Cursa DiR 10 km – Część 2 – Relacja

Cursa DiR 10 km – Część 2 – Relacja

Ostatni bieg w tym sezonie. Tajemniczy, ponieważ prawie nikt o nim nie wiedział. Upragniony wyjazd do pięknego miasta z szybką trasa i wieloma ludźmi dookoła. Co wydarzyło się w Barcelonie? O tym poniżej.

 

Wyście z metra
Wyście z metra

Byłem na miejscu dużo przed czasem, około godziny 7 (start 8.30). Była piękna pogoda i dobra temperatura do biegania, około 20 stopni, ale powietrze bardzo rześkie. Był to ostatni start w sezonie wiosennym. Na początku zauważyłem to, że przy wejściach do stref stali ochroniarze. Postanowiłem zapytać organizatorów, czy będę mógł wejść do innej strefy z moim białym numerem, o którym pisałem w poprzednim wpisie TU. Młody chłopak z namiotu odpowiedział mi bardzo miło, że niestety nie będę mógł startować z przodu nawet, jeśli mam życiówkę na poziomie 33.22. Takie mają tu zasady, że tylko wyniki z ziemi hiszpańskiej są zaliczane. Okazało się, że niestety, ale startuję z szarego końca, czyli około 200m od prawidłowej linii startu. Przekładało to się na około 40 sekund biegu, więc to duża strata, jeżeli mówimy o walce o czołowe lokaty. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale przed startem miała się pojawić Katarzyna, która biegle mówi po hiszpańsku, więc miałem nadzieje, że uda jej się coś ustalić i zmienić strefę.

 

Przed biegiem - pozytywne nastawienie
Przed biegiem – pozytywne nastawienie

Rozgrzewka zrobiłem klasyczną, ale z przerwami. Gdy pojawiła się Katarzyna poprosiłem ją o pomoc w wyżej wymienionej sprawie, po chwili wróciła i powiedziała, że niestety, ale to się nie uda. Postanowiliśmy spróbować u ochrony przy bramce, Panowie również powiedzieli, że się nie uda i odesłali nas ponownie do namiotu organizatorów. Nagle, gdy pogodziłem się już z startem z końca stawki, pojawił się obok nas Hiszpan z numerem koloru mojej białej strefy. Miał podpisaną przez organizatorów zmianę strefy na numerze na drugą (niebieską). Ochroniarz go wpuścił. Postanowiliśmy znów pójść do namiotu organizatorów, trafiliśmy tym razem na bardzo miłą Panią o imieniu Sylvia, która rozumiała sytuację i zmieniła mi strefę oraz podpisała się na numerze. Uff- dokończyłem rozgrzewkę. Pożegnałem się z Katarzyną i ustawiłem się w strefie niebieskiej, tuż za czerwoną (Elita).

 

Przed startem wysłuchaliśmy dumnie brzmiącej melodii, podejrzewam, że mogła to być jakaś pieśń na cześć Gwardii DIR lub coś w tym stylu. Po chwili tuż przed samym startem w głośnikach zabrzmiała super energetyczna muzyka AC/DC – Thunderstruck tak do 1.30..
.

Maksymalnie nastawiony do biegu, ustawiłem się tuż za elitą i rozpoczęło się odliczanie: Tres, Dos, Uno …START!

.

 

Od razu uformowała się 3 osoba czołówka, która naprawdę mocno ruszyła do przodu, ich tempo było grubo poniżej 3.00. Trasa jak wspominałem, biegła prawie cały czas prosto oraz minimalnie w dół. Za pierwszą trójką uformowała się moja grupa pościgowa około 5 osób. Pierwszy kilometr minęliśmy w 3.12, nie odczuwałem tego tempa, po grupie było widać, że też nie robiło na nich wrażenia. Mijaliśmy osobę, która bardzo przeliczyła siły i odpadła z czołówki. Po pozostałych zawodnikach było widać, że to ich tempo i ciągle się oddalali. My biegliśmy dalej razem. Drugi kilometr według oznaczeń organizatorów wyszedł w czasie 6.20. Zrobiłem wielkie oczy, ale trzymałem grupę, biegłem w środku i chowałem się przed delikatnym, ale odczuwalnym wiatrem. Cały czas było nas pięcioro. Pomachałem do kamery, która akurat jechała równolegle do nas. 3 km według oznaczeń wyszedł w 9.30 (nowa życiówka), trasa dalej wiodła lekko w dół i ciągle prosta jak strzała. Na piątym kilometrze, był punkt z wodą. To, co mnie zaskoczyło to, że woda była w zakręconych butelkach. Druga rzecz, wszyscy obok mnie brali wodę, odkręcali, pili i tu najlepsze, zakręcali butelki. Podbiegając do gęsto ustawionych na trasie pojemników na śmieci, wrzucali butelki do kosza, a wszystko to przy prędkościach około 18 km/h.

.

 

Do połowy jeszcze w większej grupie
Do połowy jeszcze w większej grupie

Połowa trasy wyszła w 16.28. Pomyślałem „jest dobrze”, chociaż w tym momencie nie skupiałem się na czasie tylko cały czas miałem w głowie myśl, ze ścigam się o 3 miejsce. Tempo po czwartym kilometrze delikatnie zwolniło do około 3.20. Przy szóstym kilometrze pewien Hiszpan przy delikatnym podbiegu szarpnął tempo i rozerwał grupę. Zabrałem się z nim. Zrobił na mnie wrażenie „musi być mocny”- pomyślałem, skoro na podbiegu takie manewry robił. Biegliśmy już tylko we dwójkę przez połowę trasy, tętno cały czas miałem bliskie 190, tylko na podbiegach minimalne i chwilowo się zwiększało (średnia z biegu Oshee Warszawa to 196 uderzeń na minutę). Czułem, że mam zapas sił, że jeszcze mam rezerwy. Biegliśmy ciągle ramię w ramię. Na siódmym kilometrze nie widziałem innej opcji, abym tego biegu nie ukończył na podium. Jedyna szansa była w tamtej chwili, później mógłbym przegrać na finiszu.

Naprawdę Oscar dzięki za pokazanie jak się biega w Hiszpanii :)
Naprawdę Oscar dzięki za pokazanie jak się biega w Hiszpanii 🙂

Gdy minąłem znacznik 7 kilometra, ruszyłem mocniej. Czułem energię, która mnie wypełniała, nie wiem co, ale coś mnie pchało do przodu. Hiszpan – Oscar twardo się trzymał, tempo wskoczyło na 3.10. Normalnie na 7 kilometrze mam największe kryzysy, ale tym razem to ja dyktowałem tempo i je podkręcałem. Widziałem, że Oscar dziwnie biegł, niby równo ze mną, ale co chwilę zostawał na dwa kroki z tyłu i doganiał mnie ponownie, znów delikatnie zostawał. Ja cały czas trzymałem 3.10, po około 800 metrach- te 2 kroki z tylu przerodziły się w 5 metrów, a ja nadal robiłem swoje. Hiszpan nie mógł już wyrównać. Odcinek między 7 a 8 kilometrem pokonałem w 3.11 i usłyszałem, że przeciwnik zostaje coraz bardziej z tyłu. Teraz miałem tylko jedną myśl, aby to wytrzymać. Ostatnie 2 kilometry w tym nie pomagały, bo bardzo się dłużyły. Na dziewiątym mijałem wieżowce koło mieszkania Rafała. Wiedziałem, że już blisko do mety, na zakręcie odwróciłem się i zobaczyłem Oscara jakieś 25 metrów za sobą. Nie wiedziałem, na jaki czas biegnę, starałem się nie zwalniać, zostały mi wtedy jeszcze dwa zakręty i ostatnie 300 metrów finiszu.

Ta wyjątkowa chwila
Ta wyjątkowa chwila

Wtedy nastąpiła ta wyjątkowa chwila, kiedy ogarnęła mnie euforia i dotarło do mnie, że za chwilę będę wbiegał na metę dużego biegu, jako 3 zawodnik. Jeszcze przed chwilą chcieli mnie wystartować z szarego końca, nikt mnie nie znał- a za chwilę będę na ustach wszystkich. Ostatnie 200 metrów, usłyszałem muzykę, teraz nie jestem w stanie nawet sobie przypomnieć, jaka to była piosenka, ale słyszałem piękną melodię, brawa, okrzyki Benga, Benga. Spiker z trudnościami, ale wyczytał moje imię i nazwisko. Przed metą złapałem się za głowę, nie wierząc, co tu się dzieje. Ostatnie metry pokonałem w totalnej w euforii i wpadłem na metę. Chwilę truchtałem mając ręce na twarzy z niedowierzaniem. Podbiegła pani Sylvia, która pomogła mi z numerem i strefą. Bardzo serdecznie jej podziękowałem, wskazała mi namiot elity. Siedzieli tam już pierwsi dwaj zawodnicy. Chłopaki z poziomu 29/30 min na 10 km. Dostrzegłem Rafała, był bardzo zadowolony i cieszył się tak samo jak ja.

 

Emocje!
Emocje!

To była najmilsza chwila, oczekiwałem na dekoracje. Pierwszy raz w życiu byłem w namiocie Elity w dodatku w Barcelonie 🙂 W środku można było znaleźć wodę, soki, różnego rodzaju pyszne kanapki, dużo bardzo smacznych ciastek, kawa, serwetki, stoliki, krzesełka. Gdy rozmawiałem z pozostałymi zawodnikami na temat trasy, weszła do naszego namiotu grupa dowództwa Gwardii de Urbanika. Byli to wysocy panowie z licznymi orderami, pogratulowali każdemu z nas osobna. Organizator zaprosił nas pod scenę. Zaczynała się dekoracja. Spiker jeszcze przez chwilę wypytywał mnie skąd jestem, jakie państwo, miasto itp. Najpierw była dekoracja Kobiet. Po chwili, Pani Sylvia z biura zawodów uśmiechnęła się do mnie i usłyszałem jak jestem wyczytywany – Krzysztof Krygier from Lodz, Polonia, dodatkowy komentarz po Hiszpańsku i duże brawa. Stojąc na podium, panowie z Gwardii wręczyli mi statuetkę, udekorowano pozostałych i zrobiono pamiątkowe zdjęcia. Była to jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Ujrzałem Rafała oraz setki innych biegaczy, którzy bili brawo. Dostałem bardzo ciekawą i nietypową statuetkę w kształcie sakiewki na monety.

 

Dekoracja
Dekoracja

 

Po biegu wróciłem, chwilę odpocząłem i ruszyłem w dalsze zwiedzanie miasta. Na pewno będę chciał tu kiedyś ponownie wystartować, będę mógł już wpisać wynik z ziemi hiszpańskiej oraz wejść, już bez stresu, do odpowiedniej strefy.

Dopiero w drodze powrotnej, dotarło do mnie, że udało mi się ustanowić nowy rekord życiowy. Trasa na GPS wyszła 10200 m, lokalni zawodnicy mówili, że miała certyfikat (atest) i wierzyłem im. Od dziś mój nowy Personal Best na 10 km to 33.09!!! 3 miejsce na 5270 osób na obcej ziemi. Poniżej filmik z tej imprezy (ciekawostka: video pojawiło się 4 godziny po biegu).

Podziękowania dla Firmy Magellan, za możliwość wystartowania w takim wydarzeniu. Rafałowi za przenocowanie mnie i wszelką pomoc. Katarzynie za pokazanie pięknych zabytków i oprowadzanie po mieście. Trenerom za świetny sezon, co bieg to życiówka i podium. Obiecałem również podziękować kierownikowi Krzysztofowi za to, że poparł mnie w tym wyjeździe. Oraz wszystkim, którzy mi kibicowali i byli ze mną. Sezon wiosenny uważam za zakończony. Jutro rano planuję zrobić jeszcze wycieczkę biegową po Barcelonie kilkanaście kilometrów i 2 tygodnie odpoczynku. Zamierzam umieszczać wpisy na temat moich tajemniczych przygotowań w tym sezonie.

 

Adiós !

Share This:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *