Kilka przemyśleń
Kilku miesięczna przerwa tym razem nie ratowana treningami zastępczymi, zostawiła po sobie mocne ślady – widać je w wynikach, widać je na wadze i widać je moich chęciach. Planowałem ten wpis dość długo, ale punktem krytycznym był dzisiejszy poranek.
Kiedy rano wracałem ze sklepu niosąc świeże pieczywo, przypomniałem sobie, że rok temu właśnie w takich warunkach, gdy było ciemno, zimno i wszyscy spali ja robiłem swoje treningi. Wstawałem wcześniej, dużo wcześniej, zastawałem puste parki, puste ulice i realizowałem swój plan. Teraz takiego planu nie mam i moją pierwszą myślą rano było „kto jest na tyle szalony, aby wstać o 5, wyjść z ciepłego łóżka, z ciepłego domu na zewnątrz gdzie jest minusowa temperatura?”…
Cofnijmy się w trochę w czasie… Kilka tygodni temu udało mi się wrócić do świata zdrowych biegaczy. Przez ten długi okres pauzowania nie myślałem już o super odżywaniu, ale ciągle byłem zaskoczony tym, że waga mi jakoś szybko nie rośnie i niestety tu przechodzimy do pierwszego mojego przemyślenia:
- Cyfry
Cyfry na wadze znacznie się nie zmieniały, ale czułem, że zmienia się moje ciało. Co zauważyłem to właśnie nie rosnące cyfry, ale brzuch. Traciłem ciężko wypracowane mięśnie, a ich miejsce zastępował lekko zapracowany tłuszcz. Niestety tłuszcz zajmuje więcej miejsca niż mięsnie i pomimo tego, że aktualnie na wadze mam jakieś +3 kg, to czuję się jak worek ziemniaków.
- Gdy worek ziemniaków chce pobiegać…
Na początku czułem się super, ale po 2 minutach już mięśnie nóg nie pozwalały biegać pięknie technicznie, zaczynało się lądowanie na piętach i bardzo często po prostu skracałem treningi, aby nie katować siebie. Choć pamięć mięśniowa i głowa chciała biegać szybko i ładnie, to już wydolność, serce i same mięśnie nie pozwalały mi na to. Było ciężko wytrzymać 3×10 minut biegu 2 minuty marszu. Po prostu chciałem przestać biegać. Wtedy takie myśli jak „po co mi to, w domu jest wygodniej, idź zjedz coś słodkiego” bardzo się ujawniają. Jedynie co mnie teraz ratuje, to wspomnienia, że człowiek był w stanie biegać na zawodach 10 km w 33 minuty, że biegał treningowo 15 km poniżej godziny, że da się wytrenować siebie, tylko trzeba chcieć.
- Wracając do porannego spaceru…
Spaceru po pieczywo. Kiedyś wracając z treningu kupowałem świeże pieczywo na śniadanie, brałem prysznic, robiłem śniadanie i na zegarku dopiero pojawiała się godzina 7.00. To przemyślenie jest na temat organizacji czasu – Kiedyś wydaje mi się, umiałem zrobić bardzo dużo różnych rzeczy i do tego w ciągu dnia wcisnąć jeszcze trening, który potrafił trwać około 1.5 h. Brakuje mi tego uczucia dobrze wykonanej pracy, tego zmęczenia wieczorem i tego uczucia napełnienia energii rano.
Podsumowywanie
Łatwo jest mówić, że bieganie jest proste, lekkie i ma same plusy… ale gdy każdy krok to walka, walka ze samym sobą – już takie łatwe to nie jest. Dlatego kocham bieganie za to, że świetnie szkoli charakter człowieka. Każdy ukończony trening to wygrana ze samym sobą, a gdy już nauczysz się pokonywać siebie, swoje słabości, wtedy ze wszystkim innym będzie łatwiej. Wiem teraz jak to jest próbować ćwiczyć, próbować biegać po przerwie, wychodzić ze swojej strefy komfortu, komfortu życia. Ale chce to robić, chce to robić kiedy tylko będę mógł, ponieważ to pozwala mojemu organizmowi żyć. Żyć bez problemów zdrowotnych. Wszystko z odpowiednim przygotowaniem jest zdrowe i daje radość. Dlatego też teraz nie wracam tak szybko jak się da do szczytu formy, wracam tak szybko jak pozwoli mi mój organizm.
Oddzielny wpis to właśnie zarządzanie czasem, choć każdy umie powiedzieć, że wrócisz, że będziesz lepszy itp. co jest bardzo miłe, ale mało osób wie, ile trzeba tak naprawdę włożyć pracy, wyrzeczeń aby biegać 34/33/… minut na 10 km. Wiem, że stać mnie na to, ale cały czas jestem rozdarty pomiędzy bieganiem na poważnie, a życiem na poważnie…
Trochę mnie to poniosło od środka, aby się rozpisać na ważne tematy, ale życzę każdemu, aby miał jak najmniej takich wyborów.