jak czuje się organizm. Ustawiłem tempo na 3.30 i celem minimum tego treningu było 5 km w tym tempie. Moim dużym zdziwieniem były bardzo dobre parametry tętna, które dopiero przy 5 kilometrach zaczęły wchodzić na wartości >180 bpm. Wiedziałem, że to nie jest przetrenowanie, więc postanowiłem przedłużyć trening do 7,5 km. Po 6 kilometrach zacząłem już odczuwać trudy biegu, ale tętno nadal rosło powoli i stabilnie, przy 7,5 kilometrze zmieniłem plany na 9 km i gdy bieżnia zaczęła pokazywać wartości bliskie 9 kilometrów, czułem się dobrze. Wiedziałem, że uda mi się dokręcić do 10, ale przerwałem trening. Nie było sensu kręcenia na pokaz do równych wartości, test zdany z nawiązką. Takiego pozytywnego efektu symulacji kontuzji się nie spodziewałem.

Byłem tak podbudowany tym treningiem, że wieczorem wyszedłem jeszcze na 6 km dotruchtania.

Radość z biegania 🙂

Tak samo zrobiłem następnego dnia rano, czyli również 6 km truchtania i wieczorem wyszedłem na drugi mocny trening. Tym razem chciałem pobiegać coś dłuższego, ale w średnim tempie. Wybrałem swoją 6 kilometrową pętlę na stokach, która jest dość pofałdowana. Oczywiście, każde okrążenie chciałem pobiec szybciej i wywiązałem się z tej umowy. Jedynym problemem było to, że zacząłem pierwsze kółko ze średnią 4.05, drugie średnio 4.02 i ostatnie poniżej 3.50, czyli w sumie 18 km średnia poniżej 4.00, czułem duży zapas prędkości i siły.

Bardzo polubiłem poranne bieganie i po takim weekendzie rano wyszedłem na tradycyjne truchtanie oraz wieczorem pobiegałem z kolegą z pracy Maciejem lekkie 1 h konwersacyjnego wybiegania.

Poranki w biegu na stałe zagościły u minie w planie dnia.

Tak samo udało mi się pobiegać we Wtorek z Panem Jagodą o poranku. Niecodzienny widok o godzinie 6.30, gdzie dwóch biegaczy biega sobie w najlepsze chodnikami i mija zaspanych pieszych.

We wtorek w ciągu dnia podjąłem szybką decyzję na temat wyrywania ósemek i wieczorem już byłem o 2 zęby lżejszy :). Niestety po tak poważnym zabiegu jak chirurgiczne usuwanie zębów u mnie w dzienniczku treningowym pojawiła się luka na 5 dni bez żadnej aktywności fizycznej, ponieważ każdy wysiłek mógł powodować komplikacje w gojeniu się.

Dopiero tydzień później w poniedziałek 20 marca rano wyszedłem na dłuższe szybsze bieganie robiąc 12 km wybiegania, czułem się dobrze i na wieczór tego dnia zaplanowałem już mocniejszy trening.

Było to 6 km po 3.55 plus 10 x 400 m po 1.20 na przerwie 1.20.

Dawno nie byłem tak skupiony na cztery-setkach, biegałem jak w transie i oczywiście ostania szybciej 🙂

Następnego dnia wyszedłem na poranne truchtanie i ponownie dałem sobie wyrwać dwa kolejne zęby. Tym razem mając już doświadczenie, co pomaga, a co szkodzi wróciłem na ścieżki biegowe po 4 dniach, wychodząc w sobotę na 8 kilometrów rozbiegania.

Chcąc wykorzystać niedzielę na 100 procent, chciałem powtórzyć treningi z poniedziałku 20 marca.

Rano zrobiłem 10 kilometrów w 39,13 i wieczorem dokładka, czyli 8 km średnio po 3.50 plus 10×400 z bonusem 11 odcinek w 1.08. Prędkości pozostałych cztery-setek i przerwy takie jak tydzień wcześniej.

Trzeba więcej tego typu treningów, aby przyzwyczaić się do prędkości.

Następnego dnia rano wyszedłem na roztruchtanie i w pracy pojawiło się dziwne spięcie w łydce, które to od razu zweryfikowało mi moje plany treningowe.

Wieczorem zrobiłem rolowanie oraz długą kąpiel. Wtorek to dzień wolny plus basen Fala, masaż i noga wróciła do normy 🙂 Tak, więc w środę wskoczyłem na bieżnię i zrobiłem 3 km w 9.55, czyli w tempie poniżej 3.20.

Teraz dopiero pisząc te relacje, zdaję sobie sprawę, że mój plan treningowy to taka strzelnica z mocnych akcentów. Ale jestem zadowolony z takiej sprawy i wiem, że to wszystko ułoży się w całość już niedługo.

Czwartek 30 Marca to poranny trucht plus wieczorne ćwiczenia stabilizujące. Piątek to 2 roztruchtania, rano i wieczorem.

Sobota i Niedziela na początku kwietnia to cztery jednostki – Dwa starty Łódź 1 bieg Matki Polki oraz Pabianice 5 km przy Półmaratonie. Dwa treningi, czyli 5 km rozbiegania po Łodzi oraz 23 kilometry zrobione po biegu w Pabianicach. Weekend wykorzystany na 100 %.

Początek tego tygodnia będzie regenerujący i czas wskoczyć na wyższe prędkości.

Plan na kolejne tygodnie już mi się tworzy w głowie, aby 23 Kwietnia pokazać jak biegają łódzcy blogerzy 🙂

Choć nie zawsze jest lekko, przyjemnie i fajnie.
To warto trenować!

 

 

 

Share This:

2 thoughts on “Co u mnie słychać – Podsumowanie ostatnich treningów part 2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *