13.06.2022-03.07.2022 – Nie systematycznie
Poniedziałek 13.06.2022
Wolne, ponownie – nie zaplanujesz – nie zrealizujesz.
Wtorek 14.06.2022
Pierwszy trening z Łucją – chodzi tutaj o prawdziwy trening, nie zwykłe bieganie. Zrobiliśmy razem 2 km rozgrzewki i 10 podbiegów w królikarni + 2 km schłodzenia. Luli się bardzo podobało, mi również się biegało bardzo dobrze, nogi nosiły.
Środa 15.06.2022
Tym razem podczas szkolenia zamiast wcześniejszych wariantów z bieżnią elektryczną i zwykłym rozbieganiem padło na mocniejszy trening na stadionie. W planie 1000 m + 10 x 200. Zebrałem się na ten trening na tyle późno, że musiałem biec po rower miejski, szybko jechać rowerem i realizować trening zanim mi zamkną stadion.
1000 m miało być w w 3:10 wyszło 3:06 i to pod pełną kontrolą tzn. miałem pod nogą zapas na bieganie tego <3:00. Po tym szybko kręciłem 200 setki, zrobiłem ich 7, średnio po 34 sekundy i musiałem zmykać z stadionu, gdzie ostatnia wyszła poniżej 30 sekund. Wszystko biegane w butach. Super trening, szczególnie wspominać będę jak na 800 setnym metrze biegu na 1000 metrów w słuchawkach słyszę ” a teraz spójrzcie na to, i to (tu wymienione szczegóły obrazka)” a ja się uśmiechnąłem, że to akurat nie jest najlepszy moment na patrzenie w telefon :).
Czwartek 16.06.2022
Luźne rozbieganie z dwójką dzieci – 6 km wspólnie+ 2 km sam.
Piątek 17.06.2022
Wieczorem planowałem zrobić 10 km po 4:00 – czułem się dobrze, biegło mi się pierwsze kółka rewelacyjnie. Wszystko pod kontrolą i tu niespodzianka – brzuch odmówił współpracy – chwilę szedłem i choć straciłem z 20 sekund, to na ostatnich 700 metrach okrążenia je odrobiłem i zamknąłem 5 km < 20:00. Natomiast brzuch skutecznie mi oświadczył, że nie zrobię planowanej drugiej połowy treningu. Przymusowe skrócenie, natomiast samo bieganie super.
Sobota 18.06.2022
Z racji, że nie planowałem tym razem ataku na 17 minut, to zapakowałem dwójkę dzieci na wózek i wystartowaliśmy wszyscy w Parkrun Pole Mokotowskie. Był to wielki test nowego wózka do biegania – co innego bieganie wolnych treningów, co innego zawody i muszę przyznać, że Thule się sprawdził idealnie. Jak chcecie dokładne moje porównanie obu wózków do biegania to dajcie znać, mogę opisać szerzej.
Co do samego biegu – Wózek wystarczyło rozpędzić i można powiedzieć, że dalej tylko niewiele siły wymagał do utrzymania tempa. Planowałem pobiec mocno, na pewno poniżej 20 minut, ale nie myślałem, że uda się złamać 19. Pierwsze okrążenie skończyłem z lekką stratą do 19 minut, ale drugie już przycisnęliśmy i nabiegaliśmy 18:50. Nogi niosły super, oddechowo rewelacja i co najważniejsze, dzieci miały sporo frajdy z tego biegu. Szkoda, że nie było z kim walczyć – wygraliśmy z sporą przewagą. Na pewno jeszcze w takim składzie wrócimy na ten Parkrun.
Wieczorem ponownie treningowo na stadionie – Cel – powtórka z środy tylko zamiast 10×200 będzie 5×400 + 5×200. 1000 m w 3.08 i zupełnie odwrotnie niż w środę, ledwo było to nabiegane. Chciałem kończyć trening, tak się mi nie chciało biegać dalej. Ruszyłem 400 (plan 1:14) na styk, kolejne również, nie biegam tylko męczę te odcinki. 200 setki nadal nieciekawe, niby zgodnie z założeniem, ale to nie to co środa, ostatnia tylko w 32 sekundy.
Niedziela 19.06.2022
Upał – w planach miałem 15 km lekkiego wybiegania – odwiedziliśmy Maya Land i pobiegałem przy okazji w okolicznych lasach. Fajne pagórkowate tereny. Tak mi było ciepło, że postanowiłem podbiec do stacji. Coś źle wpisałem w nawigację szukając stacji, że droga powrotna zmusiła mnie do nadłożenia dodatkowych 4 km. Finalnie 19 km raczej wymuszone niż czerpania radości z biegania.
Poniedziałek 20.06.2022
Wolne
Wtorek 21.06.2022
Rano dosłownie 15 minut truchtania w formie porannego rozruchu.
Wieczorem start w Sztafecie Kusocińskiego na AWF-ie – 4×2,5 km – fajna szybka trasa, super atmosfera, ogólnie polecam imprezę. Moim celem było nabieganie 8 minut (3:12 min/km) natomiast do samego wejścia do biura myślałem, że zawody będą na stadionie (w sumie nie wiem jak by to musiało wyglądać).
Faktycznie okazało się, że stadion to pierwsze 300 metrów i ostatnie 100, reszta to ścieżki asfaltowe wokół. Biegłem bez kontroli tempa, raczej na samopoczucie z szybką końcówką na którą o dziwo miałem siły i cały bieg był w dobrym samopoczuciu. Nabiegałem 8:09 co daje średnio 3:16 niby różnica niewielka, ale wiem, że te 4 sekundy na kilometr tego dnia były poza zasięgiem.
Środa 22.06.2022
Wycieczka z dziećmi – nie było nas ponad 2 h. Kierunek Złota kaczka w fontannie przy ulicy Tamka. Dalej pobiegliśmy do Żabki nano, gdzie robot nam zrobił HotDoga i powrót przez nowy świat i resztę trasy metrem. Dzieci zadowolone, trening zrobimy, trochę przygód – jednym słowem dobry wieczór.
Czwartek 23.06.2022
Poranne 7 km rozbiegania, mocno odczuwałem brak sił.
Piątek 24.06.2022
Wieczorne 8 km, miało być 10, ale po prostu miałem totalny brak sił – dla odmulenia zmusiłem się i przebiegłem 1 km w 3:19, ale to nic nie zmieniło, dalej ponownie włóczyłem nogami.
Sobota 25.06.2022
Rano miałem startować z mocnym treningiem, gdy zadzwonił budzik o g. 6, wiedziałem, że nie wstanę – od 2 miesięcy wstaję o g. 6 rano, a tego dnia tak mnie złożyła choroba, że po prostu wyłączyłem budzik i spałem dalej.
Tego dnia też był spory upał, ja się czułem fatalnie, wiedziałem, że choroba się rozwija, natomiast chciałem skrócić całą procedurę i postanowiłem skorzystać z upału i się wypocić.
Teraz ważne – mój poniższy eksperyment nie jest dobry do naśladowania, dla osób, które nie mają wieloletniego doświadczenia z wystawianiem organizmu na ekstrema, może się to różnie skończyć.
Ponad 30 stopni na dworze g. 13, czyste słońce, a ja zakładam:
- Długie leginsy na zimne dni
- Na te leginsy spodnie dresowe
- 2 podkoszulki + długi rękach
- Czapka, przepaska na uszy, komin na szyję i rękawiczki.
Ważne, przed ruszeniem tak na 1 h – wypiłem sporo izotonika (ponad 1 litr).
Obstawiałem, że zacznę się pocić od razu, a tu nic. Ruszam spokojnym biegiem, nie czuję upału. Nie wiem na ile tutaj choroba mnie blokowała, a na ile z tylu warstw zrobiła się skuteczna izolacja, ale przebiegłem 6 kilometrów i zupełnie nic, ani się nie spociłem. Czułem się na tyle dobrze, że postanowiłem zrobić podnieść trudność eksperymentu.
Chciałem przebiec 5 kilometrów szybko – Ruszam, biegnie mi się bardzo dobrze, jedynie tam gdzie do skóry docierało słońce, czułem w tych miejscach gorąco, reszta ciała tak jak w zimie, czyli ciepło. Powoli zaczynam się pocić, ale powstaje dzięki temu taka warstwa izolująca między ciałem, lekko spoconą pierwszą warstwą, a zgrzaną drugą. Trochę mogłem zbudzać zdziwienie w mijanych ludziach swoim wyglądem. Po 1,5 km zatrzymuje mnie obca osoba i pyta o drogę. Musiałem ciekawie wygląda, jak przy 30 stopniach upału ściągam rękawiczki, wyciągam telefon i tłumaczę drogę.
Po przystanku biegnie mi się już gorzej. Dobiegłem do 2,5 kilometra, widzę na zegarku 10:28. Postanawiam atakować 5 km poniżej 20 minut. Ruszam mocniej – Muszę pobiec drugie 2,5 km w tempie 3:48 min/km, co przy moim stroju i pogodzie może być wyzwaniem. Dopiero przy tempie 3:50 min/km zaczynam czuć, że organizm nie wyrabia z odprowadzaniem ciepła. Zaczynam się mocno pocić, ręce w rękawiczkach zaczynają parzyć. Po kilku minutach organizm zdecydowanie próbuje mnie przystopować w postaci zmniejszenia wielkości oddechów. Po prostu odcina mi tlen, a dalej już lawinowo leci reszta. Ja zawzięcie walczę dalej. Zostaje mi 500 metrów do mety. Nadal mam do odrobienia 10 sekund, ruszam jeszcze mocniej. Odczucia mam takie, jak bym walczył na ostatnich metrach super szybkiego wyścigu. Po prostu organizm nie wyrabia, tempo nie jest szybkie, mięśniowo też jest ok, ale wydolność jest ograniczona. Końcówka pod górkę, cisnę i udało się, nabiegałem 19:55. Fala ciepła od środka jest na tyle duża, że ściągam czapkę i rękawiczki. Spociłem się solidnie.
Efekt eksperymentu – poza ciekawym doświadczeniem braku odczucia gorąca w pierwszej fazie treningu i ograniczonej wydolności w drugiej. Osiągnąłem cel – spore spocenie się. Dodam, że nie miałem gorączki przed, to ważne, po prostu czułem, że mnie rozkłada choroba i boli gardło. Łucja za to gorączkowała bardzo mocno przez 3 dni, ale obstawiamy, że to efekt wyrastających wtedy ząbków.
Niedziela 26.06.2022
Ponownie upały, plan – miałem tego dnia zrobić długie wybieganie. Natomiast ponownie nie wstałem o czasie. Chociaż czułem się lepiej, to jednak nie na tyle dobrze, aby dokładać 30 km. Postanowiłem zrobić dzień wolny.
Poniedziałek-Piątek 27.06.2022-01.07.2022
Poniedziałek wolne z powodu braku czasu, a od Wtorku trzecia faza Bostonki. Czyli weekendowe odczucia choroby to druga faza, a pierwsza, to prawdopodobnie Ryś przyniósł ją ze szkoły pod koniec poprzedniego tygodnia.
Trzecia faza, to wysypka na twarzy, dłoniach i stopach. Na stopach odczucie jest takie, jak by mi ktoś grubego piasku wsypał do skarpety. Każda plamka piecze i boli przy dotyku. Nadal się nie czułem w 100 % dobrze. Postanowiłem zrobić sobie jeszcze kilka dni wolnego od biegania i skupić się więcej na pracy.
Sobota 02.07.2022
Wysypka już odpuściła, delikatnie gdzieniegdzie ślady jeszcze miałem, ale już mogłem normalnie bez bólu chodzić i operować dłońmi, postanawiam z dzieciakami przebiec Parkrun – miało być lekko, sukcesem w założeniach było przebiec go poniżej 20 minut. Ruszamy z dalszych pozycji. Dzieci zadowolone, zakładałem, że będzie z kim biec. A tu bardzo szybko się znaleźliśmy na drugiej pozycji. Biegnie mi się dobrze, choć nie na tyle dobrze jak 2 tygodnie temu, gdzie mogłem jedną ręką prowadzić wózek . Zawodnik przed nami przestał się oddalać, więc powoli się do niego zbliżaliśmy. Pierwsze kółko zrobiliśmy w 8:28, to tempo na poniżej 19 minut. Biegniemy razem z Adamem, nie odpuszcza i my również.
Na około 600 metrów do mety dociskamy jeszcze mocniej. Drugie kółko mijamy nieco ponad 8 minut i ciśniemy do mety. Wygrywamy w czasie 18:27, co przy tym, że startowaliśmy z połowy stawki, daje potencjał na połamanie 18 minut.
Niedziela 03.07.2022
Zdziwiłem się sobotnim wynikiem po kilkudniowej przerwie od biegania i lekkiej chorobie. Postanowiłem sprawdzić czy to jednodniowy efekt czy jednak nadal coś z formy zostało. Postanowiłem sprawdzić w jakim czasie pobiegnę 1 pętlę Parkrun. Na połamanie 17 minut pętlę muszę robić w 7:30-7:35. Zakładałem, że wynik poniżej 7:20 jest osiągalny. Na rozgrzewce czułem się dobrze. Ruszam test bardzo mocno – pierwszy zakręt 45 sekund, miejsce mety Parkrun 1:45 i tu po 600 metrach już było po zawodach. Koniec mocy. Dotoczyłem się do 1 kilometra w czasie 3:19 i już wiedziałem, że jest pozamiatane. Jednak ambicjonalnie postanowiłem dotoczyć się do końca i finalnie wyszło w 7:37, czyli nie dużo szybciej niż z dzieciakami w wózku i zdecydowanie nie tempo na łamanie 17 minut. Obstawiam, że po prostu organizm co mógł to dał w sobotę na Parkrunie, a tutaj już niewiele zostało i trzeba budować od nowa.
Po południu rodzinny wypad do Kabat – Beata rower, dzieciaki wózek ja biegiem. Główny cel to odwiedzenie kilku miejsce, a nie trening, ale przy okazji wpadło dodatkowych kilka kilometrów biegiem.
Podsumowanie
Brakuje mi takiego dobrego rytmu treningowego – widać, że to bieganie jest z doskoku i nie idzie to w żadnym dobrym kierunku. Aby wyjść na prostą potrzebuje solidniej trenować – taki cykl treningowy około 3-4 tygodni powinien mnie postawić na nogi, natomiast kiedy będę go w stanie zrealizować, tego nie wiem. Liczę, że zaskoczy.