Pokonać grawitację – Floating – Relacja
Po przeczytaniu licznych korzystnych właściwości, nie mogłem sobie darować, aby nie sprawdzić na własnej skórze jak to działa. Dodatkowo sam fakt, godzinnego przebywania samego z sobą totalnie odseparowanego od reszty świata i bodźców zewnętrznych daje potężną dawkę energii i inaczej po takiej wizycie spoglądam na rzeczywistość.
Moim problemem ostatnio było ciągłe spięcie w plecach oraz pogarszające się wyniki biegowe. Trafiając na reklamę floatingu w Łodzi, nie mogłem nie skorzystać z tej okazji.
Dodatkowo bardzo lubię serial Fringe, gdzie główna bohaterka wykorzystuje (deprivation tank), komorę deprywacyją do osiągnięcia innego stanu umysłu, w celu ułożenia spraw w przeszłości. Serial polecam, a ja zapraszam floating w Łodzi :).
Piotrkowska 224/226
Na miejscu przywitała mnie sympatyczna pani, przedstawiła mi szczegółowo jak będzie wyglądała cała sesja floatingu oraz jakie korzyści niesie ona za sobą (o tym poniżej). Następnie udaliśmy się do jednej z dwóch sal, w których znajdują się komory do floatingu.
Komora do floatingu jest to specjalny zbiornik, którego celem jest odseparowanie osób wewnątrz od bodźców zewnętrznych. Efekt jest niesamowity, ponieważ po pierwsze, nic nie widzimy, nic nie słyszmy, a najlepsze jest to, że nie działa tam grawitacja.
Spowodowane jest to dużym stężeniem soli Epson, która jest w stosunku 1 do 1 czyli 300 kg wody na 300 kg soli :). Dzięki takiej ilości soli, które ma dobroczynne właściwości na organizm (rozluźnia, zmniejsza stany zapalne, pozwala całym ciałem pobierać magnez) możemy się unosić na powierzchni wody. Dodatkowo ta woda z solą ma stałą temperaturę 35,5 stopni Cencjusza, jest to prawie taka sama temperatura jak temperatura naszej skóry, dzięki czemu zanika różnica między ciałem, a wodą i po kilku chwilach nie czujemy, że znajdujemy się w wodzie.
Pani wytłumaczyła wszystkie szczegóły dotyczące wizyty. Mamy do dyspozycji całe pomieszczenie, sesja trwa albo 45 minut albo godzinę (polecam godzinę, 45 minut to za mało takie są moje odczucia). Przed zabiegiem koniecznie należy wziąć prysznic, ręcznik, mydło oraz szampon – znajdują się na miejscu. Warto wziąć ze sobą jedynie klapki, ponieważ po wyjściu z zbiornika jest ślisko i mokro. Do zbiornika wchodzimy mokrzy, wycierając tylko twarz. Dodatkowo ważne, aby unikać floatingu, gdy mamy świeże rany na ciele, gdyż sól mocno podrażnia rany, choć na miejscu jest też wazelina w razie takich wypadków. Również konieczne jest włożenie do uszy zatyczek dostępnych na miejscu, które mają dwie właściwości, dodatkowo wyciszają nas od zewnętrznych dźwięków oraz nie pozwalają na dostanie się mocno słonej wody do uszu.
Po wzięciu prysznicu, należy zgasić światło w pomieszczeniu, jedynym światłem jest delikatna czerwona lampka w komorze. W środku znajdują się 2 przyciski do sterowania oraz jeden od alarmu. Po zanurzeniu się w ciepłej wodzie, na początku myślałem, że nie uniesie mnie ta woda, ale po sekundzie już dryfowałem swobodnie na powierzchni wody. Ciekawym momentem jest zamykanie się pokrywy, gdy to następuje włącza się delikatnie i cicho kojąca relaksacyjna muzyka, głośniczek znajduje się pod wodą, dzięki czemu wszystko wyraźnie słychać, mimo zatyczek i wody (jestem pod wrażeniem). Muzyka w niczym nie przeszkadza i pomaga oswoić się z ciemnościami. Po zamknięciu się pokrywy i wyłączeniu czerwonego światła tylko ta muzyka nam towarzyszy.
Panuje tam totalna ciemność, ale to taka, że praktycznie nic nie widać, dopiero po silnym wpatrzeniu się, można dostrzec łączenie pokrywy z zbiornikiem, gdzie do środka dostaje się powietrze. Samo powietrze jest silnie nasycone solą, co pozytywnie wpływa na nasz drogi oddechowe. Pierwsze minuty to uspakajanie się wody i razem z wodą uspakajamy się i my, z delikatnego dryfu. Muzyka po około 15 minutach stopniowo się wycisza i wtedy zaczyna się najlepsze. Jesteśmy już rozluźnieni (poza moim karkiem, który dopiero powoli się ogarniał co się dzieje). Zmysł wzroku nie dostaje żadnych bodźców, dzięki czemu umysł się wycisza, nie czujemy żadnego dotyku (temperatura wody), czyli również kolejne bodźce dla ciała ustępują, jest totalnie cicho, ale nie jest strasznie, to jest najfajniejsze, że człowiek się nie boi.
Fale mózgowe obu półkul się synchronizują dzięki czemu przechodzimy w stan tak jakby medytacji. Kluczowe jest właśnie nie rozmyślanie o wszystkim innym. Trochę jest to podobne do śnienia, ponieważ mózg przechodzi na fale Theta, dzięki czemu nasze obrazy są bardzo rzeczywiste. Mnisi buddyjscy osiągają taki stan umysłu po wielu latach treningów, my możemy to odczuć nawet na pierwszej sesji. Przez brak grawitacji, mózg może skupić się na czymś innym niż stałym utrzymywaniem równowagi, napięcia mięśni itp. Brak bodźców z zewnątrz pozwala na skupieniu uwagi na własnym ciele.
Ciekawostką jest fakt, że godzinna sesja floatingu zastępuje 4 godziny snu. Z takich zabiegów korzystają np. piłkarze AC Milan, czy Wayne Rooney. Wszystkie reakcje z zewnątrz wpływają na nasze ciało i umysł, wyłączenie tego pozwala nam odstresować się i poczuć spokojniej. Odcinamy się od rzeczywistości i grawitacji. Szybciej się regenerujemy, gdyż odbieramy sygnały z wewnątrz ciała. Jest bardzo dużo korzystnych właściwości takich zabiegów, o których by można pisać i pisać np. lepszy sen, kreatywniejsze myślenie, szybsze uczenie się, łagodzenie stanów zapalnych, niższe ciśnienie krwi, poprawa stanu skóry i włosów, przyswajanie pierwiastków magnezu i siarki całym ciałem itp.
Więcej możecie i fachowym językiem możecie przeczytać na stronie: http://spokojducha.com/
Ja w środku
Ja opiszę swoje odczucia, gdyż wolę napisać jak to zadziałało na mnie, a nie jakie właściwości ma to w ulotkach 🙂
Dla mnie najtrudniejsze było zapanowanie nad umysłem, który ciągle albo myślał o sprawach z przeszłości, albo o sprawach, które się wydarzą. Dopiero skupienie się na oddechu (tak tylko to słyszymy), pozwala znaleźć się nam tu i teraz.
Przez pierwsze chwile, nie mogłem się rozluźnić, ciało naturalnie ciągle się spinało, najgorzej było z karkiem i górnymi plecami (czyli to co w bieganiu najbardziej mi się spina). Tu dosłownie czułem delikatny ból, gdy te mięśnie dostawały szoku w postaci braku grawitacji. Pani uprzedzała, jeśli ktoś ma mocno pospinane któreś partie mięśni może je na początku odczuwać, ja kark i górne plecy czułem przez dobre 30 minut. Ciekawym odczuciem jest właśnie rozluźnienie tego karku i puszczenie głowy, aby szyja mogła się rozluźnić.
Na końcu sesji jogi, uczestnicy przechodzą do pozycji „trupa” czyli swobodnego leżenia na podłodze – w tej pozycji bardzo się odprężałem i myślałem, że taką pozycję ciało przyjmie w wodzie, lecz trochę inaczej to wyglądało. Ręce i nogi miałem skierowane stopami i dłońmi do ciała, czyli łokcie kierowały się bardziej na zewnątrz, a kolana do środka, może u Was to wyglądać inaczej. Gdy woda się uspokoiła, skupiałem się na muzyce, ale najfajniej było gdy muzyka się po kilkunastu minutach wyciszyła. Wtedy jak się udało zapanować nad myślami, dostawałem takich stanów radości, endorfin jak podczas dobrego treningu. Do głowy napływały mi same pozytywne myśli i wspomnienia, byłem wdzięczny za to co mam. Tak, trochę to brzmi jak w jakimś słabym filmie, ale piszę to co czułem :). Ciekawym doznaniem było ruszenie palcami u stóp. Woda choć minimalnie, ale zaczęła się ruszać i od razu całe ciało wychwyciło ruch. Przeszło w stan takiego oczekiwania, umysł przestał sobie bujać w obłokach, a skupił się na reakcji z zewnątrz. To samo zrobiłem palcem u ręki, dosłownie czułem, jak po liniach papilarnych przekraczam granicę między wodą, a powietrzem. Bardzo mocno wtedy mamy wyostrzone zmysły. Gdy wsłuchałem się w siebie, słyszałem/czułem bicie swojego serca, ale największym hitem było otworzenie oczu. Gdy spojrzałem w górę oczywiście było ciemno, ale gdy skierowałem wzrok w prawo tu uwaga – czułem/słyszałem ruch gałek ocznych. Nie wiem na ile tutaj działała wyobraźnia, a na ile czułość umysłu na bodźce, ale gdy zrobiłem ruch gałek w prawo znów ten taki delikatnych dźwięk słyszałem. Aby dać Wam wyobrażenie jaki to był dźwięk, spróbujcie przyłożyć ucho do bicepsu ręki i spróbować zgiąć i wyprostować rękę w łokciu. Powinniście usłyszeć bardzo cichy i delikatny dzwięk ruchu .
(Wyobrażam sobie teraz ludzi, którzy wykonują taki ruch przy osobach, które nie czytały wpisu 😀 )
Ciężko opisać co jeszcze w głowie mi się działo, trzeba to samemu przeżyć. Ciało mi się totalnie rozluźniło. Gdy czerwone światło trzykrotnie zamigało, oznaczało to koniec zabiegu. Wtedy bardzo ciężko było mi się zebrać. Można by powiedzieć, że byłem zmęczony. Ale po wzięciu prysznicu, powoli nabierałem coraz więcej wigoru i rozluźnienie ciała pozostało. Napinały się tylko te mięśnie, które tego wymagały. W nocy spałem jak niemowlak.
Pisząc ten wpis jestem po mocniejszym treningu 8 km BNP od 4.04 do 3.35 i muszę przyznać, że czuję się lepiej, może to też połączenie dużej ilości odpoczynku w ostatnich dniach, ale jak na dwa dni po mocnym starcie na 1500 metrów w kolcach, nie czuje żadnych problemów z łydkami itp.
Podsumowanie i niespodzianka
Czy warto skorzystać z floatingu? To tak jak z skokiem ze spadochronu, czy treningiem EMS. Trzeba samemu spróbować, aby się przekonać, czy to pomaga czy nie. Ja uważam, że jest to świetna rzecz, jeśli człowiek umie się wyciszyć i skupić na dobroczynnych właściwościach takiego zabiegu. Jeśli się zanurzymy i będziemy myśleć o pracy/szkole problemach to nie będzie to, aż takie odczuwalne.
Najwytrwalsi, którzy dotarli do końca tego wpisu, mogą liczyć na bonus w postaci 25 zł zniżki przy 1 wejściu. Proszę tylko podać hasło spieszsiepowoli 🙂
Promocja trwa do końca Czerwca 2016 r. Jeżeli ktoś będzie zainteresowany stałym korzystaniem z dobrodziejstw Floatingu, zachęcam do kontaktu.
Jeżeli ktoś już korzystał z komory deprywacyjnej lub skorzysta po przeczytaniu tego wpisu, proszę o informacje w komentarzu jak to na Was wpłynęło i czy Wasze odczucia były podobne :).
Trzymajcie się i relaksujcie, bo nie ma co się spinać 🙂
Floating Łódź: