Nadawca Spieszsiepowoli, 42-200 Czestochowa – Relacja
Dziś 1 maja odbyła się 1 edycja Maratonu Częstochowskiego 42200 – nawiązuje on do kodu pocztowego Częstochowy, który ma wartość prawie taką samą, jak dystans maratoński 42-200.
Ja byłem uczestnikiem biegu na 5 km, gdzie miałem zamiar powalczyć o czołowe lokaty.
Budzik ustawiłem na godzinę 5.45, niestety nie zadzwonił (od dziś nie ufam budzikom w telefonach) obudziłem się o godzinie 6.15 i musiałem przyspieszyć przygotowania. Dobrze, że wszystko miałem spakowane dzień wcześniej. Jedynie zjadłem śniadanie i już siedziałem w aucie. Pakiety były wydawane do 7.30 i o tej godzinie pojawiłem się w biurze zawodów.
Skupienie na drodze + 10 🙂
W pakiecie otrzymałem ładny worek na buty, koszulkę techniczną i kilka ulotek, czyli standard. Porównując pakiet do ceny ( ostatnie dni przed biegiem – 30 zł) to nawet jest więcej niż można było się spodziewać :).
Trochę na minus lub jak ktoś woli dużo się ruszać na plus są lokalizacje 3 kluczowych miejsc podczas tych zawodów.
Biuro zawodów znajdowało się w Liceum ogólnokształcącym. Start maratonu i piątki oraz meta biegu na 5 km były oddalone od biura o 1,5 km natomiast dekoracja oraz meta maratonu, były na placu Biegańskiego ~1 km od startu w stronę Liceum…
Z ciekawostek, była to ostatnia szansa biegu ze Starego Rynku Częstochowskiego o takim wyglądzie przestrzeni miejskiej, ponieważ niedługo ma się rozpocząć gruntowy remont tego miejsca.
Na plus była informacja, że Kenijczycy i Ukraina startują w Maratonie. Na rozgrzewce przebiegłem się fragmentem trasy i wiedziałem, że nie jest ona prosta, płaska i przyjemna.
Po moim tygodniowym, „ala” odpoczynku, czułem się przed biegiem w miarę ok, ale nadal nie ma tego „czegoś”. Nie znałem zawodników z tych okolic, oprócz trenującego w klubie z Częstochowy Szymona Kotili. Ustawiłem się w 2 linii i po chwili odliczania ruszyliśmy.
Biegłem około 5 miejsca, na dzień dobry przywitał nas wiadukt, Szymon wziął na siebie ciężar prowadzenia, ja raczej trzymałem się z tyłu, za mną biegł prowadzący i późniejszy zwycięzca biegu maratońskiego zawodnik z Kenii.
Po 1 kilometrze, miniętym około w 3,18, rozpoczął się blisko 700 metrowy podbieg (ahh ta Jura Krakowsko-Częstochowska). Cały czas myślałem, kiedy to będziemy na szczycie. Kenijczyk się ze mną zrównał w połowie podbiegu. Gdy wbiegliśmy na szczyt, od razu rozpoczął się ostry zbieg. Tutaj oderwało się 4 zawodników i poszło ostro do przodu, ja wolałem biec swoje. Tuż po drugim kilometrze rozdzieliliśmy się i Maraton pobiegł dalej, a my skręciliśmy w prawo. Tu też okazało się, że cała pierwsza szóstka, biegnie na 5 km. Odcinek między 2, a 3 kilometrem biegł po szutrowej drodze, głównie pod górkę i tu uciekać zaczął mi 5 zawodnik, lecz po chwili już przestał się oddalać i trzymał dystans około 5 metrów przewagi.
Ze szczytu drugiej górki rozciągał się piękny widok na panoramę miasta, lecz niestety nie miałem zbyt wiele sił i czasu na podziwianie widoków. Ponownie rozpoczął się ostry zbieg, gdzie starałem się dogonić rywala. Od 3 do 4 kilometra, gównie biegłem tak, aby nie tracić do 5 zawodnika, który skutecznie odpierał moje ataki. Tempo cały czas oscylowało około 3.20. Piąty kilometr pokrywał się z pierwszym i w sumie składał się na dobiegu do wiaduktu i następnie około 400 metrowego finiszu. Niestety, konkurent uciekł mi na około 10 metrów i nie mogłem go dogonić oraz podcięło mnie, że trasa jednak będzie miała trochę ponad 5 km. Ostatnie 200 metrów już zwolniłem, a jednak powinienem przyspieszyć – według teorii Rysia. 5 km po drodze minąłem w 16.40.
Czułem się ok, choć tak jak już wspominałem, odcina mnie energetycznie w połowie dystansu, pomimo, że nie są to dla mnie jakieś wysokie prędkości. Po weekendzie majowym trzeba będzie dobrać odpowiednie treningi, aby organizm mógł odpocząć i ponownie wrócić w stronę zwyżki formy.
Organizacje biegu oceniam na średnią, jak na pierwszą edycję. Meta maratonu wzdłuż Alejek w kierunku klasztoru musiała być świetnym uczuciem. Kolega z Kenii dobiegł w czasie nieco ponad 2.20, co biorąc pod uwagę domniemamy profil trasy 42 km, to jest świetnym wynikiem. Dużym minusem, jak dla mnie, czyli osoby przyjezdnej była dekoracja wszystkich biegów po godzinie 15. O godzinie 9,40 byłem już przebrany i po roztruchtaniu i musiałbym sobie sporo zajęć wymyśleć, aby dotrwać do tej godziny.
Niestety, goniący czas nie pozwolił mi na zostanie do dekoracji.
3 Maja również chcę gdzieś wystartować, tym razem na 10 km oraz ruszyć wolniejszym tempem i rozkręcać się z biegiem czasu. Tej opcji dawno nie stosowałem i myślę, że przyniesie lepszy rezultat, niż próba utrzymania zbyt szybkiego tempa. Trzymajcie kciuki i życzę udanej Majówki.
3 thoughts on “Nadawca Spieszsiepowoli, 42-200 Czestochowa – Relacja”
Fajna recenzja ! Pozwolę sobie umieścić link na blogu !
Dziękuje, nie ma problemu 🙂 Chętnie przeczytam Twoją, Pozdrawiam! 🙂