Długa przerwa
Tym razem będzie bez wstępu od razu zaczynamy wpis:
Tak naprawdę moja kontuzja trwała od 8 Lipca do praktycznie końca Października, można to bardzo dobrze pokryć z poprzednim rokiem, kiedy również pauzowałem całe lato i niestety nie uczestniczyłem praktycznie wcale w sezonie jesiennym. Tego roku przytrafiło mi się to samo, lecz o przyczynach tego stanu napiszę oddzielny wpis.
I tak 8 lipca po treningu w Parku Poniatowskiego, gdzie wraz z Piotrkiem Krukiem biegaliśmy zabawę biegową z akcentem na szybkie zbieganie z górki wróciłem do domu. Trening bardzo fajnie mi poszedł, czułem się bardzo dobrze i lekko. Po zjedzeniu kolacji chciałem pokazać dziewczynie, jakie to ćwiczenia nam pokazywał Rysio i wstając z jednego z takich ćwiczeń, poczułem ukłucie z lewej strony kolana.
Zwykłe ukłucie, które można by potraktować tak jak byśmy skręcili kostkę. Myślałem, że ten ból szybko minie, niestety nie minął do końca dnia i następnego ranka również go czułem. Nie przeszkadzało mi to w bieganiu, więc trenowałem dalej. Jedynie nie mogłem robić nic związanego z mocnym zginaniem nogi w kolanie np. nie mogłem robić Skipu C. Poza tym biegałem dalej przygotowując się do kolejnych zawodów. Brałem tabletki przeciwzapalne, rozciągałem się oraz masowałem bolące miejsce. Trochę mnie to niepokoiło, gdy po mocniejszych jednostkach to kolano bolało mocniej, ale następnego dnia już było ok i tak ten czas mijał, aż do półmaratonu w Kazimierzu Biskupim 17 Lipca.
Tam 24 kilometry jednego dnia w tym 21 po 3.50 min/km dały w kość kolanu i ból nie mijał, a nasilił się bardziej dzień po. Zrobiłem dłuższą przerwę lecz nic to nie pomagało. Po konsultacjach z specjalistami otrzymałem informacje, że to co czuje, to blizny po naderwaniu przyczepu mięśnia i abym biegał dalej, spokojnie to się rozejdzie po organizmie. Tak więc pobiegłem mocniej parkrun 23 Lipca – jednak ból nie mijał. 25 Lipca miałem USG, które pokazało, że mam mocne zapalenie i zwiększoną ilość płynów w błonie maziowej.
I tak nie chcąc tracić tego nad czym tak długo pracowałem zdecydowałem się na zastrzyk z blokady (27 lipiec). Na chwilę obecną już wiem, że blokada nie zawsze jest dobrym wyjściem, choć w przypadku mojej zeszłorocznej gęsiej stópki, spisała się bardzo dobrze. Niemniej z tym kolanem wyszło trochę inaczej. Po blokadzie nie biegałem kolejne kilka dni i zacząłem powolny powrót, gdyż noga przestała boleć lub jak kto woli, blokada zasłoniła (wyłączyła) ból.
Zacząłem od marszobiegów, dochodząc do coraz lepszych treningów i tak na przestrzeni 2 tygodni odbudowałem co nie co i mając już wcześniej zaplanowany wyjazd do Sztokholmu pojechałem tam na zawody na dystansie 10 km. W trakcie powrotu po blokadzie, bólu nie czułem, ale czułem po bieganiu tak jak by rozpieranie kolana od środka. Choć to tez mijało po kilku godzinach. Najciekawiej było, gdy po treningu schodziłem schodami, wtedy czułem dziwne bóle, które jednak nie przeszkadzały w bieganiu i myślałem, że to pozostałości po kontuzji i organizm musi się po prostu przyzwyczaić do tego. Treningi doprowadziły mnie do startu 13 Sierpnia w Sztokholnie pobiegłem dość mocno i na tym biegu kolano ponownie dostało w kość.
Następnego dnia czułem bardzo mocny ból z prawej strony kolana podczas roztruchtania i ponownie postanowiłem odpuścić bieganie na jakiś czas. Wtedy jeszcze próbowałem robić zastępcze treningi, które miały za zadanie podtrzymać formę i nie obciążać kolana. Niestety, każda próba biegu więcej niż 15 minut kończyła się efektem bólu rozpierania od środka. Najgorsze było to uczucie niemocy, kiedy następnego dnia nic nie bolało, więc próbowałem biegać, na początku nic nie bolało i po kilku minutach uczucie narastało i przeradzało się ból. Nie miałem siły wtedy walczyć z tym nieokreślonym bólem, gdyż nikt nie wiedział co mi dokładnie jest. Miałem kolejne USG, które pokazało, że wszystko jest ok… Rezonans pokazał, że mam zatarte struktury mięśniowe i lekarze zakazali po prostu biegać do ustąpienia bólów. W sumie najlepsze teksty jakie słyszałem od ortopedów to : „Skoro pana nie boli jak pan nie biega, to niech pan nie biega.” I pełno tego samego.
Oczywiście w tym czasie, podczas którego nie biegałem, miałem pełno zabiegów fizykoterapeutycznych, które były przepisywane na „oko” i po prostu je brałem, bo lepszy rydz niż nic :). Do tego doszły wizyty u Fizjoterapeutów, którzy pracowali nad moją kontuzją, również można powiedzieć „na czuja”.
Do tej pory miałem 38 różnego rodzaju wizyt, konsultacji, zabiegów, masaży itp. Gdy np. po 2 tygodniach czułem, że jest już super, nic nie boli – to wracałem do treningów od marszobiegów np. 2 minuty marszu 2 minuty biegu zwiększając czas biegu i skracając przerwę i np. gdy doszedłem do 4×10 minut biegu 1 minuta marszu – ból powracał. Nic nie dawało rozciąganie itp. Dodatkowo natłok obowiązków w domu i w pracy skutecznie mnie od wszystkiego odciągał.
Bywały dni, kiedy zamykałem laptopa w pracy, wsiadałem do auta, jechałem do domu, aby tam otworzyć laptopa, by dalej pracować do nocy. Nie pisałem nic na blogu, ponieważ ciężko mi było pisać o bieganiu, gdy biegać nie mogłem. Kolejny sezon jesiennych zawodów oglądałem w Internecie i sprawdzałem, które miejsce mógłbym zająć zawodach, gdybym pobiegł tak i tak. Do teraz chodzę na zabiegi i masaże, które mam praktycznie jeszcze do wykorzystania do końca listopada.
Punktem przełomowym była wizyta u Roberta Nowickiego, gdzie miałem bardzo bolesne suche igłowanie. To złożyło się z czasem, gdzie fizjoterapeuta w Medicover znalazł bardzo mocne sklejenie nad którym pracował przez 3 wizyty. Po tym czasie, czyli ostatnie 2 tygodnie, czułem się coraz pewniej na tej nodze. Pobiegałem tydzień temu pierwszy raz 20 minut bez przerwy, w tym tygodni zrobiłem drugi trening 30 minut ciągiem i dzisiaj wystartowałem w Parkrun Łódź, gdzie nic nie bolało w trakcie oraz po.
Moja aktualna forma jest bardzo daleko w lesie. Podejrzewam, że na 10 km nie jestem w stanie zejść poniżej 42 minut. Rok temu 11 listopada już biegałem dość solidnie, ale w tym nawet nie próbuje szybko wracać. Co do planów na przyszłość, aktualnie będę dążył do biegania dla zdrowia, nie za wszelką cenę do osiągania wysokich wyników i wyrzeczeń za tym idących, co to dokładniej znaczy opisze jutro. Nie będę tu zanudzał i pisał dużo smutnego, czas na pozytywy tej przerwy 🙂
A pozytywniejsze sprawy tego okresu to, kiedy brak biegania rzutował na inne aspekty
– W pracy zmiany na dobre (awans)
– Napisałem(w końcu!) i obroniłem pracę magisterską.
– Czas, który przeznaczałem na bieganie, przeznaczyłem na naukę języka, tańca oraz czytanie książek.
– I co dla mnie najważniejsze – Zaręczyłem się 🙂
Trzymajcie się i do usłyszenia niedługo 🙂
2 thoughts on “Długa przerwa”
Krzychu dokładnie sport dla zdrowia jest mega ważny choć byśmy wpadli w okres stagnacji i wyniki nie będą szły bo po prostu..organizm już więcej z siebie nie wykręci lub po prostu jest potrzebna nam zmiana treningu to jedyne co nam pozostaje bawić się bieganiem dla zdrowia , jest mega korzystne . A co do cb krzysiu jedno jest pewne nic nie można robić na hama kosztem zdrowia. ps. a co do tego fizjoterapeuty co powiedzial zebyś nie biegał niech zmieni profesje . pozdro
Takich lekarzy było więcej, umieją dobrać leki staruszce, ale już poważniejsze problemy się zostawia :). Masz racje i tak teraz robię, ciesze się bieganiem i biegam kiedy mogę 🙂 Dzięki za komentarz Łukasz !