10.04.2023 – 16.04.2023 – Pojedynek
Poniedziałek 10.04.2023
Zgodnie z założeniami nieco ponad 25 km średnio po 4:19. Trening wykonywany z 2 odchyleniami od normy bo:
a) Cały trening obok jechała Beata na rowerze i też część czasu rozmawialiśmy, co miało wpływ na tempo biegu oraz czasem na trudniejszych fragmentach trasy zwalniałem do tempa roweru.
b) Nie miałem żelu energetycznego na wsi i ten trening poleciałem na wodzie z miodem i powiem Wam, że też daje radę 🙂
Sam trening super, czułem zapas, biegło mi się dobrze, trasa i pogoda idealne i czułem duży niedosyt, że tylko 25,5 km.
Po południu czułem, że odzywa mi się prawe kolano – 95 km w 5 dni może swoje zrobić i potencjalnie to zapalenie gęsiej stópki. Zintensyfikowałem leczenie i wjechały produkty do normalnego przeziębienia czyli:
Cynamon, miód, pyłek kwiatowy, czosnek + maść przeciwzapalna. Zobaczymy jak to będzie następnego dnia.
Wtorek 11.04.2023
Rano odprowadzając dzieci czułem nadal mocny ból w kolanie, bieganie odpuszczone. Ponawiam wczorajsze ataki specyfikami + też odpowiednio łydkę i udo masuję, aby zmniejszyć napięcie przy kolanie.
Środa 12.04.2023
Kolano zdecydowanie lepiej, na tyle dobrze, że próbuje z dziećmi zrobić przebieżkę do sklepu – 3 km biegania ok, można wracać do treningów.
Czwartek 13.04.2023
Rano 20 minut biegania, raczej w formie takiego lekkiego rozruchu.
Wieczorem z Beata i dziećmi robiliśmy trening Beaty i po nim miałem biegać swój. Trening Beaty udało się zrobić, natomiast swój musiałem ze względów logistycznych przełożyć na później, natomiast później nie miałem za nic siły, aby go robić, przełożyłem go na następny dzień rano.
Piątek 14.04.2023
2 dni do startu – nic mocnego już tu nie mogę wcisnąć, postanawiam przebiec 5 kilometrów i zrobić wstawkę 3 km w tempie półmaratonu (okolice 3:45) Kółka wokół ogródków działkowych w 6:20 i 6:13 czyli 3:45 i 3:40, powiedzmy, że znośnie, ale nie było wtedy mowy o bieganiu tego przez 21 km 🙂
Sobota 15.04.2023
Start w Parkrun, pierwotnie miałem biegać z dziećmi, natomiast przez padający deszcz pojechaliśmy tylko z Beatą (dzieci z Babcią zostały). Plan samotnego biegu miałem po prostu na bieg w tempie półmaratonu. Po starcie zabrałem się z pierwszym zawodnikiem, natomiast jego tempo było na 4:00, więc przebudowałem trening na 1 km 4:00 drugi 3:30/4:00/3:30/4:00. Wyszło średnio 3:45 (biegałem te 4:00 trochę szybciej), biegane wszystko z kontrolą.
Beata również dała radę cały Parkrun bez zatrzymania się przebiec (dumny).
Niedziela 16.04.2023
6:30 rano ruszam do Łodzi. Przez ograniczenia w ruchu i brak czasu, postanawiam zostawić auto na mieście i dojechać hulajnogą. Podczas przebierania się 20 minut przed startem okazało się, że nie zabrałem zegarka z auta. Nie zdążyłbym po niego wrócić, więc szykował się ciekawy bieg. Tak samo będąc już na linii startu w oczy wpadł mi żel innego zawodnika, który przypomniał mi, że swoje zostawiłem w depozycie…. Dawno takich 2 gaf nie popełniłem na biegu.
Czułem się dobrze – Cel – Przebiec całość po 3:45, czyli na wynik w okolicach 1:19. Ruszamy – biegnę na samopoczucie, ale staram się dopasować do tempa innych. W końcu dołączam się do pierwszej kobiety biegnącej maraton, która miała swojego pacemakera. Podpytuje o cel- mówią, że średnie 3:40 – szybka kalkulacja, albo sam bez zegarka, albo z nimi – próbuje. Biegnę z nimi, tempo faktycznie jest szybkie, bo często schodzi poniżej 3:40. Czułem to, że miejscami mi się kontrolki od tempa zaczynały palić. Po pewnym czasie uformowała się taka 5 osobowa grupa, gdzie ja się starałem kleić cały czas tyłu. Wiedziałem, że 5 km dam radę bez problemu, 10 też powinno się udać, a celem było utrzymanie się z nimi do 15.
Na pierwszym punkcie z piciem kolejna inteligentna moja decyzja z czekaniem na ostatni stolik, aby złapać picie. Próba łapania się nie udała, koniec bufetu, lecę na sucho. Biegniemy, jedzie obok nas pilot na rowerze, przed nami auto z czasem, pacemaker trzyma tempo, zegarek niepotrzebny 🙂 . Znoszę tempo ok, 10 km mijamy w 36:30, szybka kalkulacja – 1 minuta szybciej, niż bym leciał po 3:45, nieźle, jak na półmaraton. Teraz kluczowe, utrzymać to do 15 kilometrów. Wszystko szło dobrze, gdyby nie podbieg koło Zoo na ulicy Konstantynowskiej na 13 kilometrze. Tam się odkleiłem, zacząłem biec sam i tempo zaczęło delikatnie spadać.
O ile pierwsza piątka była w 18.08 i druga w 18:22, to trzecią jeszcze, jeszcze dowiozłem w 18:37, natomiast czwarta już była totalną walką. Na 10 i 15 kilometrze złapałem po łyku izotonika, ale czułem brak energii. Ostatnia 5-tka w 19:09 (3:50) i tu już myślenie mi się powoli odłączało – przechodziłem w tryb dotarcia do mety. Na sam koniec jeszcze długi podbieg pod wiadukt, na którym była zmiana sztafet i przekazuje pałeczkę Kasi (koleżance z firmy, z którą biegłem sztafetę). Siadam w autobusie i faktycznie czuję, że sporo zostawiłem siebie na trasie, bo nie kontaktowałem za bardzo co się dzieje. Po jakimś czasie sprawdzam wyniki 1:18:30 – czyli udało się dowieźć zapas, choć grupa z która biegłem nabiegała na 1:17:30.
Finalnie nabiegaliśmy 2 czas sztafet miks (kobieta + mężczyzna) oraz ja 6 miejsce, a Kasia 4 indywidualnie. Fajny bieg, miło znów stawać na podium w Łodzi. Cel zrealizowany, teraz trzeba wyznaczyć nowy.
Podsumowanie
Pojedynek z Półmaratonem nr. 3 wygrany – Cel 1:18 nabiegany, można gdybać co by było gdybym miał żele, ale jestem zadowolony. Fakt, że jestem w stanie pobiec 21 km średnio po 3:43 cieszy. Teraz trzeba z tego coś ciekawego wykuć, choć jeszcze nie wiem co. Na razie 2-3 dni odpoczynku i czasu na zastanowienie się.