Końcówka szybciej – Kazimierz Biskupi Relacja
Jestem w trakcie przygotowań do nowego sezonu, przygotowania te lekko odbiegają od standardowych przygotowań normalnego biegacza. Postaram się o nich niedługo więcej napisać w oddzielnym wpisie. Natomiast ostatni tydzień był mocno aktywny w bieganie, co nie przeszkodziło w wygraniu 16 Lipca Półmaratonu w Kazimierzu Biskupim.
Była to moja 5 wizyta w tej miejscowości. Mam wielki sentyment do tego biegu, ponieważ w pierwszych miesiącach mojego biegania w 2010 roku właśnie tam poznałem Włodzimierza Chajdasa (KB Geotermia Uniejów), który zrekrutował mnie do tego swojego klubu i tam poznawałem tajniki biegania i przeżyłem wiele biegowych przygód z ludźmi z tego klubu.
W swojej pierwszej edycji bardzo dobrze mi się biegło i pamiętam, że ukończyłem bieg z czasem około 1.15 (biegaliśmy wtedy 15 km) co bardzo mnie cieszyło. Rok później złamałem już godzinę, tylko o kilka sekund, ale już było 59 z przodu. Następnie po roku przerwy w 2013 zdobyłem pierwsze swoje podium w tej miejscowości, przegrywając z Marcinem Puszewkiewiczem – nabiegałem wtedy 56,36. W 2014 roku już odbywał tam się półmaraton – samotnie biegłem przez prawie 20 kilometrów w upale cierpiąc coraz bardziej, niestety na ostatnim kilometrze dogonił mnie Piotrek Werner i na metę wbiegliśmy wspólnie. W tym roku wiele rzeczy było za tym, abym się nie pojawił w Kazimierzu Biskupim, ale na 2 dni przed biegiem postanowiłem tam jednak pobiec.
Wstałem o 7, zjadłem szybkie śniadanie i ruszyłem w prawie 150 kilometrową podróż. Po dotarciu na miejsce biegu, czułem ostatnie dni treningowe i wiedziałem, że wynik poniżej 1.20 będzie dla mnie dobrym czasem oraz, że głównym celem dla którego tutaj przyjechałem jest podium i zdobycie obrazu (tradycyjna nagroda) do dekoracji nowego mieszkania na stokach.
Rozgrzewkę skróciłem maksymalnie jak się da, chciałem zachować jak najwięcej energii na bieg, który dystansowo był moim najdłuższym startem od 2 lat. Zrobiłem tylko 1 kilometr wolnego truchtu, standardowe ćwiczenia dogrzewające oraz kilka nie za szybkich przebieżek.
Na starcie kolega Krzysztof Tomaszewski przestrzegł mnie, że jest kilku dobrych biegaczy i będzie z kim biegać, ucieszyło mnie to, ponieważ samotnie 21 km potrafi zniechęcić do biegania :).
Po wystrzale startera ruszyliśmy w miarę szybko, ale ustawiłem się gdzieś na 6 pozycji i bardzo powoli przesuwałem się do przodu. Po kilkuset metrach dogoniłem pierwsze 3 osoby, biegł tam Piotrek Werner, ale startował z bratem na dystansie około 13 kilometrów. Pierwszy zawodnik delikatnie wyrwał z 10 metrów do przodu, ale nie oddalał się w zastraszającym tempie. Zrównałem się z drugim biegaczem i tak chciałem kontrolować bieg, ale nagle na początku lasu, ów drugi zawodnik nieszczęśliwie stanął na gałęzi i skręcił sobie delikatnie kostkę, co głośno zasygnalizował znanym słowem na K i przeszedł do wolniejszego biegu. Nic mi nie pozostało jak gonienie pierwszego zawodnika.
Dystans zmniejszałem przez jakieś 5 kilometrów, aby zatrzymać się na odległości około 4 metrów za liderem. Pomimo wielkiej chęci zmiany prowadzenia i odciążenia kolegi, niestety jego tempo wzrastało gdy ja się zbliżałem i nie bardzo miałem ochotę biec ponad siły, tylko po to aby prowadzić w tym biegu. Cały czas miałem w dłoni żel energetyczny, który planowałem wziąć na 11 kilometrze. Po około 8 kilometrach dogoniła nas pierwsza trójka zawodników z biegu na 13 km. Piotrek wraz z bratem dyktowali mocniejsze tempo, które mi przypasowało akurat w tamtym momencie. Podłączyłem się do nich i o dziwo dość szybko minęliśmy pierwszego zawodnika, czyli zacząłem prowadzić w głównym biegu. Niestety, około 10 kilometra grupa zawodników z krótszego dystansu pobiegła w stronę mety, a ja samotnie na czele ruszyłem na drugie okrążenie jeziora.
Czułem, że biegnę na granicy i wiedziałem, że to jest półmaraton i jeszcze wiele przede mną, dlatego zdecydowałem się zwolnić i poczekać na drugiego zawodnika. Odpoczynkowy 12 kilometr wykorzystałem na skonsumowanie żelu energetycznego i tak ponownie w dwójkę kontynuowaliśmy wyścig. Kolega Adrian Graczyk miał tak ustawiony tempomat, że praktycznie nie zwracał na mnie uwagi, tylko biegł swoje. Około 14 kilometra zacząłem odczuwać, że żel z kofeiną zaczyna działać i trochę lżej znoszę trudy biegu, ale nadal nie chciałem ruszać samotnie do przodu. Piłem na każdym punkcie wodę, co bardzo dużo daje w wysiłkach trwających dłużej niż godzinę.
Adrian wyglądał dobrze, choć na podbiegach wyraźnie zwalniał. Na 4 kilometry przed metą nadal nie miałem odwagi na atak, bałem się, że tempomat Adriana może być skuteczniejszy, a mi może braknąć energii na końcówce. Na 18 kilometrze był punkt z wodą i wtedy postanowiłem coś sprawdzić.
Gdy na poprzednich punktach piłem, to oddech zaburzał się z powodu przełykania, również krok biegowy z racji utraty równowagi na rzecz trzymania kubka. Takie skorzystanie z bufetu delikatnie, ale zawsze wybija z rytmu i to chciałem wykorzystać na swoją korzyść. Gdy dobiegaliśmy do punktu, Adrian chwycił wodę, a ja wtedy, gdy on zaczął pić mocniej -szarpnąłem tempo. Nie korzystałem z bufetu, ponieważ zostały 3 kilometry do mety i jednak postawiłem na to, że uda mi się to dobiec. Atak był na tyle skuteczny, że od razu bardzo szybko zacząłem zyskiwać przewagę, kładąc duży nacisk na to, aby szybko pokonywać podbiegi. Ostatni kilometr pokonałem w 3.35 i wbiegłem na metę z prawie minutową przewagą. Nie udało się złamać 1.20, ale i tak jestem zadowolony, jest to moja nowa życiówka ;). Bardzo rzadko startuje na ½ maratonu, a jak już to tylko w formie treningu.
Udało się wygrać upragniony obraz i dodatkowo bardzo fajny puchar. Cel zrealizowany.
Oby zdrowie dopisywało, to coś jeszcze na jesień fajnego się nabiega 🙂 Impreza w Kazimierzu jak najbardziej na plus, choć trasa niestety nie jest na szybka i lekka, ale za to jest bardzo piękna. I niestety, po raz 5 nie widziałem tych 1000-letnich dębów…
One thought on “Końcówka szybciej – Kazimierz Biskupi Relacja”