11.04.2022 – 17.04.2022 – Systematycznie

11.04.2022 – 17.04.2022 – Systematycznie

Poniedziałek 11.04.2022

Powiem Wam, że wstawanie o g. 6 rano już mi weszło w krew, nie mam z tym problemu, idzie już automat. Choć mocno byłem poobijany i zmęczony po weekendzie, to poranne kilkadziesiąt minut rozbiegania super mnie wprowadziły w dzień. Do tego zdrowe śniadanie, głównie warzywa bez pieczywa i do g. 15 miałem super moce jeżeli chodzi o wydajność w pracy 🙂 Wieczorem jeszcze 2 kilometry z dzieciakami przebieżka do Biedronki.

Poranne trasy biegowe

Rano jeszcze 2 km biegu do i z szkoły Ryś. W sumie wyszło spokojnie ponad 10 kilometrów ruchu z całego dnia.


Wtorek 12.04.2022

W planach były podbiegi, rano już byłem uszykowany do wyjścia, jak się dzieciaki pobudziły. Spojrzałem na prognozę pogody, jednak zmiana planów i trening w sumie mogę zrobić po południu. Po pracy – aby wydłużyć bieganie rozbiłem towarzystwo na 2 tury. Najpierw około 30 minut biegania z Łucją, potem zmiana kierowcy i główna część treningu z Rysiem. Niestety na podbiegi nie mieliśmy tyle czasu, aby dobiec i wrócić, więc skończyło się na 10×120 metrów mocniejszych przebieżek po płaskim z wózkiem i Rysiem w środku (obciążenie jak delikatne podbiegi)


Środa 13.04.2022

W planach mocniejsze przetarcie – trening planowany w wyprzedzeniem na popołudnie – Cel – 2 km mocno, poniżej 3:20 tempo i może w kolcach jakieś przebieżki po, jak będzie siła.

Realizacja:

Trochę kontekstu jak wyglądała moja środa- 6:00 pobudka – praca do 7:30, potem uszykowanie siebie i dzieci i wyjście do szkoły i biura – praca 9-17, powrót, od razu zabranie dzieci i żony od Łazienek, tam trening, powrót, kolacja w biegu i szkolenie od 19:30 do g. 22. Teraz (22:36) ogarnianie tematów domowych typu wpis, nauka, i jak starczy jeszcze czasu to praca.

W takim dniu wielkie podziękowanie dla Beaty, że daje radę w takie dni sama większość czasu zajmować się dwójką dzieci.

Wracając do treningu – Czułem się dobrze, zrobiłem rozgrzewkę, przebieżki, założyłem buty startowe (nie kolce) i ruszyłem, po 400 metrach miałem stratę 1 sekundy do docelowego tempa, ale coś zaskoczyło i zacząłem nadrabiać – 1 km w 3:19 i lecę dalej, gdzieś doszedłem do zapasu 3 sekund, ale mocniej nie dawało rady – Najfajniejsze, że na ostatnich 100 metrach walczyłem z myślami, czy jeszcze to przeciągnąć do 2,5 km, ale jednak zastopowałem czas 6:38, gdzie jednak była jeszcze możliwość biegu dalej. Fajnie, że to nie było na maxa, ale też z drugiej strony muszę nauczyć się dać z siebie wszystko na treningu, bo trochę inny cel był tego biegu. Po kilku minutach jednak zostałem w butach (nie kolce) i zrobiłem 5×400 metrów, gdzie pierwsze było najtrudniejsze – czas 1:16, ale po 100 metrach miałem dosyć. Za to kolejne odcinki biegało się już zdecydowanie lepiej. Średnio po 1:14. Ostatni w 1:11 (przerwa około 1:30). Ogólnie jestem zadowolony z tego treningu – 2 km poniżej 3:20 + 2 km na raty poniżej 3:10 jakiś ślad w organizmie na pewno zostawią.

Ostatni odcinek

Zmieniam trochę podejście do mocnych akcentów, zamiast monotonnych treningów, które powtarzałbym co tydzień, będę stosował takie różne jednostki, których normalnie się organizm nie spodziewa – tzn. będę robił takie jednostki, których dawno nie robiłem, aby co jednostka było coś nowego dla organizmu, aby mógł on sam wyciągać z tych treningów to co dla niego było najtrudniejsze i był gotowy na taki trening następnym razem, ale następnym razem będzie coś innego.


Czwartek 14.04.2022

Po mocniejszej środzie, czwartkowe zluzowanie. Tego dnia też było ciepło, więc poranne okienko treningowe przeznaczyłem na pracę. Po południu trening łączony z dziećmi. Najpierw 30 minut z Łucją, następnie 30 minut z Rysiem. Wszystko wolno, bez spiny, regeneracja.

Najpierw to miejsce odwiedziliśmy z Łucją.
30 minut później z Rysiem.


Piątek 15.04.2022

Ty razem w końcu trening rano, ale też specyficzny, bo miałem na niego mało czasu i w sumie śmiesznie wyszło – dobiegłem do Królikarni – tam grubsza wizyta w toitoi-u i powrót. Taka poranna toaleta na zewnątrz 🙂


Sobota 16.04.2022

Noc słaba, ponownie przerywana i sporo poniżej 6 h (Ryś słabo wpał). Jak w Poniedziałek pisałem, że wstaje się super o g. 6 rano, to sobota nie była lekka. Do parku biegło się bardzo dobrze, po drodze jeszcze szybki pit stop w toitoi i można ruszać na trasę. Tak jak zapowiadałem w poprzednim wpisie plan – bieg na 1 miejsce i odcinki. Ruszyliśmy dość wolno. Biegłem sobie spokojnie na trzecim miejscu. Jednak po około 1 kilometrze jeden z zawodników trochę przyspieszył. Zacząłem go gonić, ale co go dogoniłem, to mi uciekał, po kilku takich akcjach, że ja się z nim zrównuje, a ten mi ucieka, zacząłem się zastanawiać, czy tutaj rywal, którego nie znam, czasem nie jest mocniejszy i po prostu się ze mną bawi. Pierwsze kółko było nadal relatywnie wolne (8:18), a u nas bez zmian, na doganiam, kolega ucieka.

Po około 3 kilometrach, kolega wygląda dobrze, ja próbuje go kleić.

Nie biegnie mi się lekko, trochę dużo mam negatywnych myśli, że słabo spałem, że czuje się zmęczony, czy będę miał tyle siły woli, aby walczyć do upadłego? Po chwili zrozumiałem, że takie myślenie mnie nigdzie nie doprowadzi, powiedziałem sobie „zmień nastawienie”, ale po chwili, zacząłem wmawiać sobie nowe konkrety:”zjadłeś super śniadanie”, „była pewna toaleta”, „jesteś mocny, bo mocny trening w środę robiłem”, „jest sucho można biec”, „systematycznie trenujesz, będzie dobrze” i moje ulubione „jak się będziesz na mecie czuł, jak teraz odpuścisz?” . Na około 1,5 km do mety ponownie się zrównaliśmy, tym razem na dłużej. Zaczęło się testowanie rywala, przez kilkadziesiąt metrów biegliśmy równo i nagle, poczułem, że bieg jest mój. Dziwne uczucie, ale w tym momencie wiedziałem, że kolega odpuścił, a ja byłem pewien, że dowiozę pierwsze miejsce. Trochę to na innym poziomie świadomości, ale takie coś się czuje. Rywal powoli zaczął odstawać, ja biegłem swoje, systematycznie delikatnie budowałem przewagę, a kolega nie odpowiadał. Postanowiłem trzymać mocne tempo do mety u tu niespodzianka. Wynik 18:10 – czyli najlepszy w tym roku. Jak tydzień temu biegło mi się dobrze, a wynik był relatywnie słaby. To dzisiaj biegło się źle, a wynik wyszedł super. Drugie okrążenie pobiegłem w 8 minut, czyli 18 sekund szybciej niż pierwsze. Gdybym pierwsze koło pobiegł nieco szybciej, to zakładam, że udałoby się złamać 18 minut.

Czas biegu

500 metrów roztruchtania i zaczynam odcinki. Z racji, że Parkrun był mocniejszy niż zakładałem, to zmieniłem z 10×400 na 6×540. Pierwszy odcinek w 1:53 i powiem Wam, że było ciężko, minuta przerwy i drugi już lepiej 1:49, kolejne szły jak po sznurku po 1:49 (coś około 3:20 min/km tempo) i ostatni odcinek pozwoliłem sobie pobiec mocniej 1:42 (3:08). Wszystko super. Tzw. Dzień Konia.


Niedziela 17.04.2022

Odwiedzili nas Dziadkowie, czyli pojawiła się okazja do zrobienia dłuższego wybiegania. W planach był Kampinos, ale jednak dojazd 2x minimum 30 minut jednak mnie odsunął od tego pomysłu, to jest godzina dnia gratis. Ponownie Królikarni nie chciałem biegać, więc optymalnie jednak wybrałem się do Kabat (12 minut drogi). Cel – 30 kilometrów – realizacja -biegło się znośnie. Nie patrzyłem na tempo, bo też nie bardzo miałem możliwość (mój zegarek nie ma takiej opcji), więc po prostu biegłem. Dobiegłem do pętli, która jest oznaczona co 500 metrów o długości 10 kilometrów. Zrobiłem jedno kółko w około 46 minut i postanowiłem, że zrobię takie 3 kółka. Mogłem kręcić te kilometry po całych Kabatach, ale jakoś wolałem nie skupiać się na pilnowaniu trasy tylko po prostu biec. I tak biegłem, te pierwsze 10 kilometrów głowa mocno walczyła, nie chciało się. Czułem, że mam dużo szumu w głowie i gdybym wtedy miał słuchawki, to bym pewnie się skusił, aby przestać walczyć z tym szumem, ale niestety, zostało mi tylko walczyć nie tylko z dystansem ale i z tym natłokiem myśli. Dopiero na drugiej dziesiątce się zaczęło to wszystko uspokajać, zaczęły się pojawiać fragmenty trasy, których nie pamiętam (taka forma wyłączenia myślenia/medytacji). Jednak również na tej drugiej dziesiątce zaczęły się pojawiać oznaki zmęczenia. Trochę mało byłem do-tankowany jedzeniem i odpoczynkiem, ale biegłem. Gdy dobiegłem do miejsca startu ostatniej pętli, poszedłem w zaparte i ruszyłem na kolejne 10 km. Dorzuciłem do puli jeszcze tempo na poniżej 45 minut i tak biegłem. Bolały mnie głównie stopy, zakładam, że przez leśne nierówności. Miałem ze sobą na trasie wodę i 2 żele, jednak czułem, że energetycznie to za mało. Skupiłem się, aby dobiec do 5 kilometra tej trasy w zakładanym tempie, to potem się uda. Na połówce udało się zdobyć trochę zapasu, którego dowiozłem do mety i finalnie ostatnia pętla w 44:20. Sumarycznie wyszło ponad 32 kilometry średnio gdzieś około 4:35-4:40. Powiem Wam, że jak jesienią biegłem Kampinos (52 km), to była to sama przyjemność, dzisiaj się męczyłem i słabo widzę, abym dowiózł to do dystansu maratonu. Trochę mnie to wykończyło.

Nie ma tu radości na twarzy, ale trud zaprocentuje.

Podsumowanie

Tak jak w tytule, systematycznie buduje formę, ważne, że biegam regularnie i regularnie raz na około 3 dni wpada mocniejszy akcent. W tym tygodniu bardzo dobrze wyszła Środa, Sobota i Niedziela. Kolejny tydzień zluzuje, dawno nie miałem dnia wolnego i z takiego luźnego tygodnia, spróbuje zaatakować w sobotę 17:30 na Parkrun Pole Mokotowskie.

Share This:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *