Dobra lekcja biegania na hali – 1500 m w 4,21 – Indoor Track Run + Film
W piątek rano, budzik zadzwonił o 5:50 – strój biegowy czekał już gotowy w przedpokoju. Zjadłem banana i wyszedłem na poranny rozruch. Wiele razy już praktykowałem poranne bieganie przed wieczornymi zawodami i tym razem nie mogło być inaczej.
Po przepracowanym całym dniu i bezpośrednio po pracy wybrałem się na halę RKS w celu startu w Amatorskich Mistrzostwach Województwa Łódzkiego. Jako swój dystans wybrałem 1500 metrów. Po udanym starcie na 1000 m dwa tygodnie wcześniej, wiedziałem, że mogę tu również nabiegać dobry wynik. Mimo samej pracy objętościowej i sprawnościowej przeznaczonej pod biegi na 5-10 km wiosną, szybkie starty na hali wypadły mi bardzo pozytywnie.
Na miejscu byli i rozgrzewali się zawodnicy startujący w różnych biegach (w tym dniu biegaliśmy na olimpijskich dystansach). Po odhaczeniu się na liście startowej oraz rozmowach z znajomymi udałem się wraz z Panem Jagodą na rozgrzewkę.
Rozgrzewkę wykonałem identyczną jak przed AMWŁ. Start 1500 metrów znajdował się przy skoczni do skoku w dal. Liczba 17 chętnych wymusiła podzielenie biegu na dwie serie. Sędzia dał możliwość wyboru kto chce biec w pierwszej szybszej i drugiej wolniejsze serii. Bez zawahania zapisałem się do pierwszej, namawiając do tego kilku znajomych.
Celem na ten wieczór był złoty medal oraz wynik na poziomie 4,15, plan minimum to czas 4.20. Wiedziałem, że będą szybcy zawodnicy i swoje będę musiał nabiegać na całym dystansie, a nie tylko podczas finishu, na którym jestem najsłabszy. I nie oszukujmy się, jeśli ktoś nie wie po co jedzie na zawody to też nie ma się co dziwić, że to mu się nie udaje. Nie piszę tego w negatywnym sensie, tylko chodzi mi o to, że trzeba już w głowie rozgrywać niektóre rzeczy, aby potem za planami poszło ciało – posłuchało i zadziałało jak trzeba.
Poniż krótka wideo-relacja z biegu:
Sam bieg
Przed startem rozmawiałem z Michałem Stawskim, że tempo biegu na 1 km w 2.50 po drodze będzie dobre. Po zbiórce przed biegiem wyczytał nas spiker – Bartłomiej Drach (jak na profesjonalną imprezę przystało 🙂 ), sędzia ustawił mnie na środkowym torze. Chwile oczekiwania, komenda na miejsca i pobiegliśmy.
Ruszyłem mocniej, aby szybko zejść do pierwszego toru i chciałem trzymać tę pozycję.
Domyślałem się, że pozostali nie będą chcieli brać na siebie prowadzania takiego tempa. Samemu nie chciałem ciągnąc stawki i ich „wieść na plecach”, dlatego postanowiłem początek pobiec pewnie i mocno.
W sumie głupio zrobiłem, bo powinienem zostać i jednak sprawdzić co mają do powiedzenia rywale na początku, ale kontynuowałem bieg i się nie oglądałem.
Na zegarek spojrzałem dopiero po 1 kilometrze, poniższe międzyczasy są na podstawie filmiku.
200 metrów pokonałem w 31 sekund czułem się bardzo dobrze – choć zacząłem się zastanawiać, dlaczego z tyłu nikogo nie ma. Po 300 metrach miałem już przewagę nad drugim zawodnikiem około 20 metrów. Cały czas biegłem sam i podświadomie bałem się zwolnić. Ten bieg rozpocząłem raczej z myślą, że biegnę 1000 metrów.
Mijając tablicę z napisem 6 kółek do mety dotarło do mnie, że to będzie długi bieg. Po chwili jednak coś się we mnie przełączyło – kompletnie zamknąłem się w sobie. Nie widziałem kibiców, hala stała się dla mnie pusta, tak jak bym tam biegł sam. Gdzieś w oddali słyszałem głos kibiców. Po 400 metrach usłyszałem swój czas, który krzyczał Łukasz. 1,03 – mój mózg tego nie zarejestrował, jak to jest szybko i że biegnę na wynik poniżej 2.40 na 1000 metrów. Przewaga nad drugim zawodnikiem wzrosła do ponad 30 metrów.
1/3 trasy minąłem w 1,20 i wtedy większość osób na hali zadawała sobie pytanie: co ja robię?
Otóż, podobnie jak Artur w Houston, ja na hali RKS, nie mogłem zwolnić – myśli nie pozwalają na taką akcje. Jest taka wewnętrzna blokada, nawarzyłeś piwa to teraz je wypij – pomyślałem. I biegłem dalej.
600 metrów w 1,37 i nagle mnie odcięło. Tempo spadło. Czułem, że zaczyna brakować energii na dalsze takie szarże. Gdyby był to bieg na 1 km, to być może jeszcze bym się zebrał i spróbował zaatakować 2,45, lecz zaczęła się zabawa z 1,5 km.
Zwolniłem, i to znacznie, prawie do tempa 3:00 – ale przewaga całej prostej dawała mi otuchy. Może to też sprawiało, że nie mogłem utrzymać szybszego tempa? Krok biegowy się skrócił, zacząłem delikatnie się kołysać na boki. Myśl, że na hali jest bardzo dużo osób, które trzymają za mnie kciuki – nie dawała mi spokoju, nie mogłem ich zawieść.
Drugie 500 metrów pokonałem równo w 1.30, mijając kilometr w 2.50 (AMWŁ dwa tygodnie wcześniej pobiegłem w 2,47) i zostało ostatnie 2,5 okrążenia do mety.
Kółka na hali mijają bardzo szybko (szczególnie szybko przy prędkościach ponad 20 km/h).
Odbiłem się trochę po 6 okrążeniu, ale nadal to było już bieganie na przetrwanie. Dopiero po usłyszeniu dzwonka, zerwałem się i przyspieszyłem na ostatnie okrążenie. To kółko wszyscy biegają już na maksa, ale moje zakwaszenie pozwoliło jedynie na pokonanie ostatnich 100 finiszowych metrów w 17 sekund….
Bardzo dobrze zapamiętałem super doping na ostatniej prostej, ludzie stali przy linii i krzyczeli, dawało to fenomenalną energię. Ten bieg bardzo dobrze by wyglądał, gdyby oglądało się go od tyłu, czyli pierwszy kilometr w 3,01, a ostatnie 500 metrów w 1,20 :).
Duże brawa należą się dla Pawła Kopaczewskiego, który rozegrał ten bieg po profesorsku i w końcówce bardzo dużo odrobił do mnie. Trzeci był Michał Stawki, a czwarty z super wynikiem 4,36 wspomniany na początku i trenujący do maratonu Maciej Jagusiak.
Mogłem ten bieg rozegrać inaczej, mogłem zacząć wolniej, ale wtedy równie dobrze mogłem to przegrać… Bieg był na miejsce i udało się go wygra. Szkoda trochę wyniku, ale biorąc pod uwagę to, że wcale nie szykowałem się pod halę oraz nakładające się zmęczenie treningowe z poprzednich dni i mało snu – nie daje świeżości, więc wszystko sumuję się na plus :).
Zaraz po tym biegu, gdy doszedłem do siebie, rozpoczynałem sztafetę szwedzką (400-300-200-100). Nawet nie próbowałem startować z bloków, stanąłem na linii startu i ruszyłem – nogi zaczęły mi dobrze pracować dopiero po 80 metrach. Drugie kółko podobno pokonałem szybciej niż pierwsze i dobiegając ostatni, przekazałem pałeczkę Robertowi. Nie był to dobry motyw, aby po tak ciężkim biegu, biegać jeszcze 400 metrów – ale chciałem dać coś od siebie dla drużyny Rysia.
Dziękuję za doping wszystkim obecnym na hali. Dziękuje Łukaszowi Balcer za podawanie czasów, które są bardzo pomocne podczas takich zawodów. Szczególne podziękowania Rysio Team, samemu Trenerowi Rysiowi – za pracę nad moją techniką oraz Wszystkim znajomym i nie znajomym, którzy trzymali za mnie kciuki :).
A sam pomysł halowych zawodów dla amatorów uważam za genialny i czekam na letnią odsłonę na stadionie!
Chears 🙂
Niektóre foto (festiwalbiegowy.pl)
3 thoughts on “Dobra lekcja biegania na hali – 1500 m w 4,21 – Indoor Track Run + Film”
krzychu ręka wysoko przy zmianie pałeczki!!!! ;D POZDRO
Ja siły nie miałem biegać, a co dopiero podnosić ręce 😛