IV Wycie Szakala – Relacja

IV Wycie Szakala – Relacja

Wykonanie mocnego treningu zawsze napawa satysfakcją, a co dopiero zrobienie mocnego treningu na zawodach i zdobycie przy tym pierwszego miejsca? Wtedy raduje podwójnie :). Czasem robię treningi z grupą Rysio Team i wszystkim w Łodzi znanym Trenerem Ryszardem Goszczyńskim. Pewnego razu dostałem propozycje startu z nimi w IV Wyciu Szakala, przyjąłem ją z chęcią i nawet się nie zastanawiałem. Poniżej opisuję jak przebiegała rywalizacja o pierwsze miejsce, w tym niecodziennym biegu.

 

IV Sztafetowy bieg pod nazwą Nocne Wycie Szakala odbywa się od 4 lat w wakacje. Bieg startuje o godzinie 22, trasa jest wytyczona przez świecące znicze, ale dla bezpieczeństwa obowiązkowo trzeba biegać również z latarkami tzn. czołówkami. Sztafety składają się z 4 osób, w tym minimum jednej kobiety. Biegacze mają do pokonania po 8 okrążeń liczących po około 610 metrów co daje w sumie dystans prawie 20 km. Trasa biegu jest ciężka. Trzeba najpierw zbiec, a następnie po krótkim płaskim odcinku wbiec na jedną z większych górek na terenie Łodzi „Górę Śmieciówkę” znajdujących się przy ulicy Łupkowej.

Widok w dzień z góry Śmieciówki (pl.cit.lodz.pl)
Widok w dzień z góry Śmieciówki (pl.cit.lodz.pl)

Na  miejsce startu wybrałem się z Robertem „Badylem” Sobczakiem, z którym miałem okazję biegać w drużynie Rysio Team 1. Rysio wierzył w nas i wiedzieliśmy, że mamy realne szanse na walkę o pierwsze miejsce. Na miejscu dostaliśmy numery startowe, poznałem resztę swojej ekipy. Po obejrzeniu trasy, która po ostatnich upałach była bardzo sucha, piaszczysta – trzeba było uważać na zakrętach aby nie wypaść poza jej przebieg. Wiedziałem, że będzie ciężko biegać tu bardzo szybko. Po 8 kilometrach tempa bieganych dzień wcześniej w 33 stopionym upale – dziś choć nie bolały mnie nogi, czułem się delikatnie przemęczony.

Wieczorem tego dnia również było bardzo ciepło, w świetle czołówki cały czas widać było, jak gęsto unosi się kurz. Po rozgrzewce wykonanej w tempie 6.00 czułem się dobrze. Start i meta oraz strefa zmian były zlokalizowane na samym szczycie góry. Nie było tam zbyt wiele miejsca na przebieżki, więc całą rozgrzewkę musiałem wykonać u jej podnóża, aby na szczycie już tylko oczekiwać na swoją zmianę.

Widok na wyznaczony podbieg
Widok na wyznaczony podbieg

Bieg otwierał Robert „Badyl”, po około 2 minutach jako pierwszy zameldował się na mecie przekazując pałeczkę Małgosi.  Walka o pierwsze miejsce toczyła się między nami, a drużyną Oshin Team. Ryszard bardzo często sprawdzał wyniki po każdej zmianie aby kontrolować przewagę i przebieg zawodów. Małgosię zmienił Szymon i gdy ruszył na trasę ja już ustawiłem się w strefie zmian wiedząc, że za mniej niż 2 minuty to ja będę odbierał pałeczkę i ruszał w ciemności. Gdy zza zakrętu zobaczyłem Szymona byłem gotowy, odebrałem pałeczkę i ruszyłem w dół.

Na początku trasy zbieg był tak stromy, że trzeba było się mocno hamować. Miejscami próbowałem „puścić nogi”, ale ryzyko skręcenia stopy na nierównym podłożu i sypkim piasku oraz kamienie skutecznie uniemożliwiały takie manewry. Na dole czekał mnie ostry skręt w prawo i około 150 metrów prawie po płaskim. Tamto miejsce było jedynym, po którym mogłem swoimi siłami rozwijać większe prędkości. Po chwil jednak był znów zakręt w prawo i zaczynał się długi podbieg. Dobrze, że akurat po podbiegu była strefa zmian – można było oddać pałeczkę i powoli dochodzić do siebie.

maciejsowa
Wbieganie do strefy zmian (Maciej Sowa)

Pierwszy odcinek pokonałem w 1.58. Każdy wynik bliski 2 minut na tej trasie był bardzo dobrym czasem. Nie biegłem z wszystkich sił, chciałem zostawić je sobie na ostatnie odcinki. Cały czas biegliśmy na pierwszym miejscu, ale czuliśmy oddech młodej drużyny Oshin Team na naszych plecach. Były chwile, w których dzieliły nas od siebie tylko sekundy. Po każdym odcinku te różnice się zmieniały, w zależności czy na trasie w danym momencie był mężczyzna, czy kobieta.

 

Swoje odcinki starałem się mierzyć włączając stoper zaraz po otrzymaniu pałeczki, do momentu po jej przekazaniu. Wszystkie moje czasy poza 6 odcinkiem były poniżej 2 minut. Ostatnie 3 odcinki były bardzo ciężkie. Starałem się utrzymywać założone tempo i nawet przyspieszać, ale zmęczenie nakładające się z dnia poprzedniego i tych zawodów – skutecznie wpływało na to, że dziś utrzymanie tempa było dużym wyzwaniem. Najgorsze na tej trasie były zbiegi. Na płaskim terenie i podbiegu wiedziałem na co mnie stać, ale na tak stromym zbiegu, czułem duży ból mięśni czworogłowych.

 

Przerwy między odcinkami w naszej sztafecie wynosiły około trochę ponad 6 minut. Z braku miejsca do biegania na szczycie, ograniczałem się wtedy do krótkiego truchtania w miejscu. Temperatura powietrza nie pozwalała ostygnąć, ale musiałem się ruszać, aby się nie „zastać”. Po każdym odcinku czułem na początku takie zesztywnienie, gdy do tego dochodził ból mięśni przy zbiegach – to początek każdej zmiany był nieciekawy. Dopiero na płaskim podłożu i podbiegu człowiek mógł wejść w rytm.

Inne ujęcie wbiegającego zawodnika (Maciej Sowa)
Inne ujęcie wbiegającego zawodnika (Maciej Sowa)

Gdy nadszedł czas ostatniej zmiany, przed ruszeniem sprawdziłem przewagę nad drugą drużyną, mieliśmy jej około 40 sekund. Otrzymując pałeczkę, organizatorzy zakomunikowali, że rusza ostatnia zmiana w tym biegu. Wtedy już nie czułem bólu mięśni, nie myślałem o podbiegu. Czułem radość, dawałem z siebie bardzo dużo na tej zmianie. Biegłem i wiedziałem, że nasza drużyna pokazała serce do walki i było warto się tyle męczyć. Po przedostatnim zakręcie, podczas wbiegania pod górę już tylko myślałem o chwili przekroczenia mety. Gdy się wyłoniłem z ciemności, przekraczając linie mety, znów czułem to uczucie wielkiego szczęścia. Wygraliśmy IV Sztafetowy bieg pod nazwą Nocne Wycie Szakala. Ostatnia zmiana wyszła w 1.58.

Dekoracja
Dekoracja

 

Oczekując na dekorację, w ramach roztruchtania pokonałem trasę po raz ostatni, tym razem czas jej pokonania wyniósł ponad 5 minut. Chwila dekoracji była jedną z tych najwspanialszych w życiu. To co zapadło mi w pamięć to brawa. Chwila gdy bili nam brawo wydawała się być bardzo długa. Te brawa trwały i trwały, nie umiem opisać radości w moim sercu. Czułem dumę i szczęście. Ryszard był bardzo zadowolony, cały Rysio Team również. Inne sztafety z ekipy Rysia zajęły bardzo dobre 4 i 5 miejsca – wszystkim Wam gratuluję!

 

Dziękuję za możliwość udziału w tak ciekawym biegu całemu Rysio Team oraz dziękuje wszystkim, którzy dopingowali mnie na trasie. Te dwa dni mocno mi wyeksploatowały organizm, teraz czas na złapanie trochę luzu. W sobotę 15 sierpnia startuję w Biegu Wojska Polskiego w Aleksandrowie Łódzkim – na dystansie 5 kilometrów. We Wtorek robię już pierwszy z treningów przygotowujących pod wrześniowy start na stadionie.

Szczęśliwa Ekipa Rysio Team
Szczęśliwa Ekipa Rysio Team

Share This:

One thought on “IV Wycie Szakala – Relacja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *