EkoBieg Mokotów 2020 – Relacja
Dawno nie pisałem relacji, trafiła się okazja, to relacjonujemy 🙂
Kiedy brakuje konkretnych celów startowych, to nadal staram się 1-2 razy w tygodniu pobiegać coś szybszego na bieżni. Co do biegów 5 km i w górę to nie szykuje się na razie na żadne poważne zawody, więc jak już są jakieś zawody i w nich startuje, to po prostu biegnę na miejsce, bez presji o czas. I takim biegiem był dzisiejszy EkoBieg Mokotów.
Sprawnie i dobrze zorganizowane zawody na Mokotowskich Siekierkach odbywały się niestety o dość późnej godzinie – 11:30, przez co jak sami wiecie, upał był już pełny. Nie czułem się wzorowo przed startem, ale ostatnie dni treningowe i to, że Rysiek pozwala pospać w nocy, napawały mnie optymizmem, że tragedii być nie powinno.
Pomimo, że biegam w Warszawie już ponad 2 lata, to nadal nie znam konkurencji, kto tu biega szybko, a kto wolniej. Tak samo myślałem, że będzie dzisiaj, natomiast po starcie uformowała się na czele znajoma dwójka z Szczęśliwej Mokotowskiej 7-tki, czyli Maciej i Michał. Mnie nie ciągnęło na prowadzenie, ponieważ na pierwszych 2 kilometrach nadal nie czułem się pewnie.
Trasa była szybka -2 pętle składające się z długiej prostej po ścieżce wyłożonej płytami chodnikowymi, lekki podbieg na wał, dalej bardzo długa prosta po wale(po szutrze i w pełnym słońcu), zbieg i powrót płytami na start.
Po dwóch kilometrach doszli nas kolejni dwaj biegacze i finalnie spadłem na 5 miejsce. Nadal nie czułem się super, aby rwać tempo, ale to co dyktowali rywali mnie nie dobijało. Po około 3 kilometrach zrobiło się szarpnięcie i 2 zawodników zaczęło uciekać, postanowiłem się z nimi zabrać, trudno najwyżej odpadnę, ale przynajmniej próbowałem. Gdy wbiegliśmy na wał, wtedy zacząłem się czuć coraz lepiej, widocznie zmiana tempa na szybsze mi pasowała i szybko wysunąłem się na prowadzenie, biegliśmy bark w bark z Tomkiem, a Michał co chwilę również starał się dorównywać.
Ten fragment trasy biegłem bardzo skupiony na tym, aby całą uwagę skierować na swój organizm. Można powiedzieć, że ścigaliśmy się na całego, a ja czułem się, jak na dobrym treningu jakie robię sam.
Po zbiegu z Wału, zostało 600 metrów do mety, to blisko, zacząłem wydłużać krok, tutaj nadal biegliśmy w trójkę, choć Michał już poważniej miał problemy z utrzymaniem tempa. Pamiętam, że jeszcze na 400 metrów do mety Tomek szarpnął, ale nie na tyle, aby mnie zostawić, więc szybko odpowiedziałem.Wiedziałem, że to za wcześniej na Finish, więc tylko trzymałem delikatną przewagę. Dopiero gdy na około 200 metrów do mety spotkałem Rysia i Beatę, to szybko przeniosłem się myślami na bieżnie, do treningów na wysokich prędkościach. Wyobraziłem sobie ten ból, który tam mi towarzyszy i porównałem go z tym co akurat czułem na 200 metrów do mety i wiedziałem, że mam zapas. Ostatnie 150 metrów to szybki finish z lekkim zluzowaniem, ponieważ moja przewaga szybko urosła. Wbiegłem jako pierwszy.
Czułem się dobrze, organizm dobrze to zniósł, tempo jak na warunki pogodowe też niczego sobie (trasa miała 5.3 km wyszło mi średni coś koło 3:25. Wielkim plusem u mnie jest już pewność, że mogę czekać na finiszowe metry, ponieważ wytrenowany ostatnio zapas prędkości z bieżni bardzo się przydaje 🙂
Wyniki:
http://biegi.waw.pl/wp-content/uploads/2020/08/EkoBieg2020.pdf
PS. Taktyka też niczego sobie, ale jak się ma takiego trenera, to nie można inaczej 🙂