Tydzień 03.08-09.08.2020 – Rdza

Tydzień 03.08-09.08.2020 – Rdza

Tydzień temu biegałem jak maszyna, teraz została tylko rdza. Dlaczego? Oto rozpiska:

 

Poniedziałek

Po tamtym tygodniu bardzo zaawansowanym, poniedziałek mogłem sobie z czystym sumieniem zrobić wolny.

Wtorek

Wtorek w sumie też jakieś tragedii nie było, jedynie na minus to z Rysiem wyszliśmy zbyt późno i już się ściemniało. W sumie wyszło 3 km wolno i potem aby szybciej wrócić do domu to 3 km po 4:00 wszystko z wózkiem.

Środa

Leń, nie zrobiłem mocnego treningu, ba nawet nie zrobiłem treningu wcale. Dałem ciała z jedzeniem i piciem w pracy i potem efektem był totalny brak energii i niechęć do czegokolwiek.

Czwartek

Wyszedłem pobiegać, bez żadnego planu, miałem godzinę dla siebie. Ruszyłem i po 10 minutach lekkiego biegu jednak ponownie mi się odechciało biec tym tempem, więc zmusiłem się, aby biec szybciej. Postawiłem sobie cel 5 km po 4:00, w trakcie biegu tej piątki (całość w 19:30) postanowiłem, że odpocznę po niej 1 kilometr truchtu i zrobię 3 kilometry po 3:40 (efekt 10:36 – 3,32) i to mnie mocno podbudowało, że mogłem dojechać tym tempem do 5 kilometrów na spokojnie, następnie zrobiłem 500 metrów truchtu i na dokończenie 500 metrów w 1.32 z 100 metrowym podbiegiem na końcu. Niby tu nic nie trenowałem, ale jednak jakieś tam podtrzymanie formy zaistniało.

Piątek

Znów słabo jadłem i piłem, wyszedłem na 3 km biegu (normalnie rozgrzewkę robię dłuższą) wróciłem z nastawieniem, że potrenuje w weekend.

Sobota

Upał od rana, z Rysiem wyszliśmy na 40 minut rozbiegania około g. 9:30 i nas tak dogrzało, że mieliśmy dość. Przez cały dzień miałem ambitny plan na mocne bieganie wieczorem. A wieczorem wjechał grill, podczas którego nadal mocno się trzymałem, że wyjdę po g. 22. A po g. 22 spałem :/

Tak wyglądał mój sobotni mocny trening (tip: suszarka mega dobrze rozpala grilla)

Niedziela

Rano nie pobiegałem, w sumie to już lekko się swoją postawą podłamałem, ale wieczorem z Ryśkiem przy zdecydowanie lepszej pogodzie zrobiliśmy 30 minut wspólnego rozbiegania i gdy odstawiłem kompana do domu, ruszyłem na coś mocniejszego. Na poczekaniu weszło:

  • 500 metrów  po 3:52, 1 minuta przerwy
  • 1000 metrów w 3:15, 1 minuta przerwy
  • 500 metrów po 3:06, 1 minuta przerwy
  • 1500 metrów po 3:11, 1 minuta przerwy (tu zmęczenie się już nawarstwiało)
  • 500 metrów po 3:06

Wyszło z tego jakieś szybsze bieganie, z którego jestem zadowolony, że uratowało tydzień.

Był to tydzień według mnie bardzo bezproduktywny, 2 treningi co cokolwiek znaczyły, reszta porównywalna do dni wolnych. Liczę na to, że kolejny już będzie solidniejszy :). Czasem takie tygodnie też muszą być, gdybym cały czas chodził jak maszyna przy moim trybie życia, to bardzo szybko mogło by się to skończyć kontuzją.

 

Share This:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *