Jak się wygrywa w Częstochowie? – CityCross relacja
Odpoczynek, solidne zdrowe jedzenie, regeneracja, sen i skupienie. Taki zestaw w ostatnich 2 dniach przed startem pozwolił mi pokonać wszystkich rywali, a w szczególności jednego – siebie. Udało mi się pokonać swoje słabości, swoją głowę i tak jak tydzień wcześniej na półmaratonie Łódzkim, głowa się poddała, a za nią ciało. Tak tydzień później, głowa wydawała polecenia, a ciało wiedziało, że da radę więcej. To najbardziej fascynująca rzecz w bieganiu.
W środę na treningu, czułem jeszcze w nogach trudy półmaratonu. Na treningu po 7 kilometrach BNP głowa się poddała, praktycznie po zapaleniu pierwszej „kontrolki”, że jest ciężko, stanąłem. Tętno szybko wróciło do normy, głowa siadła. Chwilę postałem… jednak zmotywowałem się. Pomyślałem, że przecież nie było tak źle i jeszcze ten trening można uratować. Zrobiłem na koniec 2 x500 metrów, na których to czułem bardzo dużo mocy. „Taką moc czuć na końcu wyścigu gwarantuje na pewno pokonanie rywali” – pomyślałem.
Dzień przed zawodami miałem wolne od biegania, aby spotęgować odpoczynek w godzinach, w których robię trening, zrobiłem – drzemkę. Sobota rano to bardzo solidne śniadanie i z racji tego, że start był o godzinie 16, ponownie poszedłem spać 🙂
Ostatnio bardzo dobrze mi wychodzą biegi z przeszkodami. Na ostatnie 4 starty 4 razy byłem na podium. Postanowiłem po 3 latach wrócić na trasę Częstochowskiego biegu City Cross. Jest to miejski bieg z przeszkodami, trzeba pokonywać wraki zniszczonych aut, skakać przez sterty opon, biegać przez autobus, korytarzami hali sportowej i dużo po schodach stadionu żużlowego. Bardzo ale to bardzo widowiskowy bieg. Kibice widzą zawodników wielokrotnie podczas biegu.
3 lata temu byłem tam 4, po zaciętym finiszu pokonując o sekundę zawodnika z Ukrainy.
Przed biegiem wiedziałem na pewno jedną rzecz: „Kto pierwszy w autobusie, ten pierwszy na mecie”
Trasa składała się z 4 okrążeń, gdzie po kolei: jest stadion, parking – gdzie pokonujemy przeszkody sztuczne, bieganie po korytarzach hali oraz autobus.
Rozgrzewka przebiegła spokojnie, jedynym odstępstwem od normalności był ostatni kilometr rozgrzewki, gdzie przebiegłem go poniżej 4.00 min/km. Zauważyłem, że wielu dobrych zawodników, biega część rozgrzewki właśnie znacznie szybciej, niż jest to w definicji rozgrzewki i chciałem takie coś przetestować.
Przed biegiem organizator wspominał, że warto ruszyć na początku mocno, gdyż pierwsze schody są wąskie i może tam się robić ciasno dla osób walczących o podium. Po odliczaniu tak też zrobiłem, od razu ustawiłem się na drugiej pozycji.
Na schodach czułem, że chłopak przede mną, mnie blokuje. Na górze stadionu wyprzedziłem go i objąłem prowadzenie. Po chwili zbiegliśmy ponownie na dół stadionu, szybka nawrotka i słyszę głuchy łomot za moimi plecami, ktoś się przewrócił. Nagle za moimi plecami jest cisza, nie odwracam się, tylko jeszcze dociskam tempo, aby skorzystać z chwili i odskoczyć rywalom. Szybki zbieg ze stadionu i czas na kilkaset opon.
3 lata temu, opony były rozłożone na kilka mniejszych stert, które przy dobrym skoku dawało się przeskoczyć, teraz była to jedna, ale za to ogromna sterta opon (aż 600 sztuk) i trzeba było dobrze celować, aby trafić w miejsce, z którego można się odbić. Udało mi się bezproblemowo pokonać opony i następnie czekało na mnie 8 wraków aut, tym razem ustawionych w łatwiejszy sposób, tak, że udawało mi się przeskakiwać nad ich maskami.
Ciągle nie słyszałem rywali za moimi plecami, ale również skupiałem się, aby podkręcać tempo wszędzie, gdzie tylko się dało. Czas na przedostatnią przeszkodę – wbiegnięcie na 1 piętro hali sportowej i tam zrobienie około 300 metrowej rundy wokół całej hali korytarzami.
Na rozgrzewce sprawdziłem to miejsce, czy mając mokre buty nie wywrócę się i podczas biegu w pełnej prędkości, warto było zwolnić, aby po chwili już na korytarzu wrócić do szybkiego tempa. Co mnie zaskoczyło, to że było tam bardzo ciemno, ledwo widziałem 3 stopniowy uskok, na kolejnych kółkach ktoś już włączył tam światło. Z hali wybiegało się po schodach w dół do autobusu, za którym była linia start/meta. Widziałem zegar, który wskazywał około 4.45 czyli to kółko jest bardzo krótkie… Pierwsza myśl – Każde koło poniżej 5 minut! Challenge accepted!
Drugie okrążenie przebiegło bez udziwnień, uważałem w miejscu, w którym był wypadek na pierwszym kółku, zbiegając z stadionu widziałem w oddali drugiego zawodnika biegnącego plus minus 50 metrów za mną. Skupiony na trasie i na biegu, pokonywałem kolejne przeszkody. Na drugim okrążeniu ostatniego auta już nie mogłem przeskoczyć, musiałem na nie wbiegać. Wysiłek dawał mi się coraz bardziej we znaki, ale bardzo dużo dawał doping żony i jej mamy, które mocno mnie wspierały.
Ponownie hala, autobus i startujemy 3 okrążenie, czas nadal poniżej 10 minut, jest dobrze. Na 3 okrążeniu przy zbieganiu ze stadionu rywal był znacznie bliżej. W tym miejscu miałem chwilę zawahania, byłem zmęczony już tym wszystkim. Zastanawiałem się, czy dam radę… lecz przy autach, głos żony i słowa „Wygrasz to!” Utkwił mi w pamięci i nie mogłem jej zawieźć.
Kończyłem 3 okrążenie, zegar wskazywał równe 15 minut, rywal prawie mnie dogonił. I nagle w głowie miałem słowa z końcówki piosenki Meza – Życiówka „Trzymaj to, Wytrzymaj To, Trzymaj to! Wytrzymaj to!” 🙂
Rywal już siedział mi na plecach… Ten odcinek był mocno techniczny, ale nie pozwalałem mu się wyprzedzić. Dyktowałem tempo, wbiegliśmy na górę stadionu, tam był fragment szerokiego płaskiego odcinka. Ruszyłem sprintem do schodów – atak nr. 1 odparty. Następnie zbieg w stronę opon. Tutaj mocne tempo, nie czułem ataków z jego strony. Opony przebiegłem idealnie, zgubiłem go na sekundę, lecz po pokonaniu aut on znów był za mną! Dobrze to widać na filmiku poniżej z ostatniego okrążenia.
W głowie miałem tylko jedno „ Pierwszy w autobusie – pierwszy na mecie” Nie dać się wyprzedzić. Mateusz też miał bardzo dobry doping, na wejściu do hali ktoś do niego krzyczał „Na hali go wyprzedzisz” – za to odpowiedź w mojej głowie – „Nie tym razem”.
Wbiegłem pierwszy, lecz chwila mojej nieuwagi spowodowała, że Mateusz od razu mnie minął i zbiegł do wewnętrznej części trasy. Obiegnięcie hali korytarzami można powiedzieć ma z 250-300 metrów. Ruszyłem na maxa z 3.15 na 2.40. Poszła ostra praca rąk i zacząłem go wyprzedzać po zewnętrznej. Poszedł praktycznie sprint. Wytrącenie prędkości, skręt w prawo i ponownie sprint. Słyszałem, że delikatnie zaczyna odstawać. „Wytrzymaj To” słowa rozbrzmiewają w głowie. Kolejny skręt w prawo, ponownie sprint. „Daj z siebie wszystko!”. Pojawiła się kluczowa dla mnie myśl – „Jak się będziesz czuł na mecie, jeżeli przegrasz, a będziesz wiedział, że nie dałeś z siebie wszystkiego?”. Przyspieszyłem jeszcze bardziej. Czułem tą samą moc jak na końcówce środowego treningu. Kolejny zakręt, drzwi, schody, wbiegam pierwszy do autobusu, przebiegam między siedzeniami i kilka naprawdę mocnych kroków – JEEEST!.
Wygrywam 5 City Cross Częstochowa! Czas 19.53 ? Średnio poniżej 5:00 na kółko!
3 sekundy za mną wbiega Mateusz. Był to super bieg, ale dawno tak długo do siebie nie dochodziłem. Krótki wywiad i poszedłem na roztruchtanie. Czułem się dobrze i zdecydowanie wolę 20 minut mocnego biegu niż 80 w średnim tempie.
Impreza zorganizowana wzorowo, trasa świetnie zabezpieczona. Fajny pakiet. koncert po biegu, super nagrody i wszystko sprawnie i ciekawie zorganizowane.
Czy wspominałem, że ten bieg był bez wpisowego? Tak, bez wpisowego.
Gorąco polecam i na pewno wrócę tu za rok!