Co za dużo to niezdrowo – Podsumowanie 14-20.03.2016

Co za dużo to niezdrowo – Podsumowanie 14-20.03.2016

Nie sam trening w przygotowaniach biegacza jest podstawą, tylko wiele składowych jak dieta, sen, dodatkowa regeneracja. Przeważnie pisałem jak to super mi idzie z treningami i jak jest ładnie, zielono i przyjemnie. Ten tydzień pokazał mi, że jeśli sobie sfolgujesz to z „pustego nawet Salomon nie naleje” czy coś takiego. Zaczynamy.

Poniedziałek 14.03.2016 – Aktywny odpoczynek

Zaczynać i kończyć trening gdy jeszcze jest windo to jest to J. Lekkie 10 kilometrów po 5.05 plus rozciąganie i 15 minut ćwiczeń na macie to bilans poniedziałkowej aktywności.

Wtorek 15.03.2016 – Na raty

Nieczęsto to robię, ale zmodyfikowałem swój trening siłowy. Wiedziałem, że będę miał mało czasu po południu, dlatego rozbiłem na dwie jednostki wtorkowego treningu siły biegowej. I tak, rano zrobiłem 6 kilometrów lekkiego biegu w okolicach 5.00 z bardzo wolnym startem (organizm się rozkręcał). Następnie od razu po pracy zrobiłem 5 minut rozgrzewki i ruszyłem na skipy, wieloskoki i podbiegi. Z jednej strony na plus jest to, że robimy ten trening z większym zapasem energii i jest on lżejszy dla organizmu i można wykonywać go bardziej dynamicznie. Z drugiej strony, właśnie ta siła, którą trenujemy powinna być robiona, gdy mamy zmęczone nogi biegiem (6-8 km). Wtedy trening symuluje tak jak by zmęczenie na zawodach i siła wykonywana na takich nogach jest cięższa i trzeba bardziej się napracować, aby zrealizować dobrze ten trening. Pracuje tu też głowa, walczy ze zmęczeniem i człowiek skupia się na treningu, myśląc o prawidłowej technice. Później to procentuje na zawodach, gdy jest podbieg, albo gorsze warunki, już nie trzeba skupiać się na tych detalach, tylko można napierać do przodu 🙂

Wtorkowa siła biegowa
Wtorkowa siła biegowa

Trening robiłem pod presją czasu, więc nie było zbędnych przerw i dodatkowego odpoczynku. Na koniec jeszcze dodałem trochę podskoków obunóż i jedną szybszą przebieżkę po płaskim.

Środa 16.03.2016 – II zakres po raz czwarty

Środowy klasyczny trening 10 km BC2 z szybszą końcówką tym razem wyszedł bardzo znośnie. Lubię ten trening, bo bardzo dobrze buduje formę, organizm pracuję w niezbyt wygodnej strefie, ale satysfakcja z wykonania jest bardzo duża. Dodatkowo jest treściwy i zajmuje mało czasu ~1.20 h z ćwiczeniami rozgrzewkowymi. U mnie z dobiegiem i powrotem wychodzi przeważnie trochę ponad 16 km.

Paliwo na 36 minut
Paliwo na 36 minut

Porównanie ostatnich podbojów:

Data – 20.02 Czas – 35,43 Tętno – 180

Data – 02.03 Czas – 36,17 Tętno – 174

Data – 09.03 Czas – 36.09 Tętno -170

Data – 16.03 Czas – 36.02 Tętno 169

Ostatnie 2 kilometry tym razem wyszły najszybciej i były w 6,47. Tak jak kiedyś pisałem to, co kiedyś było dla mnie sufitem – teraz jest podłogą.

Czwartek/Piątek/Sobota 17-19.03.2016 – Słaby odpoczynek

W czwartek uczestniczyłem w badaniach wydolnościowych, nie planowałem treningu w ten dzień. Sam fakt, że doprowadzam organizm do wysiłku maksymalnego był wystarczającym treningiem. Więcej o badaniach będziecie mogli przeczytać już jutro :).

Działo się :)
Działo się 🙂

Piątek to dzień wolny, ale spędzony w pracy do godziny 19.30 więc też nie taki odpoczynek jaki bym chciał.

Sobotnie 10 kilometrów wykonałem z kolegą Robertem, obu nam pasował ten trening i wyszedł luźno (przynajmniej tak mi się wydawało). Pobiegaliśmy, porozmawialiśmy i na koniec wspólnie wykonaliśmy kilka przebieżek po około 100 metrów na rozruszanie.

Wspólne przebieżki
Wspólne przebieżki

Tu dodam, że w piątek i sobotę byłem na imprezie – z jedzeniem słabo (unikałem złego, a dobrego było mało. Alkoholu nie piłem, ale sam fakt chodzenia po 24 spać jednak trochę wywiera wpływ na organizm. Całą sobotę również nie miałem chwili usiąść, ani zjeść coś poważniejszego. Podczas tych dwóch dni nie czułem jakiegoś zmęczenia i tu świetnie rozumiem innych znajomych, którzy tak spędzają dużo czasu. Dla nich to nic poważnego, a ja się przekonałem, że niestety na sportowca, który mierzy wysoko ma to już wpływ. Dlaczego? O tym w niedzielę.

Niedziela 20.03.2016 – Niemoc

2 kilometry biegu – jest to najgorszy dla mnie odcinek treningowy, dlatego z tego faktu, postanowiłem go wykonywać na stadionie. Nie jestem fanem robienia długich odcinków na bieżni, ale tym razem zrobiłem wyjątek. Udałem się na stoki – 3 stopie ciepła, trochę silny wiatr z zachodu, delikatny zraszający czasem twarz deszczyk i jeden cel. Pokonać 5 odcinków składających się z 5 kółek po 400 metrów w czasie poniżej 6.25 każdy. Przerwa to 5-6 minut w zależności od samopoczucia. Po 15 minutach biegu, rozgrzewce dynamicznej i kilku dłuższych przebieżkach ruszyłem.

Planowałem biegać to po 6.25, aby jednak wziąć margines na wiatr oraz na miękkość stadionu na stokach, który trochę energii pochłania. Pierwszy odcinek pokonałem w 6,27 i już wiedziałem, że to nie ten dzień. Mimo tego, że sam sobie mówiłem, że będzie dobrze, że się uda i motywowałem się. Wziąłem nawet żel energetyczny (choć niewiele mi mógł pomóc) po 6 minutach ruszyłem na drugi odcinek. Tu już gdy widziałem, że mijam 1 kilometr w 3.15 i brakuje paliwa w nogach – jak to napisał Piotrek Tomczyk – Noga nie ciągnie, tętno nie rośnie – niestety to się sprawdziło. Jeśli nie ma się paliwa, to się nie poszaleje. 2 odcinek w 6.30. Kolejna przerwa 6 minutowa i walka w głowie, czy nie przerwać tej męki.

Stoki, ahh te Stoki :)
Stoki, ahh te Stoki 🙂

Ruszyłem. Jest ciężko. Pierwsze 400 w 1.17, jadę dalej, dostaję mocne podmuchy w twarz, nie mam sił, ale biegnę, nie zauważyłem kreski oznaczającej 1 kilometr. Zerkam na zegarek, jest strata kilku sekund (kilku to jest bardzo dużo), głowa mi siada, ciało siada, jakoś cisnę, ale bez celu. Nie ma tego „czegoś” co by pchało do przodu – trzeci Odcinek wyszedł w 6.41 (czyli wolniej niż tempo z ostatniego City Trailu) – Zadzwoniłem do Trenera – przedstawiłem mu sytuację, on krótko skwitował – kończymy… jednak nalegałem, że spróbujmy coś z tego jeszcze zrobić. Po chwili negocjacji stanęło na 8×500 w tym samym tempie. To już jakoś poszło, średnio biegałem po 1.34, na przerwie 2 minut truchtu. Czułem, że te 500 jest robione jest na styk. Ostatnie 500 poszło w 1.30 i podziękowałem. Dawno tak nie poległem na treningu, niby coś pobiegałem, ale nie jest to to co być powinno.

Fragment jednego z odcinków 500 metrowych, nie jest to super luźny bieg…

Podsumowanie

Był to ostatni mój najmocniejszy trening, który sam świadomie zawaliłem. Dużo rzeczy zaniedbałem, niby wydających się normalnych dla każdego człowieka, a jednak, gdy ma się biegać jeszcze lepiej niż rok temu, trzeba na to zapracować i po prostu w to zainwestować. Przyszły tydzień jest umiarkowanie ciężki, postawię więcej tutaj na regenerację i zobaczymy jak się uda go przetrwać i jak będzie mi się biegało.

Share This:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *