10.11.2021 – 21.11.2021 – Roztrenowanie i pierwsze biegi
Roztrenowania czas – tym razem było to tylko 10 dni, ogólnie nie czułem nawet potrzeby roztrenowania, ale wiem, że dla układu kostnego ten brak biegania był potrzebny (niech sobie trochę odpocznie).
Środa 10.11.2021 – Piątek 19.11.2021
Aktywnościowo totalny brak biegania, jedynie raz z Rysiem podbiegliśmy do Biedronki na wózku. W sumie wyszło 2 km truchtu.
Poza tym, trochę zluzowałem jedzenie, czyli zjadałem i piłem rzeczy, których na co dzień nie piję/nie jem- ale samopoczucie po coli, chipsach czy frytkach skutecznie utrwala mnie, że to zło i uzależnienie w czystej postaci 🙂
Ogólnie bardzo chciało mi się przez ten okres biegać, ale twardo czekałem do soboty.
Sobota 20.11.2021
Cel – mocniejsze pobieganie Parkrun Pole Mokotowskie, aby wyznaczyć miejsce, z którego startuje.
Zanim ruszymy na bieg, to nowy sezon biegowy rozpocząłem od przygód. Ogólnie to chciałem ten bieg pobiec z Rysiem, zakładam, że większość parkrunów będę z nim biegał, to dlaczego nie ten pierwszy.
Godzina. 8:40 (przypomnę, że Parkrun startuje o g. 9) Łucja jako jedyna nieśpiąca osoba w domu próbuje kogoś obudzić – budzi Rysia, ale nieskutecznie, Ryś śpi w najlepsze, ale ja przy okazji również się budzę (ostatnio tak mamy, że dziwnym trafem, rano dzieci spią w naszym łóżku. Wiem, że Rysia już nie uszykuje na g. 9, ale ja mam pozornie jeszcze czas. Zaczynam szukać ciuchów na bieg (przygotowanie i ogarnięcie tego poranka level expert), nie mogę znaleźć spodenek, w międzyczasie zjadam jakiegoś batona owocowego, który był dla Łucji i lecę do toalety, Beata znajduje spodenki. Łapę telefon, token i jeszcze żel energetyczny i wybiegam, jest 8:52. Mam troszkę ponad 2 km na Pola Mokotowskie, biegiem mogę nie zdążyć i rozgrzewka w tempie <4:00 po roztrenowaniu może nie być dobrym pomysłem.
Wsiadam na elektryczną hulajnogę i jadę, patrzę na zegarek, jak sekundy uciekają i liczę na to, że zbiórka przed startem się przedłuży. Dojeżdżam do Parku i z oddali widzę, że uczestnicy już idą powoli na start, a pierwsi się ustawiają. W międzyczasie słyszę, że słuchawki się mi wyłączyły, ponieważ nie były używane. Dojeżdżam, uczestnicy już ustawieni, ja parkuje hulajnogę, trwa odliczanie (dobrze, że od 10 do 1). Biegnę, jestem na końcu stawki jak zaczynają odliczać 3,2,1 i bokiem wszystkich wyprzedzając po trawie, gdy wszyscy ruszyli ja akurat dobiegałem do pierwszych linii.
No to jesteśmy już na trasie – jeden z zawodników ruszył mocniej, więc biegnę z nim – tylko, że z tefonem przed twarzą i próbuje ustawić muzykę, niestety za nic nie chcą się włączyć mi słuchawki (najprawdopodobniej potrzebne jest ich etui ). Po kilku próbach schowałem telefon, wyjąłem żel, zjadłem i około pierwszego kilometra ruszyłem mocniej. Wyprzedziłem pierwszego zawodnika i zacząłem biec swoje, nie patrzyłem na zegarek – raczej biegłem na samopoczucie. Nogi prowadziły dobrze, oddech już nie. Aparat oddechowy się zastał i nie bardzo chciał się przestawić. Pierwsze kółko w 8 minut, spora przewaga nad drugim i założenie, aby przebiec drugie kółko szybciej. Biegnę ile się da, choć nogi mogą, to ciało jest jakoś pospinane i już od drugiego kilometra kaleczę ten bieg techniką. Próbuje łapać powietrze, czuje się, jak ryba wyjęta ponad wodę, nie bardzo mi idzie to oddychanie. Drugie kółko w 7:56, rozpoczynam dobieg do mety, który nie był znaczącym przyspieszeniem, ba, nie był żadnym przyspieszeniem, jak mi GSP pokazuje – czas 2:27 dobiegu. Finalnie 18:23 (średnia około 3:43). A ja ledwo dochodzę do siebie. Mięśniowo super, natomiast płuca paliły tak, jak bym pierwszy raz na 1000 metrów na stadionie biegł, czyli nie byłem gotowy na takie coś.
Niedziela 21.11.2021
Tym razem celem dnia – dłuższe rozbieganie, po Parkrunie bolą mnie tylko delikatnie stopy. Chciałbym mocniej coś pobiegać, ale nie za szybko – ten trening na celu ma po prostu wymęczenie ogólne organizmu, ponieważ mam możliwość się zregenerowania (przyjechałem na wieś do Babci tylko z Rysiem).
Wyznaczyłem trasę w zegarku, aby zobaczyć kilka nowych miejsc w okolicy. Z doświadczenia wziąłem ze sobą plecak i dosłownie 200 mililitrów wody, aby móc sobie popijać to w trakcie biegu i wygrzebałem gdzieś jednego żelka.
Cel 20 km – tempem – na samopoczucie, ale w miarę żywo.
Włożyłem słuchawki na uszy i ruszyłem, 100 metrów dobiegu do punktu startowego i lecimy. Dość szybko się „wyłączyłem” i po prostu biegłem, postanowiłem nie patrzeć na tempo, aby się tutaj sztucznie nie ograniczać/wywierać na sobie presji. Patrzyłem tylko na mapce ile zostało do mety i czy dobrze biegnę. Kilometry mijały w zastraszającym tempie, biegło się super, choć pierwsze 8 kilometrów to głównie pod wiatr. Czułem, że biegnę poniżej 5:00, ale raczej nastawiałem się na tempo bliżej biegu na 50 km (4:40-4:30), przecież jestem po roztrenowaniu prawda?. Około 10 kilometra zjadłem żelkę, wtedy też poczułem trochę mocy, choć równolegle zacząłem biec z wiatrem, więc nie wiem co pomogło. Popijanie wody psychicznie mnie budowało, choć po około 12 kilometrach prawie się zatrzymałem na pitstop, ale okazało się, że niedaleko za mną jedzie auto, a nie bardzo było się gdzie schować, więc postanowiłem biec dalej Niedaleko od tego miejsca ktoś sobie spacerek zrobił z wielkim psem, który zaczął biec w moją stronę. Normalnie, gdy pies jest dość mały, to ignoruje i biegnę dalej, natomiast ten był bardzo duży. Automatycznie zatrzymałem się i stałem czekając na jego reakcje – oczywiście właściciel informuje mnie, że spokojnie, on nie ugryzie. Uwielbiam to hasło, chciałbym kiedyś usłyszeć „proszę uważać i być czujnym, on gryzie”.
Faktycznie pies tylko mnie obwąchał, ale jednak wolałem poczekać, aż właściciel go przytrzyma. Pobiegłem dalej.
Zostało około 5 km do końca, biegło mi się coraz lepiej, choć nadal nie patrzyłem na tempo. Na 2 kilometry do mety spojrzałem na zegarek, a tam średnie tempo z całości 4:17, zszokowało mnie to trochę, bo za nic nie zakładałem takiego tempa po moich odczuciach z trasy. Postanowiłem, że spróbuje z tego zrobić jeszcze średnie 4:15 i przyspieszyłem – kilometr w 3:58 i 3:48 pozwoliły sprowadzić średnie tempo całości do 4:14.
Wieczorem jeszcze basen z Rysiem w Uniejowie i można było kończyć dzień.
Podsumowanie:
Dlaczego po roztrenowaniu ruszam z takim przytupem, a nie robię wprowadzenia około 2-3 tygodnie jak to powinno się robić? Testuje na sobie teorię, że jeżeli częściej będę organizm poddawał takim ekstremom (ale ważne, aby były to różne ekstrema, nie te same), to on wyciągnie z niego to co najlepsze i się dostosuje. Jest oczywiście ryzyko, że nie wytrzyma, ale jak dorzucę mu odpowiednią regenerację, to eksperyment może się udać (choć nie polecam takiego sposobu powrotu dla osób początkujących.
Plan na przyszły tydzień – Mocniejsza zabawa biegowa we Wtorek, reszta dni rozbiegania i może ćwiczenia. Ponowna weryfikacja stanu formy ponownie w sobotę. Cele – jak biegnę sam – <18:00, jak bieg z Rysiem <19:00.