Luz w mocnym treningu się opłaca – Podsumowanie 29.02.2016-06.03.2016
Kolejny tydzień treningowy za mną, tym razem było trochę luźniej i spokojniej, ale też nie obyło się bez walki na treningach. Środowy trening mnie trochę sponiewierał, ale zregenerowałem się na niedzielę. Rzutem na taśmę wszystko udało się dopiąć i wywalczyć, to o co się starałem.
Poniedziałek 29.02.2016 – Dziwny odpoczynek
Trener założył, że będę prawdopodobnie zmęczony po ostatnim niedzielnym mocnym treningu (20×500). Dlatego na poniedziałek miałem do zrobienia tylko 40 minut wolniejszego truchtania. Biegło się bardzo dobrze, nie czułem zbyt mocno treningu z dnia poprzedniego. Jednym słowem – odpoczynek
Wtorek 01.03.2016 – Coś się dzieje
Wtorek przywitał nas śniegiem i brzydką, ponurą pogodą. Postanowiłem sprawdzić jak wyglądają moje parametry na równej nawierzchni, bez oporów wiatru. Bieganie na bieżni ma ten plus, że jeśli ustawimy ten sam kąt nachylenia oraz tą samą prędkość – to mamy ten sam trening. Jedyną różnicą do treningu wykonywanego innym razem – jest nasza aktualna dyspozycja. I taką dyspozycję chciałem sprawdzić na 8 kilometrowym biegu. Samopoczucie nie było zbyt dobre oraz puls na poziomie 132 wydawał się trochę duży. Po bieganiu zrobiłem 3 serie wykroków, wspięć na palce, podskoków i półprzysiadów z sztangą 20 kg oraz odwiedziłem wtorkowe zajęcia z Jogi.
Środa 02.03.2016 – Hmm coś nie tak
Środa minęła na ładowaniu akumulatorów przed wieczornym treningiem. W pracy mam trochę cięższy okres i ze snem dnia poprzedniego też nie było super. Jednak nie przywiązywałem do tego, aż takiej uwagi. W planach było 8 km po 3.40 + 2 km mocno około 3.20. Porównując ten trening z prawie identycznym, wykonywanym 21 Lutego – był to dzień do nocy, a raczej noc do dnia. Słowo „rzeźba” pasuje tu idealnie. Niby pierwsze 8 kilometrów po 3.40 (7.20 pętla) każda równo, ale nie było to bieganie z zapasem i luzem. Dwa kółka musiałem zasuwać ostatnie 200-300 metrów, abym zmieścił się w czasie. Myśl o przyspieszeniu na ostatnich 2 kilometrach mnie dobijała. Puls wydawał się być cały czas wysoki, ale ten wątek już pominę, ponieważ zegarek miałem ustawiony w innym trybie.
Po 6 kilometrach nawet naszła mnie myśl o skończeniu tej udręki, ale postanowiłem dociągnąć to do 8. Po 8 miałem to samo, ale pomyślałem, że skoro już tu jestem i tyle jadłem to pobiegnę te ostatnie 2. Ruszyłem trochę mocniej i wyszło w 6.57. Nie ma szału, ale zawsze coś. Średni puls z tego treningu to 174, a całe 10 km pokonałem w 36,17.
Po tym treningu zacząłem szukać przyczyny słabszej dyspozycji. Czy to efekt mocnej jednostki z niedzieli by mnie tak trzymał? Mniej godzin snu? Ciężko stwierdzić, więc postanowiłem dmuchać na zimne i podwoiłem temat regeneracji.
Czwartek 03.03.2016 – Niezupełnie Żółwi krok
Na Czwartkowe rozbieganie wybrałem się z wszystkim dobrze znanym Łódzkim niecodziennym biegaczem – Robertem „Badylem” Sobczakiem. Wspólne bieganie jest świetną okazją do rozmowy o bieganiu i nie tylko. Zrobiliśmy razem 14 kilometrów (Robert biegł około 22). W nie za wolnym, ani nie za szybkim tempie – około 5 minut na kilometr.
Z ciekawostek tej rozmowy warto przekazać, że jedzenie „zielonych” produktów typu warzywa i owoce są dobrą wartością w treningu biegowym.
Wieczorem wybrałem się na basen, trochę odpocząć i potaplać się w wodzie 🙂
Piątek, Sobota 04-05.03.2016 – O – jak Odpoczynek
Postawiłem wszystko na jedną kartę – Regeneracja. Piątek tradycyjnie to dzień wolny, ale wcześniej poszedłem spać oraz porozciągałem się i trochę pomasowałem małą piłeczką dla psa. Sobota to więcej spania oraz delikatny rozruch 4 km po 5.40 przy średnim pulsie (dobrze wróżącym 120) oraz kilka przebieżek i dużo rozciągania. Dodatkowo zrobiłem sobie lodowaty prysznic na nogi i więcej zacząłem jeść węglowodanów złożonych w ciągu dnia. Kolacją nie było pasta party, a RISO party 🙂
Oczywiście również też poszedłem wcześnie spać.
Niedziela 06.03.2016 – Jedziemy!
Poniżej wstawiam screenshoot tekstu pisanego w Sobotę o godzinie 21,45. Chcę tu nakreślić, że to siedziało mi w głowie i to przelałem na tekst. Okazało się sprawdzone i warto wierzyć i trzymać się celów i marzeń.
To już piszę po biegu i fakty na sucho :). Udało się wszystko zrealizować 4 miejsce open czas 16.26 – możecie się śmiać, czy myśleć, że to dziwne. Ja jednak tak uważam i kilka osób mnie poprze, że wszystko rozgrywa się w głowie. Jeśli nie wiesz, po co stajesz na starcie, to w sumie po co tam stawać…
Słowa mocne, ale ja to coś, czyli swoje cele, chce osiągać w bieganiu i tego się trzymam również w życiu pozabiegowym.
Podsumowanie
Za mną drugi tydzień BPS. Tydzień ten był delikatnie wyluzowany, ze względu na ważny ostatni dla mnie Bieg City Trail. Treningi idą w dobrą stronę i to cieszy, ale często nie chce się tak biegać jak jest rozpisane. Warto przełamywać swoje ograniczenia i napierać po więcej. Przede mną trzeci i jeden z cięższych tygodni przygotowawczych. Samo nic się nie zrobi, pamiętajcie. Dobrego tygodnia!
2 thoughts on “Luz w mocnym treningu się opłaca – Podsumowanie 29.02.2016-06.03.2016”
Wiadomo, swoje trzeba wybiegać, o którym PKO maratonie mówisz?
U mnie na razie treningi, treningi, treningi, no ale maraton pko sam się nie przebiegnie 😉