Sprawdź się sam – Relacja
Po 8 miesiącach różnych przejść biegowych udało mi się w końcu wywalczyć premiowanie miejsce w zawodach. Tym razem jest to wyjątkowy puchar – Puchar prezydent Miasta Łodzi. O tym jak udało mi się go zdobyć oraz jak oceniam swój sprawdzian w nietypowym biegu znajdziecie w dzisiejszej relacji z zwycięskich zawodów „Sprawdź się Sam”.
Ostatnie dni trenowałem solidnie, mocno i wiele tym treningom poświęcałem. Od dłuższego czasu zamierzałem się gdzieś sprawdzić, myślałem o Łódzkim parkrunie, biegu Powstańca, ale to bieg o trafnej nazwie „Sprawdź się sam” przykuł moją największą uwagę.
Formuła tego biegu jest inna niż wszystkim nam znane, czyli nie ma wspólnego startu, najlepszym nie jest ten, kto pierwszy przybiegnie na metę oraz za pomiar naszego czasu na punktach kontrolnych jesteśmy odpowiedzialni my :).
Start odbywa się w systemie narciarskim, czyli każdy zawodnik startuje w odstępnie 1 minuty. Nie wiesz, którą pozycje zajmujesz w trakcie biegu. Nie wiesz z kim się ścigasz, po prostu biegniesz tak, aby jak najszybciej pokonać dany dystans. Trasa składała się z trudnej 2 kilometrowej pętli na Rudzie Pabianickiej. Niedługo opublikuję oddzielny wpis o tym, jak przygotowałem się do tego biegu.
Każdy zawodnik dostawał w biurze chip, który służył do złapania międzyczasu na punktach (start i ½ okrążenia). Trzeba było się zatrzymać i „złapać” punkt kontrolny. Mi zajmowało to średnio 3 sekundy, ale doświadczeni biegacze na orientację tracili na tym punkcie mniej czasu, prawie nie wytracając prędkości.
Miałem 5 minutę startową, czyli zaraz po rozpoczęciu zawodów, więc nie miałem możliwości nawet próbować ocenić, jak biegają rywale. Na liści startowej w swojej kategorii rozpoznałem Piotra Paszyńskiego, bardzo dobrego biegacza z Orientusia, który startował około 20 minut po mnie.
Już w drodze na bieg obawiałem się warunków w lesie, ponieważ spadło trochę śniegu. Nie mając kolców ani nakładek na buty musiałem wybrać pomiędzy butami treningowymi z głębokim bieżnikiem, a startowymi z małymi wypustkami, ale za to na całej powierzchni spodu buta.
Rozgrzewkę zrobiłem w treningowych i w nich miałem również startować z racji głębokości bieżnika, niestety, ślizgałem się bardzo mocno, każde mocniejsze odbicie, szczególnie pod górkę powodowało „uciekaniem” palców. Na 5 minut przed startem sprawdziłem jak będą „trzymać się” startówki i o dziwo, trzymały się idealnie 🙂 .
„Wyzerowałem” chip. Zgodnie z moją minutą startową ustawiłem się w strefie technicznej, odczekałem minutę, przeszedłem do strefy startowej i po kolejnej minucie ruszyłem na walkę z samym sobą.
Od początku pojawienia się na biegu ciągle myślałem o tym, aby tutaj wygrać. Jest to trochę takie podejście zbyt pewne siebie, ale po prostu czułem to całym sobą. W głowie byłem nastawiony na zwycięstwo. Wiedziałem, że wyniki około 30 minut pozwoli mi wygrać ten bieg, ale przy tych warunkach pogodowych i tej trasie, nie było to łatwym zadaniem. Plan był prosty, biec około 7.40 na każdym kółku i jeszcze lepiej przyspieszyć na końcu. Po pierwszym kilometrze na punkcie kontrolnym zameldowałem się z czasem 3.31, czyli o wiele za szybko niż planowałem – dalej już zwolniłem, wiedząc, że w dalszej części trasy przyjdzie mi za to słono zapłacić. Drugi kilometr mimo łagodniejszych podbiegów, zawsze wychodził wolniej.
Całe pierwsze okrążenie pokonałem w 7.25 i byłem bardzo zaskoczony, tym, że tak dobrze się czuję przy tych prędkościach. Systematycznie wyprzedzałem innych biegaczy, którzy albo startowali, albo byli już na trasie biegu. Drugie okrążenie również minęło bardzo dobrze, choć nieco zwolniłem. Ciągle w głowie powtarzałem sobie, że gdzieś na trasie rywale mogą biec właśnie szybciej i starałem się przyspieszać ile się da, szczególnie na zbiegach. Punkty kontrolne zajmowały mi średnio 3 sekundy, czekałem aż czujnik wyda 2 sygnały dźwiękowe, aby mieć pewność, że odczyt jest prawidłowy.
Trzecie okrążenie już wyraźnie zwolniłem, ale na trasie zacząłem doganiać młodego zawodnika, który nieznacznie wolniej, ale biegł tempem bliskim mojemu, nie znając kategorii ani tego zawodnika, szukałem plusów tej sytuacji, biegnąc bardzo wolno (według mojej oceny) biegnę prawie równo z innym biegaczem, który wygląda na szybkiego i tak można powiedzieć, jedynie co myślałem, to dogonić młodego :). Sytuacja u mnie odmieniła się na dobre, gdy wbiegając na swoje ostatnie okrążenie z strefy startowej właśnie ruszył Piotr Paszyński, czyli mój główny przeciwnik w tych zawodach. Bardzo szybko mnie minął i powoli zaczął mi uciekać. Ostatkiem sił zebrałem się w sobie i zacząłem go gonić, po jego pierwszym kilometrze, a moim siódmym miał nade mną około 10 metrów przewagi, ale na drugim odcinku okrążenia myśląc tylko o tym, aby jak najmniej do niego stracić zacząłem odrabiać stratę.
Na ostatnim podbiegu znów mi delikatnie uciekł, ale biegł spokojnie. Zastanowiło mnie to, ponieważ mógł rozegrać ten bieg tak jak ja chciałem, czyli wolny początek i szybsza końcówka. Na końcowe metry już poszedłem w tzw. „trupa” i wpadłem na metę ledwo żywy (oczywiście trzeba było odbić chip celując w odpowiednie miejsce, aby zrobić to prawidłowo, co nie było łatwe będąc na finiszu 🙂 ).
Uzyskałem czas 30.31 co jest czasem dobrym jak na takie warunki i moją dyspozycję. Po dojściu do siebie, przeanalizowałem fakt, że Piotrek swoje pierwsze kółko pobiegł tak jak ja swoje ostatnie i może to dobrze wróżyć. Dopiero po rozmowie z nim okazało się, że jest mocno przetrenowany i niestety świetnie znam ten stan, że człowiek chce dobrze pobiec, ale organizm mu na to nie pozwala. Oczekując na wyniki, które co kilka minut były aktualizowane, cały czas moje nazwisko widniało na pierwszej pozycji. Z liczbą kolejno kończących swoje biegi zawodników, ja cały czas trzymałem się na górze listy. Gdy na drzewie zawisły ostateczne wyniki, w środku powiedziałem do siebie – „Jest, udało się!”. Prezydent miasta, co roku funduje puchar dla najszybszego zawodnika i zawodniczki, niezależnie od dystansu, liczyła się średnia swojego biegu i na tej liście również zameldowałem się, jako najszybszy zawodnik.
Znałem ten bieg, ponieważ startowałem w nim kilka lat temu, nie pamiętam dokładnie kiedy to było, wydaje mi się, że około 2011/2012 roku. Wtedy to Krzysiek Pietrzyk zgarnął taki puchar mijając mnie na trasie z wielką różnicą prędkości. Tym razem to ja sięgnąłem po ten tytuł.
Polecam wszystkim ten bieg, ponieważ jego formuła i przeżycia są zupełnie inne niż na biegach ulicznych, jakie znamy. Polecam również biegi na orientacje organizowane w naszych parkach: https://www.facebook.com/lodzparktour/.
Po takiej przerwie od szybkiego biegania, uczucie podczas oczekiwania pomiędzy końcem biegu, a dekoracją wcale się nie zmieniło. Powiem Wam tylko jedno, warto walczyć do końca, ponieważ uczucie zbierania plonów pracy, włożonej w przygotowanie się do czegoś jest jednym z najlepszych chwil w życiu.
One thought on “Sprawdź się sam – Relacja”