Dasz radę – Extermynator – relacja
Po okresie odpoczynku, we wstępnej fazie budowania formy skupiam się na budowaniu ogólnej siły nóg i całego ciała przed czekającymi mnie ciężkimi specjalistycznymi treningami. Dlaczego więc wystartowałem w Extermynatorze? Z dwóch powodów: jest to świetny trening siły fizycznej, wydolności, test charakteru oraz zawsze chciałem skoczyć ze spadochronem. Czy udało mi się zrealizować cele? O tym poniżej.
Pomysł na ten start narodził się niedawno, podjąłem szybką decyzje i zapisałem się na ten, bardzo odbiegający od moich standardowych startów, bieg. Kusiła mnie też nagroda główna, którą był skok spadochronowy z 4000 metrów. Wiedziałem, że trasa będzie bardzo ciężka, w końcu przygotowywali ją moi dobrzy znajomi Wojtek i Włodek z klubu KB Geotermia Uniejów.
Na godzinę przed biegiem padał przez chwilę lekki deszcz, pogoda ogólnie dopisywała, było ciepło, ale nie gorąco. Przy oddawaniu rzeczy do depozytu spotkałem koleżanki z pracy Paulinę i Martę. One wraz z grupą koleżanek postanowiły zrobić sobie Extremalny weekend i jednym z elementów tego wypadu był start w tym biegu. Dziewczyny spytały mnie, czy nie zrobiłbym z Nimi rozgrzewki – odparłem, dlaczego nie :). Poprowadziłem rozgrzewkę dla 11 pozytywnie zakręconych dziewczyn, zrobiliśmy mój standardowy zestaw ćwiczeń tylko w skróconej wersji. Skupiłem się głównie na dogrzaniu wszystkich stawów, aby nie skręcić sobie czegoś na nierównym podłożu oraz aby dziewczyny, które nie biegają regularnie mogły w zdrowiu ukończyć te zawody. Pożegnałem się z ekipą i ustawiłem na starcie.
Na każdym biegu istotne jest obadanie konkurencji. Tym razem przeciwnicy różnili się od tych biegaczy, z którymi rywalizuję zazwyczaj. Najbardziej obawiałem się licznej reprezentacji żołnierzy z pobliskich jednostek, którzy mają takie ekstremalne treningi i tory przeszkód, na co dzień w wojsku. Dziś w mniejszym stopniu liczyła się szybkość, co ogólna siła i sprawność.
Początek trasy biegliśmy brzegiem Warty, oczywiście w wodzie. Pierwsze zaskoczenie nastąpiło, gdy wysoko podnosiłem kolana robiąc coś w stylu skipów A i tym samym bardzo szybko uplasowałem na pierwszej pozycji. Później nastąpił krótki fragment biegu po trawie i się zaczęło… Cały czas, bagna, woda, bagna, błoto, woda, trzcina i mokradła, jak by było nudno to jeszcze miejscami pojawiały się pokrzywy :). Na początku trasy dołączył do mnie Krzysztof Bałatka, za nami był kilkunastometrowy odstęp i następni zawodnicy. Postanowiliśmy współpracować. Systematycznie powiększaliśmy przewagę nad pozostałymi. Biegło się tragiczne i ogólnie ciężko to nazwać biegiem. Zdarzały się niewielkie fragmenty, gdzie stopy nie zapadały się po kolana, wtedy można było próbować truchtać. Pierwsze 4 kilometry trasy to czyste brodzenie w wodzie i bagnach.
Po skierowaniu się w stronę Hotelu Lawendowe Termy, myślałem, że najgorsze mamy za sobą. Myliłem się, ostatnie 100 metrów mokradeł mnie zniszczyły. Zapadałem się często po sam pas, chcąc wyciągnąć nogę – traciłem równowagę, upadałem, podnosiłem się i znów upadałem. Brodziliśmy tak dobre kilka minut. Każdy krok wyczerpywał mnie energetycznie, a przesuwałem się jedynie o kilkadziesiąt centymetrów. Wtedy naprawdę miałem kryzys i złe myśli – nawet raz się zatrzymałem, ale widziałem, że Krzysztof brnie dalej i ruszyłem za nim.
Powiedziałem sobie, że dam radę. Stać mnie na to, przecież po to przyjechałem i nadaj jest szansa na pierwsze miejsce. Musiałem tylko w siebie uwierzyć, zebrać wewnętrzną ukrytą siłę i się nie poddać. Napędzaliśmy się wzajemnie, motywowaliśmy i pomagaliśmy. Widziałem, że Krzysztof radzi sobie lepiej z tymi mokradłami niż ja, często zostawałem z tyłu i dopiero na płaskich fragmentach trasy, odrabiałem stratę. Z ciekawszych przeszkód były transzeje, czyli wykopany, przykryty tunel, w którym było całkowicie ciemno i trzeba było się czołgać. Wielka ściana ustawiona z snopków siana, kontener wypełniony odpadami z pianek polietylenowych, równoważnia. Organizatorzy postarali się o to, by jak najbardziej utrudnić zawodnikom pokonanie trasy, pomagała im również sama natura, która w tych okolicach naprawdę była wyzwaniem dla biegaczy .
Po bardzo błotnistej części trasy miałem chwilę wytchnienia, gdy trzeba było przebiec kilkaset metrów po płaskim. Nawet udało mi się wypracować delikatną przewagę nad Krzyśkiem. Za Kasztelem Rycerskim rozpoczynała się druga cześć trasy, tuż przy wbieganiu do kolejnego rowu, poślizgnąłem się i upadając rozciąłem dłoń – Krzysztof mnie wtedy wyprzedził. Zaczęła mi lecieć krew, a Krzysztof cały czas uciekał. I wtedy dostałem zastrzyk nowej energii. Zmobilizowałem się, energia z złości przerodziła się w energię do biegu. Odrabiałem straty, gdy biegliśmy w rowie i wydostaliśmy się z niego, w lesie na bardziej płaskim terenie dogoniłem go i wyprzedziłem. Wtedy już powiedziałem sobie, że nie oddam tego miejsca. Biegłem z całych sił, trasa prowadziła suchym rowem w lesie, później trochę zaroślami, ale ciągle udawało mi się biec. Pokonałem bardzo ciasną betonową rurę i rozpoczął się końcowy fragment trasy, czyli kilkaset metrów środkiem rzeki w parku przy zamku. Przy brzegach udawało się nawet truchtać. Gdzieś w oddali słyszałem Krzysztofa, ale starałem się przemieszczać jak najszybciej, kiedy pozwalała na to trasa.
Nagle, napotkałem na swojej drodze mostek. Sędzia powiedział żeby go pokonać górą, czyli wspinać się po zwisającej siatce. Nie miałem siły się wspinać, ręce odmawiały posłuszeństwa. Krzysztof cały czas się zbliżał. Ostatnimi siłami podciągnąłem się, zaczepiłem nogami i dostałem na górę, przebiegłem przez mostek i ponownie wskoczyłem do wody. Przebiegłem ostatni fragment po suchym i rozpocząłem finisz w wodzie po plaży. Wyczerpany, cały zadrapany i pokaleczony wbiegłem na metę, jako pierwszy Finisher. Nie miałem siły stać, położyłem się i próbowałem dojść do siebie. Krzysztof wbiegł z stratą tylko 27 sekund.
Uwag, co do organizacji nie mam żadnych, trasa świetnie oznaczona, zabezpieczona i pilnowana przez wolontariuszy. Natomiast kilka błędów, jakie ja popełniłem i na których możecie się uczyć to:
- Na takie biegi najlepiej założyć długie obcisłe spodnie. Teraz po biegu próbuję usiąść, udaję się to zrobić, ale z wielkim grymasem bólu – tyle mam drobnych ran na kolanach i całych nogach.
- Biegniemy wtedy, kiedy tylko się da. W bagnach najlepiej szybko iść i starać się trzymać jak najbliżej brzegu, jeśli tylko trasa na to pozwala.
- Nie zaszkodzi dodatkowo przymocować buty do nóg srebrną taśmą, jeżeli taka jest w pakiecie. Duże ryzyko zgubienia buta w mokradłach.
- Zakładamy strój i buty, których już nie planujemy używać, ponieważ wszystko później nadaje się do wyrzucenia. Nie polecam zabierać zegarka, bo szkoda go zniszczyć czy zamoczyć.
- Pomagajcie sobie nawzajem. Wszyscy wiedzą, że jest to wyścig, ale trasa była tak ciężka, że wzajemna pomoc – pomoże szybciej ją pokonać.
Każdy, kto dziś ukończył bieg jest zwycięzcą!
Bardzo miłe chwile doświadczyłem podczas dekoracji. Były brawa, wywiady, zdjęcia i rozmowy. Dodatkowo, jako drużyna KB Geotermia Uniejów zajęliśmy trzecie miejsce open. Na koniec dostałem jeszcze puchar Lata z radiem. Największy, jaki w życiu widziałem. Ogromy i ciężki, ale radość równie wielka 🙂 Ta chwila na podium sprawiła, że nie czułem bolących nóg, zmęczenia. Czułem, że podjąłem dobrą decyzje, było warto.
I na koniec cytat pasujący do tego dnia: „Lepiej spróbować i żałować, niż żałować, że się nie spróbowało..” W tym przypadku warto było spróbować i nie żałuję, że wystartowałem w tym biegu.
Ten blog pozostaje w tematyce biegowej, ale nie zdziwcie się jak niedługo umieszczę wpis na temat skoku z spadochronu 🙂
Extremalne pozdrowienia i do zobaczenia na kolejnych trasach biegowych.
5 thoughts on “Dasz radę – Extermynator – relacja”
Byłam, biegłam i potwierdzam wszystko co opisałeś w tym poście! Dodałabym jeszcze tylko, że w takich biegach najlepiej wypracować przewagę na samym początku, bo potem trudno jest gonić rywali. Nas trochę strofowało te 9 km do przebiegnięcia więc zaczęliśmy powoli, a okazało się, że biegu było tu nawet nie połowę z tego, a jak wiadomo na mokradłach nadrobić już było bardzo trudno.
Gratuluję pierwszego miejsca, bo w takim biegu jest to nie lada wyczyn!