Weekendowe Bieganie – Piotrkowska i Retkinia
Odwracam moją krzywą spadkową wyników na 10 km. Punktem przełomowym był bieg ulicą Piotrkowską. Na końcu wpisu również opiszę szybki bieg na Retkini, który odbył się dzień po Piotrkowskiej. Teraz przenosimy się do 28 Maja w okolice Parku Staromiejskiego…
Jest godzina 18, wysiadam z tramwaju na przy ulicy Legionów i powolnym krokiem kieruje się w stronę startu, widząc z oddali już zablokowaną, ale jeszcze pustą od biegaczy jedną nitkę ulicy Zachodniej.
Jest bardzo ciepło, jeszcze na godzinę przed biegiem mam cichą nadzieje, że zacznie padać i zrobią się lepsze warunki do biegania, niestety do końca dnia nic się nie zmienia.
Czułem się ciężki oraz bez sił, ale nie byłem osamotniony. Ogólnie warunki były dobre do leżenia na trawie, a nie biegania. Moimi oczekiwaniami przed tym biegiem było po prostu nie spadanie niżej niż na ostatnich 2 biegach. Trochę też już umawiałem się z Maurycym i Panem Jagodą, na bieg w okolicach tempa 3,27 na wynik około 34.30. Ten czas byłby dla mnie pozytywnym wynikiem, biorąc pod uwagę ogólny brak moich treningów, ale o tym więcej napiszę w ogólnym podsumowanie ostatnich kilku tygodni. Jedynie na czym mi zależało, to stanąć na podium w kategorii student. Na tyle poważnie podchodziłem do tego tematu, że dzień wcześniej przejrzałem listę startową pod kontem studentów i oprócz mnie i Michała Kosiora był jeden zawodnik, który mógł pobiec poniżej 35 minut.
Plany planami, ale tego dnia Piotrkowska zweryfikowała liczne założenia i niejednego zadziwiła na mecie, jak to się stało, że tak pobiegłem…
Rozgrzewka minęła mi szybko, kilka kółek wokół parku, obowiązkowa wizyta w pewnym miejscu, gdzie przeważnie są kolejki i przeszedłem do ćwiczeń dogrzewających. Wtedy zmieniłem buty na startowe i ruszyłem zrobić kilka przebieżek. Tam spotkałem Łukasza Kubiaka, który miał zamiar mocno pobiec lotną premie (wyścigowiec) oraz Maurycego, który nie rozstawał się z butelką. Startowałem z pierwszej strefy i obyło się bez zbędnego stresu co do wejścia do odpowiedniego sektora. Tam spotkałem całą ekipę szybkich biegaczy z Łodzi, poprzybijałem kilka piątek i oczekiwaliśmy na start. Odliczanie i Buum, nastąpił wystrzał startera i ruszyliśmy.
Pierwsze kilkaset metrów było pod górkę, ale z tego co widziałem, tłum z przodu szybko się oddalał i dziękowałem sobie w głębi, że nie pędzie z nimi. Ruszyłem z Panem Jagodą, którego rozwaga na pierwszych kilometrach miała mnie uratować, przed ostrym ruszeniem do przodu. Po zbiegu ulicą Nowomiejską, spotkałem Łukasza, który zwolnił po wygranej w lotnej premii (brawa za szybkość).
Cały czas trzymam się blisko Maćka, trochę z boku, trochę z przodu, czułem się jak satelita :). Przy manufakturze wyszedłem na prowadzenie i trochę podkręciłem tempo, biegło mi się wtedy rewelacyjnie. Pełno kibiców, rynek i masa biegaczy podążających w jednym kierunku. Wybiegliśmy z rynku i zmienił mnie Maciej, tempo trochę spadło, ale było pod wiatr i delikatnie pod górkę.
Wolałem nie wychodzić, bo trochę u mnie ciężko z wyczuciem tempa i mogłem nas trochę przegrzać. Było dobrze, czas cały czas oscylował bliżej 3.25. Grupa biegaczy z przodu cały czas się zbliżała i w tej grupie był mój rywal z kategorii student Sakwa w butach. W połowie ulicy Kościuszki nie mogłem już wytrzymać „wiezienia” się na plecach Jagody i wyszedłem przed niego, trochę za wcześnie, ale chciałem go odciążyć od prowadzenia pod górę. Po minięciu Stajni dla jednorożców i wbiegnięciu na Piotrkowską, wyczuwałem, że Maciej coś ciężko biegnie, więc nie chciałem się już ponownie chować i dalej prowadziłem co zaowocowało zbliżaniem się jeszcze bardziej do Michała, nagle pojawił się z tyłu pędzący Maurycy, doczepiłem się do niego i razem zaczęliśmy w zastraszającym tempie zbliżać się najpierw do grupy Michała, następnie do dwójki kobiet biegnących z Danielem Matusiakiem. Mijając słabnącego Michała trochę psychologicznie, trochę do siebie krzyknąłem „Dawaj student!” i jeszcze delikatnie przyspieszyłem. Zrównałem się z drugą i trzecią kobietą, wziąłem łyk wody i popędziliśmy w górę Piotrkowskiej.
Tu złapałem swój rytm, ustawiłem się między torami i niczym tramwaj nr. 11, pędziłem w kierunku centrum. Z naszej grupy do przodu wyszedłem ja i Marta Krawczyńska. Marta biegła równolegle do mnie, ale bliżej chodnika. Starałem się dotrzymać jej kroku. Nie zwracałem uwagi na to co się dzieje za mną. Tempo spadło, ale było nieustannie pod górę, czułem się dobrze. Na wypłaszczeniu zacząłem doganiać Martę, ale po zrównaniu się z nią, ona ponownie ruszyła do przodu. Ostatni kilometr mnie ucieszył, ponieważ wystarczyło pobiec go w 3.30, aby na mecie zameldować się z czasem 34 z przodu. Nie odpuszczałem kobiecie i starałem się ją gonić, co zaowocowało ostatnim kilometrem średnio po 3.20, niestety ten kilometr miał około 1050 metrów i czas na mecie wyszedł równo 35.00 (34,59 netto).
Po dojściu do siebie i roztruchtaniu dostałem sms-a, że wygrałem klasyfikację student! Ucieszyło mnie to bardzo, ponieważ z racji, że kończę właśnie studia takie zwięczenie było bardzo miłe. W ostatnich 3 startach w mistrzostwach Województwa Łódzkiego studentów stanąłem 3 razy na podium (1 brąz –hala i 2 razy srebro – przełaje i stadion) teraz dorzuciłem 1 miejsce w biegu ulicą Piotrkowską. Niedługo za mną na metę wbiegł Maurycy, natomiast Jagoda i Sakwa trochę dłużej cierpieli na trasie, przyczyn nie znam dobrze, ale szkoda, bo wiem, że byli przygotowani na szybkie bieganie i niestety czasem coś nie zagra i znam ten ból, że się chce biec szybciej, a nie można…
Po biegu rozmawiałem z Łukaszem i otrzymałem informacje, że dzień później odbywa się mały bieg Parafialny na Retkinii. Ustaliliśmy z Rysiem, że jeżeli będę się dobrze czuł, to mogę tam pobiec i powalczyć. Na tym biegu czułem się rewelacyjnie (przez pierwsze 3 kilometry :)), nie wiem na ile tu mogło pomóc 15 kilometrów rowerem na 3 godziny przed, ale początek biegu był rewelacyjny. Wróćmy na rozgrzewkę.
Po zapisania się i opłaceniu wpisowego, które zostało przekazane na budowę kościoła w tej parafii udałem się na rozgrzewkę, która przebiegła bardzo niemrawo, ledwo włóczyłem nogami ale w końcu miałem wysoki puls co mnie ucieszyło. Nie miałem za dużo czasu na robienie przebieżek (2), po raz kolejny założyłem nowe startówki Acisc i stanąłem na starcie 1 biegu Parafialnego na Retkinii. Tam bardzo wesoło przywitali mnie lokalni biegacze ]:->, pojawił się również między innymi Michał Kosior oraz Łukasz Kubiak.
Bieg był prowadzony przez jeden samochód „techniczny” oraz radiowóz. Pierwsze metry były bardzo asekuracyjne, nikt nie chciał dyktować tempa, a dodam, że pogoda również dopisywała temperaturą i słońcem. Ostatecznie po około 200 metrach ruszyłem za autami, fakt prowadzenia i biegnięcia przez tak duże osiedle jakim jest Retknia oraz gonienia Radiowozu spowodowały, że trochę nie zwracałem uwagi na tempo biegu, tylko zasuwałem ile sił w nogach. Zaowocowało to czasem około 6.30 na 2 kilometrze, półmetek (według zegarka) minąłem z czasem 8,06 i zaczęło się delikatne podbieganie pod wiatr. W ustach miałem pustynię, ledwo mogłem przełykać ślinę, tempo drastycznie spadło, a osoba z prowadzącego auta mówiąca, że zwolniłem nie pomagała :). Jednak przewaga jaką miałem nad drugim zawodnikiem pozwoliła mi spokojnie dobiec do mety w wolniejszym tempie. Nie było sensu piłowania wyniku i tak z czasem 17,18 obiegłem większą część Retkinii.
Michał był drugi, a Łukasz Kubiak 3. Super pyszne jedzenie na mecie oraz przemiła atmosfera i dekoracja dają duży plus i prognostyk, że kolejny bieg parafialny na Retkinii odwiedzi o wiele więcej osób.
2 starty w jeden weekend, oba mnie podbudowały. Jednak tak czy siak czas odpocząć od szybkiego biegania. Po minionych Akademickich Mistrzostwach Polski trochę wyciszę się z bardzo szybkimi bieganiem. Ale kto wie, gdzie mnie nogi zaniosą 🙂