Nie dowiesz się, jeżeli nie spróbujesz – Bieg IT Relacja
Bieg IT w Warszawie– czyli bieg branży, w której pracuje od 5 lat. Z racji, że teraz mieszkam w Warszawie, nie mogło mnie na nim zabraknąć.?
Był to mój 3 start w tej imprezie :
Samopoczucie przed biegiem miałem bardzo dobre, nie stresowałem się, czułem się za to bardzo skupiony. Rozgrzewka minęła standardowo, pobiegłem zobaczyć trasę, która była bardzo kręta i wąska. Biegła ścieżkami w Parku Ford Bema, który świetnie nadaje się do biegania. Szutrowe alejki, urozmaicony teren. Organizatorzy wcisnęli w ten park pętlę 5 km, którą mieliśmy do pokonania dwukrotnie.
Przed biegiem jeszcze zamieniłem kilka zdań z kolegą Mateuszem z Łodzi i poszedłem zrobić przebieżki. Bardzo dawno nie czułem tego efektu „lekkich nóg”, czyli gdy biegnie się szybko nogi lekko pracują i nie czuje się tego tempa.
Zanim ruszymy na trasę, wrócę jeszcze do treningu z Wtorku, który bardzo umocnił mnie psychicznie. Zrobiłem wtedy 8 km mocnego biegu i ostatnie 2 km o wiele szybciej. I to przyspieszenie na końcu, pomimo zmęczenia daje bardzo dobre efekty nie tylko treningowe, człowiek później czuje się pewny, bo skoro przyspieszył na treningu to na zawodach też da radę.
Równo o 11 ruszyliśmy na trasę, pierwsze moje zdziwienie, to od razu znalazłem się na pierwszej pozycji. Chciałem pobiec dzisiaj mocniej, lecz po pierwszym kilometrze świadomie zwolniłem, ponieważ wiedziałem, że lepiej się skupić na walce o podium, na szybkie bieganie przyjdzie jeszcze czas.
Po około 3 kilometrze na prowadzenie wyszedł inny zawodnik, którego nie znałem. Mateusz biegł tuż za mną co mnie ucieszyło, że znajomy w czołówce może pomóc w walce o czołowe lokaty. Czułem się nadzwyczaj dobrze, nie chciałem forsować tempa, starałem się biec obok kiedy mogłem, ale Adam trzymał mocne tempo.
Po 5 kilometrach mówiłem sobie, tylko do 8 i potem to co na treningu. Tempo powoli zaczęło rosnąć. Był moment, kiedy biegłem na 3 pozycji, ale czułem zapas prędkości. Po 7 kilometrze, Mateusz zaczął odstawać, za to Adam tak dyktował tempo, że kiedy chciałem wyrównać się z nim, to on przyspieszał. Nie próbowałem się pchać na siłę na prowadzenie. Biegło mi się coraz ciężej. Oddech był ok, ale mięśniowo zaczynałem słabnąć.
Mijając 8 kilometr tempo Adama stale rosło (albo moje słabło?), a ja nie chciałem przyspieszać, ponieważ wiedziałem, że skoro Adam tak aktywnie odpowiada na moje ataki, to moja szarża może być chybiona. Postanowiłem poczekać do 9 kilometra. Lecz tam umysł coraz bardziej namawiał, że skoro mam pewne 2 miejsce, a Adam tak mocno walczy, to może nie warto się męczyć, tylko dobiec na 2.
I wtedy w grę weszły myśli, które jakby czekały na tę chwilę. Zacząłem zadawać sobie takie pytania:
- „Jak będziesz się czuł na mecie, jeżeli się teraz poddasz, wiedząc, że miałeś siły?”
- „Co będzie, jak spróbujesz i uda Ci się wygrać, jak się będziesz czuł?”
- „Na treningu potrafiłeś przyspieszyć, a teraz się boisz?”
I zaczęły pojawiać się myśli i słowa:
- Pietrzyka – „Ruszam mocno i biegnę, ile daje radę, jak ktoś mnie wyprzedzi, to nic, bo ja wiem, że dałem z siebie wszystko”
- Żony – „Wygrasz to”
- Moje – „Jeżeli nie spróbujesz, to się nie dowiesz, jak mogło być”
Zacząłem kojarzyć ból i cierpienie z tym, że nie dam z siebie wszystkiego i chęć uniknięcia tego uczucia na mecie zmotywowała mnie do heroicznego ataku. W głowie miałem sylwetkę Galena Rupp’a, który w Pradze mocno zaatakował i biegł pewnie po swoje, Eluida Kipchoge, który jak robot biegnie do przodu i nie ogląda się na rywali. Tak się nakręciłem, że z tempa około 3.35 przyspieszyłem do 3.00 na 600 metrów do mety!
Minąłem Adama jak wystrzelony z procy, biegłem bardzo mocno i szybko się oddalałem, Adam z opóźnieniem zareagował. Biegłem tak 300 metrów, a prowadzący rowerzysta stale skręcał nie w stronę mety tylko dalsze alejki trasy, odbiegające od mety. Kwas mlekowy zaczął mnie zalewać, a tu jeszcze ponad 300 metrów biegu, niby mało, ale wierzcie mi, ja już chciałem się zatrzymać.
W oddali słyszałem okrzyki Żony, motywujące do szybszej końcówki i przypomniały mi się słowa trenera Sylwka „Zachciało się biec szybko, to teraz to dowieź do końca” i z krzykiem na ustach biegłem dalej, na ostatnim zakręcie obejrzałem się przez ramię i zobaczyłem, że Adam odpuścił, na metę wbiegłem już z spokojem celebrując ostatnie metry.
Sam bieg oceniam bardzo dobrze, trasa była ciekawa, może nie szybka, ale bardzo fajna i urozmaicona. Z minusów jedynie mogę doczepić się do ilości toitoi, chyba było ich 6, na 300 osób to trochę zbyt mało. Owoce po biegu super pomysł! Konkurs rzutu PC-tem, biegi dla dzieci, sprawne biuro zawodów. Polecam ?
Czy jestem zadowolony z tego biegu? I tak i nie. Nie było to łatwe zwycięstwo, biegło mi się ciężko i wiem, że muszę popracować nad wytrzymałością i nad głową, która mnie mocno ogranicza. Teraz czas odpocząć, nie chce kusić losu. Czas na szybkie bieganie przyjdzie w Wakacje! ? Pozdrawiam
One thought on “Nie dowiesz się, jeżeli nie spróbujesz – Bieg IT Relacja”