Tydzień 20-26.07.2020 – Góra i dól
Ten tydzień kończy pewien okres przygotowań. Treningowo dość mało ambitny, za to niedzielne starty były ciekawe (przynajmniej 2 😉 )
Poniedziałek
Rozbieganie po mocnym weekendzie, tym razem bez Rysia, samotny bieg około 40 minut z przebieżkami na koniec. Z każdym krokiem coraz lepiej mi się biegło.
Wtorek
Wolne, brak sił na trening i również trochę wymówka, że brak czasu.
Środa
Jak nie chcesz biegać, kiedy możesz, to nie pobiegniesz kiedy chcesz. We Wtorek mogłem, ale nie chciałem, środa chciałem, ale nie mogłem. Zatrułem się czymś po południu i puściło dopiero późno w nocy. Dzień wolny (a miał być ostatni akcent przed weekendem)
Czwartek
Przełożony akcent z środy – 2 km biegu po 3;40 + 1 km w 3:16 + 500 w 1:36 (3:12) + 3x 250 metrów po około 2:45 tempo – Wszystko biegane z lekkim zapasem. Trening pozytywny.
Piątek
Rozbieganie z Rysiem 40 minut + już sam 2 serie po 3 podbiegi 150 metrów, ostatni podbieg od razu po nim zbieg i kolejne 200 metrów po płaskim. Taki trening na pobudzenie, a nie na zmęczenie.
Sobota
Rozbieganie z Rysiem 30 minut z lekkimi przyspieszeniami.
Niedziela
Rano – Rozruch z Rysiem 20 minut
Po południu w ramach Warsaw Track Cup- g. 17 Ryszard w wieku 15 miesięcy wystartował w swoim pierwszym biegu! Fakt, trochę go zaskoczył start i musieliśmy gonić (wszystkich) to i tak jestem mega dumny, że się nie poddał i ukończyliśmy ten bieg.
Około g. 18 – Już ja wystartowałem sam na 1000 metrów. Cel jeden (1:40 na 600 metrów ) tak, zakładałem, że jak minę 600 metrów w 1:40, to dobiegnę w 1:10 do mety (suma 2:50). Gdy ruszyliśmy, to od samego początku czułem, że mogę szybciej, ale bałem się przyspieszyć. Grzecznie biegłem swoje do wspomnianego 600 metra, dopiero wtedy gdy zobaczyłem, że mam akurat czas 1:41, to ruszyłem mocniej. Efekt na mecie 2:49!
Jestem zadowolony z wyniku, bo treningi pod stadion dały efekt. Minus jest taki, że tego dnia byłem w stanie nabiegać 2:45, ale się bałem ruszyć od około 300 metra. Muszę to poprawić, aby więcej ryzykować 🙂
Około g. 21 wystartowałem dodatkowo na 5000 metrów, tutaj zakładałem bieg na < 16:30 i nie było tak źle do drugiego kilometra (6:39), jednak zamiast dalej przyspieszać, to ja zacząłem zwalniać. Resztę trzeba przemilczeć, jedynie finiszowe kółko mnie podbudowało, bo mocno je pobiegłem i nie dałem się wyprzedzić. Czas mizerny 17:11, od 3 kilometra biegłem byle dobiec. Podejrzewam, że zabrakło u mnie jednego-dwóch treningów pod 5 km i chyba źle dobrałem jedzenie w przerwie między biegami.
Podsumowanie:
Nadal chętnie będę się bawił w bieganie na bieżni, postaram się zejść maksymalnie blisko 2:40 na 1 km. Aktualnie ten tydzień traktuje jako odpoczynkowy, następnie poszukam jakiejś 5-tki i będę się do niej szykował :).