Biegowy Listopadowy Weekend
14-15 Listopada wystartowałem w dwóch biegach oddalonych od siebie o 250 km w odstępnie 24 godzin. Najpierw odwiedziłem Parkrun Wrocław z planem zrobienia treningu i zajęcia wysokiego miejsca, dzień później pobiegłem 10 km w Niewiadowie niedaleko Łodzi. Biegnąc mocno chciałem zobaczyć co z tego wyjdzie. Wyszło odwrotnie, choć nie mogę powiedzieć, że źle. We Wrocławiu zająłem 2 miejsce i dostałem pierwszą lekcje biegania, w Niewiadowie również zakończyłem wyścig na drugiej pozycji lecz nie było to ściganie, a dobry trening. Niewiadów nauczył mnie czegoś innego.
Do Wrocławia wybrałem się od razu po pracy. Nocowałem w Hostelu Bemma (http://www.hostelbemma.pl/) w samym Centrum Wrocławia, lokalizacja hostelu jest wyśmienita (gorzej z zaparkowaniem) i ceny nie są wygórowane, polecam to miejsce z czystym sumieniem.
Był to spontaniczny wyjazd, bez planów na konkretne zwiedzanie, jedynie co miałem w planach, gdy podjąłem tę decyzję to przy okazji wystartować w tutejszym Parkrunie. Po starcie w Turku czułem się wyjątkowo dobrze na rozgrzewce. Pogoda i widoki na trasie Wrocławskiego parkruna były świetne. Trasa to ścieżka biegnąca po wale wzdłuż Odry. Start zlokalizowany jest obok Jazu Opatowskiego. Nie startuje tam tylu uczestników co w Łodzi, ale czuć atmosferę biegu :).
Oglądając wyniki z kilku poprzednich biegów, można było wywnioskować, że czas 18 minut powinien pozwolić na 1 miejsce. W planach miałem biec połowę trasy z pierwszym zawodnikiem, następnie zaatakować na około 1500 metrów do mety. Podziwiając piękny jesienny poranek, po wspólnym grupowym zdjęciu ustawiłem się na starcie. Przed odliczaniem podszedł do mnie jeden biegacz i zapytał „Biegniesz na 16 minut?” Ja otworzyłem oczy – odpowiedziałem „Nie wiem, mogę biec, ale czy dam radę to się okaże”. On odpowiedział, że by chciał pobiec 16 minut treningowo. Pomyślałem, że żartuje – jednak się myliłem.
Gdy ruszyliśmy, od razu owy zawodnik wysunął się na prowadzenie i zaczął samotnie dyktować tempo w okolicach 3,20-3.25. Nie miałem wyjścia, myśląc o zwycięstwie zabrałem się z nim. Zapytałem jeszcze, czy on na serio chce tak biec 5 km. Odpowiedział, że jest to dla niego trening. Był to Tomasz Sobczyk – jeden z czołowych Wrocławskich biegaczy (PB. 31 min). Po chwili rozmowy postanowiłem pomóc mu zrobić trening, współpracowaliśmy pod wiatr i starałem się mu potem dotrzymać tempa. Półmetek wygląda ciekawie, ponieważ dobiegliśmy do słupka zlokalizowanego na trasie – Tomek go dotknął i zawrócił, zrobiłem więc to samo. Pierwszy raz spotkałem się z taką nawrotką. Powrotne 2,5 km już tylko starałem się biec mocno, nie miałem zagrożenia z tyłu, lecz wiedziałem, że trzeci zawodnik biegnie niedaleko mnie.
Samotnie walcząc z dystansem i czasem, starałem się połamać 17.30. W pewnej chwili zadałem sobie pytanie „Czy warto jutro startować w Niewiadowie?” Myśląc, że jeżeli tu tak mocno się wyeksploatuje, czy będę miał siłę na 10 km za 24 godziny? Przesunąłem tę myśl i decyzję do wieczora – wtedy chciałem na chłodno o tym pomyśleć. Bieg ukończyłem 18 sekund za Tomaszem, który nabiegał 17,04 – sam przyznał, że dzisiaj nie było sensu mocniej się siłować z tym wiatrem. Ja nabiegałem 17,22 i byłem zadowolony z uzyskanego rezultatu.
Pierwsza lekcja z tego weekendu to: Nie można nigdy być w 100 % pewnym wygranej przed startem. Bo czasem niespodziewanie może się pojawić ktoś lepszy od Ciebie, kto Cię pokona przy okazji robiąc trening 🙂
Resztę dnia poświęciłam na zwiedzanie urokliwego miasta – które słynie z krasnali i kolorowych kamienic 🙂 Cały czas nawadniałam się i dużo jadłem poznając lokalne smaki Wrocławia. Start w Niewiadomie stawał się coraz bardziej realny. Po powrocie do domu, zastosowałem starą metodę przyspieszającą regenerację, czyli kilku minutowy lodowaty prysznic na nogi. Ten zabieg postawił mnie od razu w lepszej kondycji i poczułem, że jednak jutro może być dobrze.
Niedzielny startowy dzień tradycyjnie rozpocząłem od owsianki z bananem i spaceru. W biurze zawodów pojawiłem się chwilę po 11. Odebrałem pakiet i powoli przygotowywałem się do rozgrzewki, również powoli zaczynało padać. Na rozgrzewce w końcu miałem niski puls. Z dobrym nastawieniem, ustawiłem się na starcie i po odliczaniu w górę i w dół (Pierwszy bieg, wiadomo zdążają się pomyłki :)) ruszyliśmy na trasę.
Od razu do przodu wyrwał nie znany mi zawodnik z Tomaszowa Mazowieckiego. Nie zabrałem się z nim. Wiedziałem, że to tempo, którym on biegnie jest na 33-34 minuty – nie znałem (aż do dziś) biegacza z Tomaszowa biegającego takie wyniki. Sądziłem, że po 3-4 kilometrach owy zawodnik osłabnie z sił i zwolni, ja biegłem równo 3.25-3.30 starając się jak najmniej męczyć. Po około 300 metrach już samotnie na drugiej pozycji kontynuowałem pościg. Pierwszy zawodnik niewiele, acz powoli zwiększał dystans nade mną.
Po nawrocie około 4 kilometra, gdy mijaliśmy biegaczy biegnących z na przeciwka, dostałem bardzo duży doping, co chwilę ktoś życzył powodzenia, dopingował i bił brawo. Dziękuje Wam wszystkim za te słowa wsparcia, bardzo pomagają – choć nie zawsze jestem w stanie odpowiedzieć, odmachnąć czy podziękować. To każde słowo zapada mi w pamięć i dodaje sił.
Wtedy trochę zbliżyłem się do pierwszego zawodnika, lecz tamten jeszcze bardziej przyspieszył. Co ciekawe puls z początku biegu nie wchodził powyżej 180 uderzeń na minutę. Czułem się bardzo dobrze, biegłem z zapasem i myślałem o przyspieszeniu w drugiej połowie dystansu. Półmetek minąłem z czasem 17,44, wtedy zaczęły się delikatne podbiegi i sił zaczęło brakować. Zauważyłem, że mimo tego, że chcę przyspieszyć to puls nie chce wzrosnąć powyżej 185 bpm. Zaciekawiło mnie to zjawisko. Około 7 kilometra pewien samotnie stojący rolnik powiedział mi mądre słowa „Za mocno uderzasz stopami o asfalt, nie powinno być Cię słychać” Te słowa zapadły mi w pamięć i uświadomiły, że organizm nie jest jeszcze przygotowany do szybkiego biegania i zabezpiecza się, ograniczając mi zakres możliwości. Średni puls z całego biegu to raptem 183 bpm ( W Warszawie gdzie biegałem 33.44 średni puls wyniósł 195 ) Czyli zapas był, nie umiałem go wykorzystać.
Chciałbym w tym miejscu bardzo pogratulować organizatorom świetnie zorganizowanego biegu. Trasa była zabezpieczona wyśmienicie, policja i strażacy wyznaczali kierunek biegu. Z przodu jechały dwa radiowozy zabezpieczające i prowadzące bieg. Z tyłu bieg zamykała karetka i radiowóz. Sprawna dekoracja, pyszne posiłki oraz miła atmosfera to tylko mała część z zalet I biegu w Niewiadowie :).
Lekcja z niedzieli: nie próbuj biegać mocno, gdy nie jesteś na to przygotowany. Zająłem 2 miejsce z czasem 35,17 (trasa krótsza o około 200 metrów). Jestem zadowolony z biegu jak i z czasu. Wiem jakie mam braki, lecz jeszcze nie czas na trenowanie szybkości czy robienie interwałów. Muszę wzmocnić ciało i nogi, aby tak – jak wspomniał rolnik, nauczyć się biegać cicho 🙂
One thought on “Biegowy Listopadowy Weekend”