Co zamiast długiego wybiegania?

Co zamiast długiego wybiegania?

„Jeśli nie umiesz latać, biegnij. Jeśli nie umiesz biegać, chodź. Jeśli nie umiesz chodzić, czołgaj się. Ale bez względu na wszystko – posuwaj się naprzód.” – Martin Luther King

Czyli esencja dzisiejszego treningu.

 

Od dłuższego czasu organizm domagał się dłuższego wysiłku. Z racji tego, że bieganie na wygiętej bieżni dużej niż 40 minut psychicznie potrafi zniszczyć, a na długie bieganie w terenie z moją łydką jeszcze jest za wcześnie. Postanowiłem rozpocząć niedzielę o godzinie 6:00 i po krótkim przygotowaniu ruszyć w długą podróż rowerem 🙂

Zaplanowana wstępnie trasa

Zaplanowałem trasę z Tomaszowa dookoła zalewu Sulejowskiego. Nawigacja pokazywała około 3 h, myślałem, że zmieszczę się w 2,5, a zeszło mi >4, ale wszystko od początku.

 

6:00 Pobudka po krótkiej nocy, jeżeli wstaje się z 100 % nakierowaniem na cel, nie jest to problemem.

No to lecimy

 

6:30 Wychodzę na zewnątrz i wita mnie padający śnieg, szybka kalkulacja – będzie wpadać w oczy…trzeba wziąć jakieś okulary…nie mam okularów na rower/bieganie…biorę więc przeciwsłoneczne z auta…

 

6:30-7:00 Zasuwam ostro rowerem, pada śnieg, jest ciemno, większość osób smacznie śpi, a ja jadę przez las w okularach przeciwsłonecznych z małą latarką przymocowaną do roweru. Na zjazdach boję się przyspieszyć, ponieważ obszar oświetlonej jezdni jest na tyle mały, że jeżeli wjadę w jedną z większych dziur w naszych drogach to będzie po wycieczce.

 

Niedzielny śnieżny poranek

7:00-7:15 Wyjeżdżam z lasu, śnieg przestaje padać, zaczyna robić się coraz widniej. Odczuwam wewnętrzny wybuch super nastroju, wszystko mnie cieszy, jestem wesoły, uśmiecham się. Czyli jeżeli ktoś popatrzyłby na mnie z boku to pewnie wyglądałem na wariata.

 

7:15-8:00 Nawigacja w telefonie nakazuje skręcić w las… Dobre tempo, asfalt i dobry humor zastępuje mi na początku dziurawa droga, zwolnienie do prędkości 10 km/h i pojawiająca się złość. Ale im dalej w las tym…. Większe problemy. Nawigacja w lesie ponownie nakazuje skręcić, więc skręcam i po chwili jadę drogą, której nie ma na mapach… Jadę to zbyt duże słowo. Pokonuję kolejne centymetry trasy, koła się zapadają w zlepionym piachu ze śniegiem. Co chwilę muszę schodzić z roweru i omijać nieposprzątane, po tylu tygodniach, powalone drzewa. Po kilku minutach bardziej prowadzę rower, niż na nim jadę. W aplikacji na telefonie już nawet nie widzę docelowej drogi, jest gdzieś z 300 metrów na lewo od tej ścieżki, którą idę. Dobrze, że jest już dość widno, bo inaczej można byłoby już panikować.

Zaczyna się
Offroad

Postanawiam zmienić plan i skręciłem w pierwszą lepszą ścieżkę, która miała mnie doprowadzić na właściwe tory. Niestety, tam piach zamienił się w błotniste dziury, kałuże na całą szerokość drogi i coraz więcej powalonych drzew. Z planu < 3 h – nici. Docieram w końcu na właściwe szlaki i nawigacja przelicza kilometraż i dodaje mi + 5 km… Coś tu nie gra. Postanawiam przełączyć się z trybu rowerowego na samochodowy. I widzę, jeszcze trochę przeprawy przez las i dotrę do asfaltowej drogi! Po drodze mija mnie stado saren.

Lepiej biegiem takie tereny pokonywać niż rowerem

8:00 Po prawie godzinie straconej w lesie powinienem być już dawno w drodze powrotnej, a tu jeszcze nie dojechałem do Sulejowa. Mijam miejscowość Błogie Szlacheckie i widzę, że las nazywa się „Rezerwat Przyrody Błogie”… Oj błogo mi było pokonywać te leśne ścieżki, które miały mi skrócić dystans trasy…

 

Niedaleko za lasem mijam myśliwych polujących na zwierzynę, czyli nie tylko ja tak wcześnie rozpoczynam niedziele. Ciekawe, co na to sarny?

 

8.10-8.20 Przerwa na posiłek, banan i baton plus trochę wody. Po 1.45 wysiłku, gdzie tętno średnio było na poziomie 130-140 potrzebowałem doładować trochę energii.

 

8:20-9:20 Dalej już jadę jak w transie, nie wiem czy to posiłek, czy powrót na asfalt. Kilometry mijają szybko, mijam Sulejów i po kilku kilometrach już jestem w drodze powrotnej, lecz gdzieś godzinę po jedzeniu na długich prostych niedaleko miejscowości Golesze Duże odczuwam zjazd energetyczny.

Długie proste i samotne odcinki

Tempo spada, tyłek od roweru boli, droga jest nierówna, co dodatkowo nie pomaga. Wszędzie cisza, nie ma domków, nie ma aut, nie ma.. i nagle wyskakuje jakiś pies z rowu i mnie goni. Tu rower ma super przewagę nad bieganiem. Pies po chwili odpuszcza, a ja dalej mam kryzys. Przypomniało mi się, że spakowałem 10 zł do plecaka, problem w tym, że nie ma tu sklepów, a jak już są to… pozamykane.

Kryzysik

W końcu udaje mi się znaleźć otwarty. Kupuje banana i 0,5 Pepsi.

 

9:20:10:30 Po chwili odżywam, czyli Pepsi i długi wysiłek chodzą w parze. Zaczynam kręcić szybko, czuje się coraz lepiej, do domu coraz bliżej. Dojeżdżam do S8, nawigacja mówi „skręć w lewo”, ja skręcam i orientuje się, że za chwilę będę wjeżdżał na trasę ekspresową Rowerem!!!.

Zatrzymałem się i zmieniłem tryb nawigacji z Auta na Rower i zaufałem, że na odcinku, gdzie nie ma lasów już sprawnie dojadę do domu.

Kilka razy chciałem skrócić trasę, co skutkowało tym, że i tak nadrabiałem 2 razy tyle i z pokorą wracałem na właściwe tory.

Końcówka i humorek wraca 🙂

10:30 Rower po przygodach w lesie wyglądał strasznie, zrobiłem szybki przystanek na myjni bezdotykowej, dopiłem pepsi i z super humorem wróciłem do mieszkania.

 

Wykręciłem mniej więcej 65-70 km.

 

Super początek, następnie kryzysy, większe kryzysy i ponownie powrót dobrego samopoczucia i dobrej jazdy.

 

Co dała mi taka podróż?

  • Fizycznie mnie zmęczyła, ale nie zniszczyła. Na rowerze ciężej złapać kontuzje. (nie mówię o upadkach)
  • Miałem 4 h na rozmyślanie, szczególnie jest to ważne, kiedy dopadały kryzysy energetyczne i nie było sił na mocne pedałowanie
  • Po takim treningu czuję się super!!!

 

 

Mam nadzieję, że rowerowe trenowanie spodoba mi się na dłużej 🙂

A Ty jak rozpoczynasz dni wolne od pracy?

Share This:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *