Jeden cel – Cross Zapaleńców 2017 część 1

Jeden cel – Cross Zapaleńców 2017 część 1

Skupmy się na dzisiaj – czyli na starcie w Mykanowie. Na zrelacjonowanie ostatnich kilku miesięcy przyjdzie czas w innych wpisach.  

Start w Crossie Zapaleńców chodził mi po głowie już od roku, kiedy to Przemek, mój szef działu opowiadał o tym biegu. Startowała tam jego żona. Opowiadał o super imprezie, ciekawych przeszkodach, bieganiu po jakiś labiryntach z kukurydzy oraz o jeszcze ciekawszych nagrodach. Mówił, że szkoda, że mnie tam nie było, pewnie bym powalczył o jakieś nagrody. Zaiskrzyła mi wtedy taka myśl, ale później zapomniałem o tym biegu, aż do…  

Do czasu, kiedy ponownie Przemek powiedział mi, że zostały uruchomione zapisy na ten bieg. Zapisałem się w połowie Marca – chyba nigdy tak wcześnie przed biegiem nie zapisywałem się na jakieś zawody. 

Zapłaciłem, zapisałem sobie przypomnienie na miesiąc wcześniej przed startem, aby pamiętać o tej dacie i zapomniałem o sprawie. Po drodze wiele się działo, ale jakieś 3 tygodnie temu wyskoczyło mi przypomnienie „Pamiętaj o Mykanowie” i Niedziela 27 Sierpnia została zaplanowana na start w zawodach.  

Szczęśliwy numer mi się trafił 🙂

Na ten bieg byłem już dobrze przygotowany, nie tak jak na tegoroczny Extermynator w Uniejowie. Wagowo już jestem na przyzwoitym poziomie, biegać też już trochę biegam i co najważniejsze dużo ćwiczę! Dlatego do Mykanowa jechałem z jednym celem – nie walczyć o zwycięstwo, ale jechałem tam wygrać!. Brzmi to trochę pysznie, ale po prostu, czasem ma się takie uczucie, że jest się czegoś pewien i tak im dłużej sobie powtarzałem, że to wygram, tym bardziej byłem tego pewien. I pewnie w drugą stronę, gdybym sobie w głowie mówił, że chce być, choć trzeci, to pewnie bym skończył niżej. Ale o tym za chwilę.    

 

Po doczytaniu trochę na stronach oraz obejrzeniu filmików z poprzednich edycji, miałem trochę informacji, jak ten bieg wygląda, ale też nie wiedziałem wszystkiego, jak ta trasa przebiega, oraz z kim będzie mi dane ścigać się. 

 

Jedynie, czego obawiałem się to labiryntu w Kukurydzy, nie wspinaczek, nie noszenia czegoś ciężkiego, ale biegania po kukurydzy i to przeczucie również się sprawdziło. 

 

Liczyłem na swoją mocną stronę, którą jest bieganie, w szybkiej kalkulacji na około 30 przeszkód na trasie przypadało sporo biegania.  

 

Po dokładnej i skrupulatnej rozgrzewce, owinięciu butów taśmami oraz założeniu rękawic i ich także przywiązaniu taśmami do nadgarstków byłem gotowy na wyścig. Na rozgrzewce obejrzałem pierwsze 3 przeszkody i naprawdę były imponujące, wiedziałem, że trzeba będzie szybko rozpocząć, aby potem nie stać w kolejce.  

 

Najpierw wystartowali zawodnicy na 5 km, który mieli do pokonania kilka przeszkód mniej. Równo 20 minut po nich, ruszyli trochę bardziej szaleni ludzie, czyli zawodnicy na 10 km.  

Podczas odliczania zamknąłem oczy na całe pierwsze 7 sekund i w myślach wyobrażałem siebie jak pokonuje wszystkich rywali na trasie, jak łatwo mi to przychodzi, jaki pełen energii pokonuje przeszkody i odliczanie zabrzmiało mi w uszach 3…2…1…START! 

 

Na pierwszych metrach spotkała nas kurtyna wodna, wokół której trzeba było zrobić nawrotkę i wybiec w pole. Czyli suchy na trasie byłem – przez pierwsze 3 sekundy… Tu szybko wystartowało kilku zawodników, których dogoniłem po kilkudziesięciu metrach i objąłem prowadzenie.  Następną przeszkodą była „Piana Party” – czyli strażacy polewali nas pianą, która mocno się do nas przyklejała. Miałem wyjątkowo szczęście, akurat gdy ja przebiegałem strumień piany skierowany został nie na twarz, ale na brzuch i nogi i jako jeden z nielicznych przebiegłem przez tą przeszkodę tylko w połowie „Opianowany” 🙂  

Początek trasy od razu na biało

Kolejną przeszkoda według oznaczeń Organizatorów była „Śliska Sprawa” Czyli prawie 5 metrowa nachylona pod kątem 70 % płaska ściana. Dostałem się do tej przeszkody jako pierwszy i w połowie wspinaczki już poczułem, że druga osoba wspina się na mojej linie za mną. Hmm trochę niebezpieczne, gdybym się ześlizgnął, ale udało się tę przeszkodę pokonać i od razu wchodzimy do Wody, z której wyjść jest bardzo trudno, ponieważ wokół jest pełno śliskiego błota, które zostawili zawodnicy biegnący na 5 km. Wychodząc z tego błotnistego dołka wchodzimy w drugi błotnisty dołek i na nic się zdał daleki skok, gdyż organizatorzy wykopali tak długi rów, że tak czy siak wskakiwało się w wodę i ponownie trzeba było wejść pod górę błota.  

Trochę wspinaczki
Ten dół był pełen wody

5 metrów dalej znów czekała na nas kolejna przeszkoda. Wędzonka – Czyli skok nad ogniem ? dobrze, że był mały, kolejne 10 metrów biegu i ponownie w ruch idzie całe ciało. Przerzucanie Opony czyli „Obrót – Przewrót” w tę i z powrotem 6 przerzuceń opony od Traktora, poczułem się jak Pudzianowski 🙂 – Jakby tego było mało trafiła mi się największa opona.  

Wędzonka i Oponki 🙂

Chwila biegu i trzeba było przebiec przez przyczepę. Po tej serii tętno szalało i zrobiło się w końcu spokojnie. Płaski odcinek biegu i ja odpalam rakiety, powoli zaczynam się oddalać od czołówki. Pokonaliśmy krótki, ale bardzo nisko zawieszony drut kolczasty, następnie kilka przeskoków i przejść pod spodem i ponownie ruszyliśmy biegiem. Aż do napotkania Majdanki, tego się nie spodziewałem. Około 6-7 metrów przejścia nad wodą po linie.

Trochę innych przeszkód

Po pierwszym metrze totalnie ręce mi wysiadły i wisiałem w jednym miejscu. Szybko doszli mnie rywale i sprawnie przemieszczali się dalej. Ja spadłem do wody. Szybko poprosiłem Strażaka pilnującego przeszkody o możliwość skorzystania z zamiennej kary. Czyli 20 x Burpee. Myślałem, że szybko zrobię to ćwiczenie, ale rywale w oczach pokonywali „Majdankę” i już biegli dalej, a ja dopiero zrobiłem 8 powtórzeń, przyspieszyłem tempo, ale co jedno powtórzenie rywale byli coraz dalej i coraz więcej osób mnie wyprzedzało. W końcu 20 i jazda ruszamy sprintem w pościgu.

Majdanka

Uwierzcie mi po takim początku biegu (nie więcej niż 1.5 km) ciężko jest się zebrać z mokrymi butami i całym strojem, ale miałem taką mobilizację po tym jak zawaliłem tę przeszkodę. Szybko przesunąłem się na 4 pozycję. W głowie krótka myśl, czy by nie odpocząć za trzecim zawodnikiem, ale nie po to tu przyjechałem. Więc szybko wyprzedziłem 3 osobę, następnie po chwili drugą i goniłem Lidera, który dość szybko oddalał się od pozostałych biegaczy.

 

W tym miejscu zakończymy pierwszą część relacji. Reszta zmagań z trasy V Crossu Zapaleńców znajdziecie na blogu już jutro o 19 wieczorem.   🙂

 

Share This:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *