Trzy trzy:dwa dwa – Piotrkowska relacja

Trzy trzy:dwa dwa – Piotrkowska relacja

Przedostatni wyścig w tym bardzo długim sezonie. Po starcie w Warszawie w biegu IT, po tym jak tam cierpiałem na końcowych kilometrach- dziś czułem się trochę niepewnie. Czy jestem w stanie dać z siebie więcej? Zapraszam na opis walki o nowy rekord życiowy.


Wczoraj wieczorem startowałem dystansie 1500 m, dziś było to10 km. Rano w dniu biegu, co zrobiłem? Założyłem buty i pobiegłem 3 km wolno, noga za nogą. Czułem się dobrze, a tętno miałem bardzo niskie. Często biegam treningi w godzinach popołudniowych po pracy, więc schemat posiłków zastosowałem klasyczny. Rano owsianka z bananem, drugie śniadanie to jasny makaron z bananem, w międzyczasie jasna bułka z bananem i na 3,5 h przed biegiem kolejna owsianka z jogurtem. Zgadnijcie, z czym jeszcze? tak z bananem 🙂

 

Później wybrałem się na spacer. Około godziny 16.30 wyruszyłem na miejsce. Start i meta zlokalizowane były przy parku staromiejskim. Przebrałem się w aucie i 45 min przed startem, zmotywowany ruszyłem na rozgrzewkę.

 

Na 2 godziny przed biegiem padał deszcz, ulice były mokre i delikatnie śliskie. Co ciekawe, gdy wybiegłem na ulicę zachodnią, zastanawiałem się jak smakuje życiówka u siebie. W mieście, w którym mieszkam i trenuję. Trener mówił, że po wczorajszym biegu na stadionie, dziś nie powinienem czuć tych prędkości na 10 km. Bardzo byłem ciekawy, jak to będzie wyglądało. Czułem się bardzo dobrze, fizycznie wręcz świetnie. Nigdy w życiu jeszcze nie byłem tak skoncentrowany na biegu jak dzisiaj. Mijałem innych biegaczy, znajomych, ale tak naprawdę głową byłem gdzieś indziej. Wizualizowałem sobie ten start. W środku czułem spokój i skupienie. Samotnie biegłem w innym wymiarze.

Za Manufakturą
Za Manufakturą (for. Joanna Brzezinska)

Podczas zmiany obuwia na startowe, spotkałem mojego nauczyciela wychowania fizycznego, Pana Artura. To on zaszczepił we mnie pasje do biegania. Zapytał mnie na ile biegnę. Automatycznie odpowiedziałem na 33.30. To była odpowiedź wypowiedziana z taką pewnością, że jego mina okazywała duże zdziwienie. W środku wiedziałem, że mnie na to stać. Nastawienie naprawdę odgrywa duża rolę przed biegiem.

 

Zrobiłem ostatnie przebieżki, nadal byłem tylko Ja i bieg. W pewnej chwili usłyszałem głos z tłumu, że jakiś chłopak mówi do kolegi „Patrz na tego, biegnie jak sarenka”. Nie byłem przekonany, czy to był komplement, ale dotarło do mnie to, jak lekko i szybko robię te przebieżki. Czułem wewnętrzną siłę. Ustawiłem się na starcie. Cały czas byłem zamknięty w swojej „Bańce”. Przybiłem piątkę z Maurycym i innymi. wystartowaliśmy.

 

Początek wyszedł spokojnie, nie kontrolowałem tempa, starałem się biec na samopoczucie. Cały czas było duże tasowanie zawodników. Na pierwszym kilometrze mocno ruszyły kobiety z Agnieszką Mierzejewska na czele. Spora grupa zawodników była przede mną. Po pewnej chwili wyrównałem się z jakimś chłopakiem, czułem, że to tempo jest dla mnie idealne. Biegliśmy razem ramię w ramię. Po około 1.5 km wbiegliśmy na rynek manufaktury, było bardzo dużo ludzi, brawa i okrzyki. Ja prawie nic z tego nie pamiętam, byłem bardzo skupiony na biegu. Dwa kilometry minęliśmy w około 6.40. „Jest dobrze”-pomyślałem. Nie czułem tego tempa, Trener miał racje, organizm super przyjął wczorajsze zawody i dzisiaj to oddaje. Od manufaktury zaczynał się długi, delikatny podbieg alejami Kościuszki. Na początku podbiegu zapytałem Mateusza, czy to tempo jest na wynik 33.30, odpowiedział, że nawet szybciej. Cały podbieg biegłem pierwszy dyktując tempo. Klasycznie już objąłem metodę 3x3km, pierwsza trójka pokonana w równe 10 minut.

Po wbiegnięciu na koniec podbiegu, skręciliśmy w ulice Tuwima- ten podbieg zabrał mi sporo sił, ale cały czas miałem wizje zbiegu ul. Piotrkowską na końcowych 3 kilometrach. Zmierzaliśmy w stronę EC1, tutaj Mateusz zmienił mnie w dyktowaniu tempa. Schowałem się za nim i starałem odpocząć. Ten odcinek był bardzo ciężki, śliski i nierówny, cały czas trzeba było uważać na kocie łby, aby nie skręcić sobie kostki. Widzieliśmy, że zbliżamy się do Krzysztofa Pietrzyka, bardzo powoli, ale zmniejszaliśmy dystans. Wbiegając na teren EC1, doświadczyłem Deja Vu. Czułem jak bym tu już biegł, dokładnie tymi uliczkami, chociaż byłem tu pierwszy raz w życiu.

Po wybiegnięciu z terenu elektrociepłowni droga wiodła znów nierówna ulicą Tuwima. Z naprzeciwka mijaliśmy innych zawodników. Mateusz podkręcił tempo, powoli zaczął się oddalać. Z tłumu, co chwilę słyszałem okrzyki wsparcia, „Dawaj Krzysiek”, „Jedziesz” i inne słowa, które bardzo mi pomagały. Dziękuję bardzo tym osobom, które mi kibicowały. Słyszałem Was, byliście super- to mi pomagało. Skracaliśmy dystans do Krzyśka. Wbiegłem na wyczekiwaną ulicę Piotrkowską, do mety około 2,5 km. Byłem już bardzo zmęczony, ciężko było utrzymać to tempo, druga trójka w 10,04. Biegłem na nowy rekord życiowy i cały czas na wynik poniżej 33.30. Szósty i siódmy kilometr wyszedł najwolniej.

Na dwa kilometry do mety dogoniłem Krzyśka. Nastała ta chwila, kiedy pierwszy raz zobaczyłem, jak wygrywa większość zawodów, w których brałem udział. Chciałem biegać na takim poziomie. Jeden z najlepszych zawodników województwa, a ja z nim biegłem ramię w ramię. Zaczęliśmy się ścigać, wyszedłem na prowadzenie, za chwilę on. Cały czas na zmianę się napędzaliśmy. Na ostatnim kilometrze Krzysztof ruszył bardzo mocno. Nie miałem sił, aby się złapać, ale się nie poddałem i nie zwolniłem. Delikatnie się oddalał, a ja naprawdę biegłem wtedy ze wszystkich sił. Minęliśmy plac wolności, kawałek ulicy zachodniej i skierowaliśmy w stronę parku Śledzia. Tam usłyszałem trenera. Był bardzo zadowolony, ale napędzał mnie do podjęcia jeszcze walki. Nawrotka na ul. Północnej i pozostało 300 metrów do mety. Czułem, że organizm osiągał swoje maksymalne obroty. Nie udało mi się dogonić Krzysztofa. Ostatnia prosta to tłumy ludzi po bokach, wielkie owacje. Znów bardzo mało pamiętam z tych pięknych chwil. Wbiegłem na metę z czasem 33.22- nowa życiówka, na dodatek zdobyta u siebie.

Meta
Meta (fot. Doktorek)

Ostatni kilometr wyszedł w 3.13 nie wierzyłem, co zrobiłem- na tak ciężkiej trasie taki wynik. Trener gratulował świetnej roboty, powiedział, że jest to mój sezon. Bieg ukończyłem na 12 pozycji open, 4 w kategorii wiekowej oraz 2 w klasyfikacji Student. Na dekoracje czekałem bardzo długo, elita miała swój namiot z udogodnieniami, ja niestety stałem przy barierkach. Półtorej godziny oczekiwania, ale móc później stanąć na podium, po takiej walce- bezcenne. Nie poddałem się, Wy też wierzcie w swoje możliwości i się nie poddawajcie. Warto walczyć nawet, jeśli nie zawsze się uda osiągnąć cel, to i tak jesteście wyżej niż Ci, którzy nawet nie spróbowali.

Dekoracja (źródło http://janwychowalek.pl/blog/)
Dekoracja (źródło http://janwychowalek.pl/blog/)

Mateusz dobiegł z czasem 33.00 naprawdę fenomenalnie pobiegł drugą połowę, gratuluje. Gratulacje również dla innych, szczególnie dla współpracowników Magellana, którzy w sporej ilości reprezentowali firmę i poprawili rekordy życiowe oraz dla Roberta, dlatego że mimo kontuzji udało mu się wykręcić świetny czas.

Dziękuję wszystkim za wsparcie. Po raz kolejny, ostatnio w każdym biegu, przesunąłem swoje granice wytrzymałości. Wasza pomoc i wsparcie naprawdę bardzo pomagają, bez niego bym tego wszystkiego nie osiągnął. Ten sezon dobiega końca, pozostał jeszcze jednen start, jeden z tych, o których marze. Za tydzień pojawi się relacja z Barcelony!

Nagrody
Nagrody

Share This:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *